Natasza Socha - Świąteczna mozaika - recenzja
Jako naczelny bookstagramowy Grinch, co roku wybieram jedną typowo świąteczną książkę, którą poddaję wnikliwej recenzji – taka tradycja. Dlaczego ją przyjęłam? To proste - jeżeli powieść ta otrzyma rekomendację zielonego stworka, można uznać, że jest czymś, po co naprawdę warto sięgnąć. Tym razem mój wybór padł na najnowszą propozycję Nataszy Sochy i... ZONK. Reklamacja! To bowiem, wbrew tytułowi i okładce, wcale nie jest klasycznie bożonarodzeniowa pozycja, od jakiej co bardziej włochatych i gnuśnych mogłoby zemdlić. W “Świątecznej mozaice” zbliżająca się Wigilia jest jedynie tłem. Główną oś fabuły stanowi układanka, jakiej złożenia nie powstydziłby się... fan kryminałów czy dramatów. Oprócz tego, nadrzędną rolę odgrywa bardzo realistyczne i momentami wzruszające (tak, nawet dla mnie) ujęcie zmagania się z chorobą Alzheimera – nie tylko przez dotkniętą nią osobę, ale przede wszystkim jej najbliższych. W związku z tym pozwolę sobie napisać coś bardzo niegrinchowego: jeśli chciałbyś w tym roku sięgnąć po jedną opowieść z Bożym Narodzeniem w tle lub sprezentować taką komuś pod choinkę, powinieneś postawić na właśnie tę słodko-gorzką historię pozwalającą na literacką podróż mglistymi uliczkami Wenecji, opatrzoną wykwintną narracją i pełną ważkich, zmuszających do refleksji słów, w której jedynie gdzieś z tyłu, nie przytłaczając, majaczą kolorowe lampki i strojone oryginalnymi ozdobami drzewko.
“Mówi się, że Boże Narodzenie to stan umysłu. (...) automatycznie przenoszą nas w przeszłość, do której wzdychamy. Chcemy ją odtworzyć, przywołać z zaświatów, żeby znów było jak dawniej.”
W przeszłości każdego teraźniejszego Grincha następuje moment zwrotny, w którym ten się nim staje. Kiedyś zapewne cieszył się gorączkowymi przygotowaniami prezentów, kulinarną ucztą, przyrządzaną przez wszystkich domowników po trochu; tworzył niedoskonale piękne dekoracje i nucił pod nosem kiczowate świąteczne utwory. A potem, pewnego dnia, mistyk wystygł, pozostawiając po sobie cynika. Kiedy?
“(...) skoro najważniejszy element zniknął, to można już skasować całe święta, bo one i tak nie mają już tego uroku co dawniej.”
Wszystko zależy od okoliczności - to chwila unikalna, po której jest już tylko włochate zielone futro, jakie można czochrać ze złości, obserwując bożonarodzeniowe dekoracje, pojawiające się w sklepach zaraz po Halloween, fałsz składanych podczas dzielenia się opłatkiem życzeń czy próbę prześcignięcia się w tym, kto kupi droższy podarek. Czasem unosi się brwi – w wyrazie pogardy lub niedowierzania, bo co roku wigilijna otoczka jest bardziej przerysowana. Na moment, który dawniej był wyjątkowy, patrzy się w krzywym zwierciadle. Ty też dawniej czekałaś na Święta - choć tylko co drugie Cię cieszyły. W zależności od tego, czy w tym roku wypadały Twoje parzyste czy nieparzyste urodziny – mama była w domu albo stawała się nieobecna, wybrawszy pełnienie dyżuru i opiekę nad pacjentami. Ponoć... Jako kilkulatka płakałaś. Nastolatka - buntowałaś się. Dwudziestolatka jedynie odwracała się do mamy plecami i milcząco znosiła fakt, że przed nią kolejna wieczerza tylko z tatą. Dziś jako dwudziestotrzylatka oddałabyś wszystko, aby wyrazić jakąkolwiek z tych reakcji. Tymczasem nie masz pewności czy stan matki okaże się na tyle stabilny, abyś mogła ją odwiedzić lub przywieźć do rodzinnego domu. Od jakiegoś czasu znajduje się w specjalistycznym ośrodku, otoczona możliwie najlepszą opieką. Przez długi czas zajmowałaś się Marianną tak dobrze, jak tylko mogłaś - ale w końcu przejmujący nad nią władzę Alzheimer stał się zbyt niebezpieczny, by mama choć przez chwilę pozostawała bez nadzoru. Podjąwszy najtrudniejszą decyzję w życiu, powierzyliście pieczę nad nią medykom. Odwiedzasz ją, kiedy tylko możesz, zupełnie nie wiedząc czy tego dnia Cię rozpozna - czy zapyta, kim jesteś. Rzuci się na Ciebie, wrzeszcząc gniewne słowa - a może przytuli i spróbuje z rozsypanych słów skleić, niczym mozaikę, mającą sens rozmowę? Jak w takich okolicznościach miałyby Cię radować zbliżające się Święta Bożego Narodzenia, które mogą okazać się wielką katastrofą? Czy można pogodzić się z odejściem kogoś, kto wciąż żyje?
“Kiedy ludzie wracają myślami do przeszłości, patrzą na nią przez różowe okulary. Często widzą ją w weselszych barwach niż była w rzeczywistości. Koloryzują wspomnienia, dodają im blasku, chcą wierzyć, że było magicznie.”
Kiedyś, pewnie szybciej niż później, umysł Twojej mamy nie będzie już biblioteką, w której ktoś chaotycznie wyrzucił na sam środek wszystkie książki; z części wydarł strony i zmieszał je ze sobą, a potem połowę tomów ustawił na półkach w losowym porządku. Stanie się pustą kartką, czasami tylko chaotycznie kreśloną przez przypadkowe słowa i reminiscencje, jakie mogły się wydarzyć - choć równie dobrze zostać przed chwilą stworzone przez zwichrowany umysł, chodzący kompletnie niejasnymi dla postronnych ścieżkami. Zanim to nastąpi, nawet przed jakimikolwiek przygotowaniami do nie wiadomo jakiej w tym roku Wigilii, czynionymi właściwie z obowiązku, postanawiasz w listopadowych szarościach zrealizować ostatni ważny dla Twojej mamy cel – jak zakładasz. Zamierzasz zabrać ją do Wenecji, o której zawsze marzyła, przebąkując cicho pod nosem o jej pięknie. Fizycznie jest to niemożliwe - planujesz lecieć tam sama, dzierżąc jednak “ducha” Marianny. Chcesz odkryć miasto na własną rękę, zwiedzając je tak jakby mama była obok Ciebie. Mówić do niej o widzianych zabytkach, odbytych przygodach, smaku jedzenia i uroku Włoch. Mamrocząca dwudziestotrzylatka może być odebrana przez obcych nieco dziwnie – ale nie ma to dla Ciebie znaczenia. Zresztą będziesz mówiła po polsku, kodując słowa i robiąc zdjęcia - tak, aby każde ze zdań i obrazów przybliżyć mamie zaraz po powrocie. Realizowana naprędce misja obrana przez utalentowanego cukiernika, którym jesteś, zakończyłaby się pełnym powodzeniem, gdyby nie fakt, że wraz z Tobą na wenecką wycieczkę postanawia się udać... pewien poznany chwilę wcześniej chłopak. Jako że prowadzi instagramowy profil podróżniczy, kilka dni temu poprosiłaś go o radę w sprawie tego, jakie miejsca warto odwiedzić. Tym większe było Twoje zdziwienie, kiedy zobaczyłaś go w samolocie, definitywnie planującego spędzić z Tobą czas. Stalker psychopata? Przyszła miłość, znaleziona tam, gdzie wcale nie była szukana? Nieważne. Teraz masz inny priorytet - zdążyć odbyć najważniejszą wyprawę nim będzie za późno. I... odkryć rodzinną tajemnicę sprzed lat, której istnienie z dystansu ponad tysiąca kilometrów, dostrzegasz coraz bardziej wyraźnie. Czy mozaika stworzona z wielu rozbitych elementów może przedstawić pełen obraz czegoś, co jest lub było piękne? A może niektórych, pozornie niepasujących do siebie części nigdy nie powinno się próbować sklejać?
“Najbardziej boli opłakiwanie kogoś, kto jeszcze żyje, ale kto już nigdy nie ubierze z nami choinki. Nie nakarmi psa. Nie wstawi wody na herbatę. Nie upiecze ciasta.”
Można napisać opowieść ukazującą Gwiazdkę w przesłodzonej, a przez to sztucznej wersji. Jak udowadnia Natasza Socha, da się jednak także wykreować historię, w której smutek i realizm prawdziwego, nasączonego problemami życia będzie się przeplatać z radością z istotnych wartości. “Świąteczna mozaika” to piękna narracja o powolnym i bolesnym procesie godzenia się z utratą, posiadająca ważkie przesłanie. Ukazuje ono, że często jeden podjęty w przeszłości błąd rzutuje na całą przyszłość, a ujawnienie niektórych sekretów może przynieść oczyszczenie. Na dodatek próżno szukać tutaj płaskich, jednowymiarowych bohaterów - każdy z nich prezentuje czytelnikowi zarówno blaski jak i cienie; targany dylematami moralnymi waży, jaka z podjętych decyzji będzie najlepsza dla dobra ogółu. Wad tej propozycji literackiej nie widzę - poza jedną subiektywną. Nie podobało mi się prawie żadne z żeńskich imion noszonych przez postaci (Jaśmina, Klementyna, Dagmara). Zdaję sobie jednak sprawę, że to minus personalny, niewpływający na ocenę, bo zapewne część czytających je pokocha. Podobnie jak ja obdarzyłam uczuciem dość mroczną tajemnicę rodzinną, do której rozwiązania uparcie zmierza dwudziestotrzylatka. I co prawda gdzieś tam w tle grają zbliżające się Święta Bożego Narodzenia, ale jednak na pierwszy plan cały czas wysuwają się o wiele istotniejsze kwestie. Teoretyczne wzruszenia udanie przeplatają się z chwilami na uśmiech, bo Socha smucąc potrafi jednocześnie zapalić światełko nadziei, że może kiedyś jeszcze zje się małe dzieło sztuki; z niezapominajek tort – na weneckim Placu Utraconych Snów. Jeśli mające świąteczne okładki książki kryją w sobie takie historie, to nawet znany Grinch chciałby ich poznać więcej. 8/10
“Masz talent do opowiadania historii, myślałaś kiedyś, żeby prowadzić konto na Insta?”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)