Michał Sajda - Łzy słońca - recenzja
Inność zawsze budziła obrzydzenie, strach, a nawet nienawiść. Na przestrzeni dziejów ludzie, którzy w jakikolwiek sposób odbiegali od normy, byli wyszydzani, prześladowani czy zabijani. Najgorszy los przypadał w udziale niepełnosprawnym. W Sparcie kalekie dzieci zrzucano ze skały. Nie lepiej było w „oświeconych” Atenach. Zdaniem Platona, powodowały one deficyt społeczny, pogarszając jakość populacji oraz niepotrzebnie absorbowały jej zasoby. Identycznego zdania był Arystoteles. U Rzymian narodzenie się upośledzonego potomka uważane było za dany przez bogów znak i zapowiedź zbliżającej się katastrofy. Aby odwrócić los, zgładzano je bezlitośnie. „Odmieńcy” nie mieli lekko także u Słowian czy innych ludów, jakie zamieszkiwały tereny Polski jeszcze zanim ci wychynęli z mroku historii. Wystarczyło w jakikolwiek sposób różnić się od plemiennych pobratymców, aby zasłużyć na straszliwy los. Za przeklętych przez bogów często uważani byli ludzie nie tylko kalecy, ale nawet ci, którzy w niewielkim stopniu różnili się od panującego „wzorca”. Osoby leworęczne, ze znamionami, dwoma rzędami zębów, innym kolorem włosów (zwłaszcza rudym) czy zbyt posępne. Tego rodzaju „ułomności” były znakiem, że bóstwa pozbawiły je swojej łaski, co powodowało, że stwarzały zagrożenie dla całej społeczności, sprowadzając na nią nieszczęścia. W najlepszym przypadku unikano jak ognia kontaktu z nimi, izolując od reszty, w najgorszym - wypędzano albo mordowano. Tacy nie zaznawali spokoju również po śmierci. Wierzono, że zamieniają się w upiory powstające z grobów i pijące ludzką krew. Dlatego chowano ich obróconych twarzą do ziemi, odcinano głowę i umieszczano ją między nogami. Innym sposobem było przebijanie ich ciał osinowym kołkiem lub ostrym przedmiotem.
Banitom przypadał los nie do pozazdroszczenia - wieczna tułaczka, głód oraz cierpienie. Osoby takie przepędzane były z miejsca na miejsce, a ich pojawienie się postrzegano jako zagrożenie niełaską bogów, jaką mogły „zarazić” wszystkich, którzy się nimi zetknęli. Pozbawieni pomocy i wsparcia, na ogół dogorywali samotnie gdzieś w leśnych ostępach. Śmierć tak naprawdę była dla nich wybawieniem; zresztą powszechnie uważano ją za najlepsze rozwiązanie. Istniały jednak nieliczne wyjątki. Zdarzali się bowiem tacy, którzy przystosowywali się do ekstremalnych warunków. Nie mogąc uczciwie zapracować na swoje utrzymanie, parali się kradzieżą, a nawet rozbojem, żyjąc poza wytyczonymi ramami społecznymi. Zaiste, trudno ich za to potępiać - wszak odpłacali tylko pięknym za nadobne, nie mając zresztą tak naprawdę innego wyjścia.
„Odmieniec – oschle wypowiedział znienawidzone przezwisko. Czasem, kiedy o tym rozmyślał, wypełniała go złość tak wielka, że nie potrafił jej utrzymać i – tak jak teraz – przezwiska same wypadały mu z ust. Czasem też w swej złości mocno zaciskał szczęki, aż później czuł ból w skroniach.”
Nazywasz się Adias. Nikt nie wie, skąd pochodzisz i jakim cudem znalazłeś się w osadzie położonej w Dorzeczu. Pewnego dnia Twój przybrany ojciec Pepel, otoczony wielkim szacunkiem miejscowy bartnik, powrócił z międzyplemiennego zjazdu z czterema obcymi. W jego żonie – Agesie, wzbudzili oni zdumienie i wielką obawę.
„Jeszcze nigdy nie widziała kogoś o takim kolorze włosów. Mieniły się jak ogień, jak miedź, a sam nieznajomy był tak wysoki, że musiał schylić się wpół, by wejść do środka. (…) Twarz i szyję pokrywały czerwone znaki, wijące się po skórze niczym węże. Widniały też na dłoniach i ciągnęły się aż po czubki palców udekorowanych pierścieniami ze złota i miedzi.”
Nieznajomi pozostawili pod ich opieką maleńkie dziecko - chłopca, którego wychowali jak własnego syna. Pepel nauczył Cię wszystkiego, co powinien wiedzieć mężczyzna. Zabierał na polowania, pokazał, jak krzesać ogień i łapać ryby. A także wpajał pojęcie honoru i dumy. Zawsze powtarzał, że tego rodzaju umiejętności pomogą Ci przetrwać. Twój los bowiem był przesądzony – po śmierci rodziców niechybnie zostaniesz wypędzony przez swoją społeczność. Jesteś wszak odmieńcem. Posiadasz płowe włosy koloru pszenicy, podczas gdy Twoi pobratymcy charakteryzują się ciemnymi lub kasztanowymi. Jesteś też od nich wyższy i masz jaśniejszą skórę. Ale najgorsze są oczy – każde innej barwy – jedno niebieskie, drugie brązowe. Do tego jesteś „podrzutkiem”. Wprawdzie imiona Twoich prawdziwych rodziców miały Ci zostać wyjawione w dniu, w którym osiągniesz wiek męski, ale opiekunowie zmarli, zanim zdołali to uczynić.
Los, jaki Cię spotkał po ich śmierci, okazał się gorszy nawet od tego, który wyprorokował Ci przybrany ojciec. Jego rodzina nie pozwoliła Ci uczestniczyć w obrzędach pogrzebowych. Schwytano Cię i wrzucono do głębokiego dołu, gdzie miałeś skonać z głodu i pragnienia. Wydostałeś się jednak z tej pułapki i trafiłeś do pobliskiej wioski Piastunów rządzonej przez Wagława. Jednak i tam nie byłeś mile widziany. Bito Cię i wyzywano. Wykorzystywano do pracy ponad siły, a następnie przepędzano. Trochę serca okazywali Ci nieliczni – Biezdar, z którym wspólnie polowaliście na dziką zwierzynę, Algird Smolarz, jakiemu w zamian za pożywienie i schronienie pomagałeś przy wypalaniu dziegciu, oraz jego brat Diwan, który pozwalał sypiać w jednym pomieszczeniu ze świniami i rogacizną. Oni sami spotykali się za to z niechętnym nastawieniem. Jednak potem przyszło najgorsze. Pewnego lata nastała wielka susza i większość plonów uległa zniszczeniu. Uznano, że to Ty jesteś temu winny. Chciano Cię złożyć w ofierze, by krwią przebłagać duchy. Ocaliłeś życie tylko dzięki pomocy Algirda i szybkiej ucieczce do lasu. Odtąd tułasz się bez celu i nadziei na polepszenie swojego losu.
„To było samotne życie. Bez rozmów, bez śmiechu. Czasami koczował w pobliżu wiosek lub obozowisk tylko po to, by słyszeć przytłumione głosy ludzi.”
Masz wrażenie, że nienawidzi Cię cały świat, więc odpłacasz mu tym samym. Stałeś się samotnikiem i odludkiem unikającym ludzi.
„Adias nie bał się wilków, niedźwiedzi czy rysi, nie bał się też dzików ani turów, leśnych zjaw, ani złych duchów. Bał się ludzi. Całe życie musiał przed nimi uciekać.”
Żywisz się tym, co daje przyroda, czasami nawet uciekasz się do kradzieży. Nieraz udaje Ci się zasłużyć na odrobinę jedzenia pracą u poszczególnych gospodarzy. Nigdzie jednak nie jesteś mile widziany, więc wyrzucają Cię z każdego miejsca, w którym próbujesz pozostać na dłużej.
„(...) wszystkie nieszczęścia przypisywano właśnie jemu. Wszelkie choroby ludzi i zwierząt, wszelkie zaginięcia, potknięcia i wypadki – wszystkiemu winny był on.”
Przyzwyczaiłeś się już do tego, ale nadal nie możesz zrozumieć, co uczyniłeś ludziom, że skazali Cię na taki los. Nosisz w sobie poczucie ogromnej krzywdy i chęć zemsty. Zbliża się zima, więc schodzisz na równiny z dających Ci dotychczas schronienie gór.
„Musiał opuścić Łysoszczyty, których jaskinie pokryte pradawnymi malunkami były mu domem przez ostatnie trzy pełnie, i wracać na północ, do ziem zwanych Dorzeczem. Tam, gdzie nikt go nie chciał. Tam, gdzie nikt go nie lubił.”
Budujesz sobie przytulny szałas, w którym kładziesz się spać. Nagle w środku nocy napada Cię sześciu nieznanych wędrowców. Wiążą Cię i niszczą zgromadzone zapasy. Nie oszczędzają nawet figurki wilka, nad jakiej wystruganiem pracowałeś tak długo – po prostu wrzucają ją do ognia.
„Adias przeklął w duchu jego i każdego z obcych. Życzył im śmierci, bolesnej i długiej, albo chociaż niewoli w kopalniach. Wiedział, że nie powinien tak myśleć, gdyż każde zło kiedyś wraca, ale wściekłość wzięła nad nim górę.”
Jak zwykle biją Cię i znieważają. Szczególnie pastwi się nad Tobą przywódca – Mure. Gdy sięga po nóż, rozumiesz, że chce Cię zabić bez najmniejszego powodu. Masz więc tylko jedno wyjście. Gdy się zbliża, uderzasz go głową i poprawiasz kopnięciem. Na szczęście, zanim jego towarzysze zdążą zareagować, rzucasz się do ucieczki. Tym razem Ci się udało, ale wiesz, że nie będzie tak wiecznie. Przepełnia Cię nienawiść do bliźnich. Pragniesz w końcu odpłacić im za całe doznane zło.
„- Zemsta nie jest odpowiedzią.
- Nie jest… Ale przebaczenie też donikąd nie prowadzi.”
Na razie zmierzasz przed siebie. Droga, którą obrałeś, zaprowadzi Cię do celu, o jakim nie śniłeś w najbardziej zwichrowanych snach. Naznaczona będzie nieszczęściem, cierpieniem i ciągłym strachem o życie, ale przyniesie odmianę losu, jakiej nie spodziewał się nikt. I uczyni z Ciebie człowieka, przed którym będą drżeli nawet najodważniejsi.
„Łzy słońca” Michała Sajdy są niezwykle brawurową powieścią historyczną. Jej akcja rozgrywa się na terenach środkowej Polski w okresie epoki wczesnego brązu, której ramy historycy wskazują na okres 2200 - 700 roku p.n.e. W owym czasie powszechnie panował ustrój plemienny, bez wykształconych jeszcze mechanizmów państwowotwórczych. Ludzie żyli w skupiskach o charakterze osiadłym lub koczowniczym. Ci pierwsi znajdowali schronienie w grodach przypominających Biskupin, ci drudzy - przenosili się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu lepszych pastwisk i łupów. Oczywiście rodziło to liczne konflikty pomiędzy społecznościami. Zresztą poszczególne osady również nie darzyły się szczególną dozą sympatii. Wszystko znajdowało się w ciągłym ruchu. Dochodziło do licznych starć i wojen, wypierane przez swoich wrogów ludy zmieniały miejsce pobytu, a pragnienie władzy i bogactw niczym się nie różniło od tego, jakie trapi dzisiejszą ludzkość. Najbardziej pożądany był bursztyn – nazywany „łzami słońca”. Dla jego zdobycia ludzie byli gotowi popełniać nawet największe zbrodnie i niegodziwości – pełnił niejako rolę dzisiejszego złota. Nic dziwnego, że trafił do tytułu recenzowanej książki. A ta jest doprawdy niezwykła. Nie spotkałam się jeszcze z powieścią tego gatunku, w której Autor z takim pietyzmem i szczegółowością odmalowałby wykreowane przez siebie uniwersum. Dość wspomnieć, że jej głównymi bohaterami jest siedem osób, choć oczywiście na pierwszy plan wysuwa się Adias, który stanowi oś historii. Czytelnik z wypiekami na twarzy śledzi więc ogromnie poplątane losy Putgeresa, Chodzącego w Chmurach, Bartatusa, Ejwry, Algirda Smolarza, Samreta i wielu innych, jakich przeżycia z powodzeniem starczyłyby na odrębną powieść. Połączenie wszystkich odłamków fabuły wymaga od czytającego ogromnego skupienia, jednak naprawdę warto ponieść taki wysiłek - i poznać przedstawioną przez Pisarza, niezwykle barwną i bogatą rzeczywistość. Trzeba dużej dozy inteligencji, aby spleść ze sobą w jedną, logiczną opowieść, wiele początkowo pozornie niezwiązanych ze sobą wątków - brawo!
Wszystko to okolone jest plastycznymi klamrami wydarzeń, rozgrywających się w Dorzeczu i na jego obrzeżach. Nad całością wisi fatum przyszłości, jaka nieuchronnie musi doprowadzić do całkowitego zniszczenia starego porządku świata. Jego forpocztami są: dziesiątkujący ludność mór, przypominający objawami dżumę oraz wieszczowie, którzy już teraz mają katastroficzne wizje i ogłaszają je swoim współplemieńcom.
Powieść napisana jest obrazowym i nadającym treści dobrej dynamiki językiem, który jest na dodatek niesamowicie płynny. Poza tym wiele w nim celnych dygresji, zmuszających czytelnika do zastanowienia. Na przykład:
„Pieśni i legendy (...). Nie wspominają o mężczyznach robiących pod siebie ze strachu, słysząc wojenne okrzyki wroga, ani o płaczu pokonanych i błaganiach o litość. Nie mówią też o snach, które przychodzą później. Koszmarach, w których nawiedzają martwi, a ich wykrzywione z bólu twarze długo straszą tych, którym dane było odejść z pola bitewnego.”
Niebanalnych treści, które przemawiają do wyobraźni i sumienia czytającego jest w niej zresztą bardzo dużo, co uważam za wielką siłę tej historii. A także niezwykle malowniczo odmalowanych starodawnych podań, wierzeń, zwyczajów i szczegółów codziennego życia ludzi w tamtym okresie. Wprawdzie jest to tworem tylko i wyłącznie wyobraźni Autora, gdyż specjaliści naprawdę niewiele wiedzą o tamtych czasach, jednak nie sposób nie oddać mu należnego hołdu za tak wspaniale utkany historyczny gobelin, urzekający swoją złożonością i bogactwem kolorów. Mogę podsumować krótko - zapamiętajcie nazwisko Pisarza, gdyż jeszcze wiele o nim usłyszycie. W moim uznaniu jest niekwestionowaną, wschodzącą gwiazdą gatunku powieści historycznej i już nie mogę doczekać się kolejnego tomu cyklu, który został stworzony jego piórem. Chapeau bas! Solidna dziewiątka/10.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)