Łukasz Wachowski - W imię Ojca - recenzja
Pragnienie dokonania zemsty za odniesione krzywdy jest jedną z największych podniet ludzkiej natury i atawizmem, jaki czai się w głębi każdej duszy. Według jednych to akt oczyszczenia, przynoszący ukojenie tym, którzy się go dopuszczają. W ten sposób w swoim pojęciu wymierzają sprawiedliwość - surową, nieubłaganą, ale konieczną dla przywrócenia elementarnej równowagi moralnej. Inni twierdzą, że oznacza ona poddanie się najniższym instynktom w celu zaspokojenia mrocznych pragnień, co w ostatecznym rozrachunku prowadzi do powstania jeszcze większej nieprawości. Dokonujący jej człowiek sam wychodzi z ubrudzonym sercem i sumieniem, popełniając czyn nieetyczny i godny potępienia, a tym samym nie jest w istocie lepszym od tych, którzy wcześniej wyrządzili mu zło. W tym ujęciu, zemsta to czyste dzieło szatana.
Tak czy inaczej, jej pragnienie towarzyszy ludzkości od samego zarania, będąc motorem wielu zachowań. Cóż się jednak dziwić, skoro nie był od niej wolny sam Bóg. Zsyła on przecież potop w reakcji na postępowanie ludzi, którzy nie przestrzegają żadnych nakazów moralnych, w wyniku czego ocaleje jedynie Noe i jego rodzina. Nie do pozazdroszczenia jest także los dwóch zepsutych miast – Sodomy i Gomory, zniszczonych z powodu nieodnalezienia w nich ani jednego sprawiedliwego. Nie lepsi byli także mitologiczni bogowie. Wystarczy przypomnieć sobie los Prometeusza, przykutego do skały i wydanego na pastwę krwiożerczego orła w zemście za udostępnienie ludziom ognia. Sam wielki Achilles nie ustrzegł się tego uczucia – jego pragnienie odwetu za śmierć Patroklosa przynosi śmierć niewinnemu przecież Hektorowi i ostatecznie przyczynia się w wielkim stopniu do upadku Troi.
Najbardziej słynnymi literackimi „apostołami” zemsty, rozbudzającymi ludzką wyobraźnię, są Hamlet oraz hrabia Monte Christo. Obydwaj żyją właściwie tylko dla jej dokonania, przy czym w przypadku pierwszego, nie kończy się to dobrze dla niego samego. Drugi wprowadza w życie diaboliczny plan odwetu, przez całe lata precyzyjnie wymierzając sprawiedliwość swoim ciemiężycielom. W jego przypadku sprawdziło się doskonale stare przysłowie, stanowiące, że „Zemsta najlepiej smakuje na zimno”.
Najbardziej znana jest vendetta – nakaz zemsty rodowej, obowiązujący na Korsyce oraz Sycylii. W przypadku tej ostatniej wyspy przybrała ona straszliwe rozmiary. Wielokrotnie w swej historii zamieszkana była prawie jedynie przez płeć żeńską, gdyż większość mężczyzn wyginęła we wzajemnych rzeziach dokonywanych z pokolenia na pokolenie bądź została zmuszona do ucieczki na kontynent. Nic dziwnego, że znalazła swoje odzwierciedlenie w „Ojcu Chrzestnym” Francisa Forda Coppoli. Jest ona także motywem przewodnim działań jednego z moich ulubionych bohaterów filmowych – Johna Wicka. W jego wykonaniu stanowi prawdziwe dzieło sztuki, przekształcone w niezrównany balet śmierci i zniszczenia.
Czy warto ulegać swoim ciągotom i dokonywać zemsty? Chyba nikt do końca nie zna odpowiedzi na to pytanie, choć nie ukrywam, że należę do tych, którzy zdecydowanie odpowiadają: oczywiście tak! Z radością ujrzałabym dopalające się ruiny mojego dawnego liceum oraz spływające rzeką trupy moich wrogów. Nie jest to wizja zbyt moralna, ale naprawdę sprawia mi wiele radości. UPS. 😉
„Pani komisarz lubiła wyzwania. Prowadziła już niejedno śledztwo, w którym trzeba było nie lada gimnastyki dochodzeniowej, a nawet wyciągania dowodów spod ziemi”
Jesteś komisarzem policji w sekcji dochodzeniowej. Urodzonym psem tropiącym z doświadczeniem i wieloma sukcesami w pracy. Sławę przyniosło Ci ujęcie przed dwoma laty gwa*łciciela i zabójcy nastolatka. Pomimo początkowego braku jakichkolwiek namacalnych dowodów, doprowadziłaś do skazania go na dożywotnie więzienie. Sprawą żyła cała Polska, a wraz z nią liczne media. To dzięki nim Twój wizerunek trafił prawie pod każdą strzechę w kraju. Uchodzisz za doskonałego fachowca, który po nitce do kłębka jest w stanie rozwikłać każde śledztwo. I niezbyt wygadanego samotnika, niechętnie nawiązującego relacje międzyludzkie, choć to nieco krzywdząca opinia.
„Polecenia były bezosobowe. To także cecha Podgajnej. Nie nawiązywała relacji z innymi, często wyglądało to jak traktowanie z góry, choć nie takie były jej intencje. Szła o zakład, że nigdy więcej nie spotka tych, z którymi niebawem się zobaczy, więc po co się wysilać.”
Myślisz, że w trakcie swojej kariery widziałaś już wszystko, ale tym razem stykasz się z czymś niewyobrażalnym nawet dla siebie samej. Zostajesz wezwana do sprawy nietypowego morderstwa, dokonanego w małym kościele parafialnym we wsi Kotunia. Gdy przekraczasz jego próg Twoim oczom ukazuje się makabryczny widok - na krzyżu przed ołtarzem zawisł miejscowy proboszcz.
„Ciało nie miało zbyt wielu widocznych obrażeń. Założona na głowę cierniowa korona poczyniła rany, z których na czoło i skronie pociekły strużki krwi. Twarz nie była poobijana, na ciele brak widocznych ran. Jedyne rzucające się w oczy to te, które powstały podczas przybijania do krzyża.”
Obok ciała Półtoraka odnajdujesz kawałek kartki z fragmentem obrazu Albrechta Dürera „Czterech jeźdźców Apokalipsy”. Widnieje na niej alegoryczne przedstawienie śmierci tratującej ludzi koniem, na którym siedzi z widłami w rękach. Symbolicznie oznacza to przedwczesny zgon, będący karą za grzechy. Tak jak na krzyżu, na jakim w czasach starożytnych rozpościerano złoczyńców, którzy dopuścili się wyjątkowo ohydnych przestępstw. Od razu dochodzisz do wniosku, że na bożym słudze dokonano pomsty za jakiś okropny czyn, którego dopuścił się w przeszłości. Zaczynasz szukać jego śladu. Na razie ustalasz niewiele, poza tym, że został przeniesiony przez biskupa w szybkim tempie z innej parafii, na skutek plotek o skłonności do małoletnich chłopców. Masz więc do czynienia z typowym dla Kościoła zamiataniem sprawy pod dywan, w celu wyciszenia narastającego skandalu.
Niedługo potem dochodzi do zaginięcia księdza Topolskiego z pobliskiej parafii. Nie stawił się na poranną mszę i nie odbiera telefonów. Również on nie należał do osób kryształowo czystych. Według powszechnej opinii, to istny seksualny drapieżnik, nastający na swoje parafianki. Przed wielu laty z jedną z nich miał nawet dziecko, jednak jej szybkie zniknięcie ze wsi uspokoiło sytuację. Co najdziwniejsze, nikt nie wie co się z nią faktycznie stało.
Instynktownie czujesz, że obie sprawy są ze sobą ściśle powiązane. Szybko dowiadujesz się, że obydwaj księża studiowali w tym samym seminarium i byli serdecznymi przyjaciółmi utrzymującymi ze sobą bliskie kontakty. Co więcej, tworzyli zamknięty krąg z czterema innymi duszpasterzami. Jeden z nich już od długiego czasu nie żyje – popełnił samobójstwo w dość podejrzanych okolicznościach. Choć dawniej prowadzone śledztwo nie wykazało udziału osób trzecich, jesteś przekonana, że ktoś pomógł mu w dokonaniu tego czynu. Tak sądzi także jego matka, z którą przeprowadzasz długą rozmowę. Z uporem twierdzi, że syn nigdy nie zrobiłby czegoś takiego i z goryczą wspomina, że jego pięciu przyjaciół nie udzieliło żadnego wsparcia, unikając kontaktu - tak jakby mieli coś na sumieniu. Masz więc pewien trop. Jeśli było to morderstwo, musiała go dokonać jakaś zaufana osoba, gdyż brak jest śladów jakiejkolwiek walki. Na przykład przyjaciel, któremu bezgranicznie ufał...
Na razie musisz zabezpieczyć pogrzeb pozbawionego życia księdza. W końcu nie można wykluczyć, że morderca się na nim pojawi. Ku zgrozie wszystkich obecnych, przed spuszczeniem trumny do grobu okazuje się, że jest on wypełniony kamieniami, spod których dociera wyraźny zapach rozkładającego się ciała. Jak wykazała autopsja, ksiądz został ukamienowany. Ta biblijna kara była wymierzana między innymi za homoseksualizm, cudzołóstwo oraz gwałt. Przed śmiercią podano mu pavulon - lek zwiotczający mięśnie. Jego działanie powoduje, że ofiara nie może się ruszać, jednak czuje wszystko, co się z nią dzieje.
Już wiesz, że masz do czynienia wielokrotnym, bezlitosnym zabójcą, mordującym księży w akcie pomsty za coś, czego dokonali razem przed laty. Jesteś przekonana, że następnym jego celem będzie pozostała trójka sług bożych, złączonych więziami przyjaźni. Próbujesz dowiedzieć się czegoś w kurii biskupiej, ale odbijasz się jak od ściany – wyraźnie widzisz zmowę milczenia i ukrywanie prawdy. Rozpoczynasz żmudne śledztwo, które zaprowadzi Cię do odkrycia prawdy tak strasznej, jakiej nie dopuściłabyś do siebie w najgorszych snach.
„W imię Ojca” Łukasza Wachowskiego jest rasowym kryminałem. Autor prowadzi czytelnika przez meandry długiego śledztwa, jakie rozwiązuje komisarz Marlena Podgajna w sprawie mordowanych z sadystycznym zacięciem księży. Zabójca w odrażający sposób pastwi się na swoimi ofiarami, wyraźnie dokonując zemsty za jakąś tajemniczą winę, którą przypisuje im w swoim umyśle. Powieściowe wydarzenia przebiegają w bardzo dynamiczny sposób, odsłaniając przed czytelnikiem krok po kroku straszną prawdę, jaką połączone były ofiary. Postępowanie policyjne opisane jest bardzo szczegółowo, przy czym Pisarz nie stroni także od wątków obyczajowych, które niewątpliwie znacząco ubarwiają narrację książki. Język jest płynny i pozbawiony zbędnych ozdobników (dopatrzyłam się jedynie kilku powtórzeń). Sprzyja to odbiorowi treści i zapobiega znużeniu czytającego, który dzięki temu może zanurzyć się z wielkim zaciekawieniem w fabułę prowadzoną w bardzo zręczny sposób.
Niewątpliwie mocną stroną "W imię Ojca” jest podjęcie ważnego społecznie tematu zachowania Kościoła katolickiego, który nie robi nic lub też bardzo mało, aby pozbyć się ze swoich szeregów „czarnych owiec” i przeciąć energicznie ropiejący wrzód, jaki się pojawił na jego ciele. Panuje w nim często zmowa milczenia, a hierarchowie nie są zbyt chętni do ujawniania skandalicznego zachowania niektórych księży, zaprzeczających czynami swojemu powołaniu. Niezbyt entuzjastycznie współpracują oni również z organami ścigania i innymi instytucjami państwowymi, prowadzącymi czynności w sprawach o zabarwieniu kryminalnym, a dotyczących kapłanów. Księży winnych zachowania w postaci molestowania seksualnego, czy życia wbrew nakazom celibatu przenosi się co najwyżej do innych parafii, nie bacząc na szkody, jakie mogą spowodować wśród swoich owieczek w nowym miejscu posługi, ani też dla wizerunku samego Kościoła. Niewątpliwie jest to postępowanie bardzo krótkowzroczne i przynoszące dużo więcej zła niż pożytku. I tu należy się zgodzić z Autorem. Jednak moim zdaniem przyjęta przez niego narracja, stanowiąca de facto oś powieści, jest mocno skażona nierównym rozłożeniem akcentów. Wszyscy księża, którzy przewijają się przez jej karty, są osobnikami wyciągniętymi z bestiarium godnego obrazów Hieronima Boscha. Wśród tego licznego przecież grona nie sposób znaleźć nikogo, kto choć w najmniejszym stopniu kierowałby się ludzkimi odczuciami i jakimkolwiek poczuciem moralności czy sprawiedliwości. Wachowski odmalowuje wizerunek Kościoła jako instytucji straszliwie złej, której przedstawiciele zajmują się wyłącznie krzywdzeniem ludzi i dopuszczaniem się najgorszych z możliwych czynów, przekraczających miarę wyobraźni. Myślę, że dla uczynienia powieści bardziej wielowymiarową i rzeczywistą zdecydowanie warto byłoby dla kontrastu przedstawić także kilku pozytywnych bohaterów w sutannach, bo – jak pokazuje nawet moje doświadczenie - takich też jest wielu! A nie piszę tego jako osoba wierząca. Zmiękczenie jednowymiarowości dualizmem byłoby pozytywnym zabiegiem. Podobnie jak zmodyfikowanie treści typu: „Sama nigdy nie była zwolenniczką chodzenia do kościoła. Dziwiło ją, że tłumy ludzi potrafią klepać jedne i te same formułki podczas mszy pod pozorem modlitwy. Wznoszone ponoć do samego Boga, nigdy niczego nie przyniosły.”.
Szanuję ludzi niewierzących, sama należę do wątpiących, od Pisarza jednak wymagam, by ten posługiwał się argumentami, które niosą w sobie jakiś miarodajny ładunek intelektualny i prowokowały do owocnej dyskusji. Pisma teologów Kościoła katolickiego już dawno odpowiedziały na tego rodzaju pytania. Można się z nimi nie zgadzać, ale ograniczanie swojej postawy do prowokacyjnych twierdzeń uważam za zbyt daleko idące. Niezbyt podoba mi się również nadużywanie słów typu “klecha” czy “księżulo” - jako że mają one bardzo pejoratywny wydźwięk, a książkowe postaci światły czytelnik powinien jednak potrafić ocenić samodzielnie, wyciągając wnioski z ich postępowania. Poza tym, należy pamiętać o tym, że w absolutnie każdej grupie osób znajdą się owce białe i czarne.
Zaskakująco negatywna okazuje się także postawa bohaterów względem ludzi mieszkających na wsi – ich zdaniem to wcielone zło, którego widokiem należy się niekłamanie brzydzić. Co rusz można natrafić na takie kwiatki, jak „wiejski motłoch”, „wiejska tłuszcza” czy „gawiedź”. Co czuje Podgajna na widok zbiegowiska parafian przed kościołem, zrozpaczonych zabójstwem swojego pasterza? Otóż: „Od razu dało się poznać, że to lokalsi. Ludzie zniszczeni ciężką pracą, bez pełnego uzębienia, żywiący się plotkami i tanimi sensacjami wiejskimi. Nie poczuła pogardy, ale lekkie obrzydzenie. Na szczęście nie będzie musiała z nimi obcować bezpośrednio.” Tego rodzaju obraz uważam za karykaturalny. Sądzę, że “wiejski” czytelnik może poczuć się urażony, skoro trzeba cieszyć się, że nie będzie się z nim miało do czynienia. Sama wywodzę się z niewielkiego miasta, otoczonego wieloma terenami rolniczymi, ale nie poważyłabym się na takie określenie ich mieszkańców. Tu znowu musiałabym napisać, że wszystkie zbiorowiska ludzi są zróżnicowane i warto byłoby to pokazać, tym bardziej że podobnie jednostronnie zostali ukazani patrioci – a do tego grona akurat się zaliczam. Nadmienię, że kochając swój kraj i jego historię, nie jestem ani brunatna, ani przerysowanie nacjonalistyczna.
Niezgodność moich poglądów z postawami postaci nie ma jednak absolutnie żadnego wpływu na końcową ocenę DEBIUTU Łukasza Wachowskiego, która okazuje się pozytywna przede wszystkim z uwagi na wartką otoczkę językową oraz nietuzinkową kreację mocnej w odbiorze zagadki kryminalnej. Krwawe i soczyste ujęcie motywu zemsty w świetle kościelnych świec sprawiają, że “W imię Ojców” jest niezwykle mroczną propozycją, jaka z pewnością na długo pozostanie w pamięci odbiorcy. Myślę, że warto zapisać w niej sobie także nazwisko Autora – ma ono bowiem szansę stać się znaczącym na scenie polskich “kryminalistów”. Mocne 7/10, czyli po prostu: bardzo dobry.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)