Ludka Skrzydlewska - Prędzej piekło zamarznie - recenzja

by - 13:23:00

“Ulepimy dziś bałwana” bywa traumatyczne - zwłaszcza, jeśli w ślad za nim podąża “dla niektórych rzeczy warto się roztopić”. Skoro stworzony z trzech śnieżnych kul za chwilę może przestać istnieć - czy w ogóle warto go stworzyć? Okazuje się, że tak – bo zanim zniknie, pozwoli na stworzenie wspomnień, które pozostaną w pamięci na dłużej - jeżeli nie na zawsze. Podobnie jest przecież ze wszystkimi relacjami. Przyjaciele nie mają gwarancji, że zostaną nimi do końca wieczności, kochankowie - iż kiedyś się sobą nie znudzą, wymieniając, zgodnie ze słowami jednej z piosenek, na lepszy model, a wrogowie, że będą darzyli się niezmienną nienawiścią. Każde z uczuć pozostawia po sobie niezacieralny ślad. Nawet albo szczególnie wtedy, kiedy jest chwilowe. Przede wszystkim jednak wówczas, gdy jest nieprzemijalne. Ponoć “władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy” - i może jest w tym pewna słuszność, jeśli pierwszy wyraz zastąpi się miłością. Bo czyż nie jest tak, że obojętnie jakiego z jej odcieni nie odstępuje się już nigdy? 

Prędzej piekło zamarznie, niż im na to pozwolę.” 

Przyjaciele, byli przyjaciele, wrogowie – potem kochankowie. “Prędzej piekło zamarznie” to pierwsza powieść Ludki Skrzydlewskiej, jaką miałam przyjemność przeczytać. Opowieść z motywem dobrze znanym miłośniczkom romansów - a jednak podanym zupełnie inaczej. Okolona ośnieżonymi szczytami gór, umiejscowiona w uroczej mieścinie Silver Springs, znajdującej się w Kolorado i pełna skomplikowanych relacji rodzinno-romantycznych, okazuje się doskonałą rozrywką dla kogoś, kto poszukuje bogatej w zwichrowania historii osadzonej w zimowej scenerii. Słodko-gorzką narrację niepozbawioną elementów niepokoju prowadzi dwójka bohaterów - skłonny do ładowania się w tarapaty świąteczny świrek imieniem Marigold oraz mieszkający obecnie w dużym mieście, zblazowany Grinch (to nie ja, przysięgam!) - Saint. Czyżby w tym roku faktycznie miało nie być Gwiazdki? 



Saint smakuje jak grzech i pragnienie, którego nigdy nie powinnam zaspokajać. Jak zakazana przyjemność, której nie powinnam się poddać.” 

Dziewięć lat temu miałaś przyjaciela, z którym od najmłodszych lat spędzałaś każdą wolną chwilę. W małym Silver Springs było to szczególnie cenne – niewiele było tam osób tak pasujących do Ciebie jak Saint. Wspólna jazda na nartach, dysputy nad życiem, dyskusje o wszystkim i niczym oraz... lepienie bałwanów, bo przecież tutaj nigdy nie przestaje padać śnieg. Zaprzyjaźnione rodziny, wspólne zainteresowania; koleżeństwo nastolatków powoli ewoluujące w coś o wiele poważniejszego. A potem pewnego dnia chłopak zniknął i już nigdy więcej nie odpowiedział na żadną z przesłanych do niego znajomości. Nie wiesz, dlaczego tak się stało - choć do dziś, każdego dnia, a częściej nocy, zadręczasz się tym pytaniem. Sytuacja jest zresztą o wiele bardziej skomplikowana. Twoja mama zmarła, kiedy byłaś mała - a rodzicielka Sainta związała się z Twoim tatą. Choć nie łączą Was żadne kolokacje rodzinne, nie ma w tym nic typowego. Nie zmienia to faktu, że wszystkie spośród ponad trzech tysięcy dób, które spędziłaś bez swojego pierwszego i ostatniego przyjaciela, upłynęły Ci na tęsknocie za ulotnym “wtedy” i możliwym “kiedyś”, które rozpłynęło się jak dym we mgle. Od pół roku masz o wiele więcej zmartwień. Twój tata odszedł z tego świata i zapisał Ci w spadku prowadzony w górach pensjonat. Choć pomagałaś go prowadzić od lat i byłaś przygotowywana do roli jego przyszłej właścicielki, kiedy nagle dostałaś go w spadku, wszystko zaczęło wyglądać o wiele trudniej niż wówczas, gdy byłaś jego prawą ręką. Na szczęście masz do pomocy macochę, z którą - wbrew obiegowym opiniom - wypracowałaś bardzo dobrą relację. Nazywasz ją po imieniu, a jednak od wielu lat jest dla Ciebie jak matka. Dziś dzień jak co dzień. Meldujesz nowych gości i zaczynasz rozwieszać na terenie hotelu świąteczne dekoracje do wtóru ulubionych utworów, powodujących u Grinchów ciarki na całym ciele. Wpadasz w tarapaty, nieomal spadasz z dachu, umieszczając na nim lampki i... widzisz cały świat do góry nogami. Wcale nie dlatego, że zwisasz głową w dół. Oto po dziewięciu latach nieobecności wrócił Saint – nie ze słowami wyjaśniającymi milczenie, a jako Twój wróg, chcący odebrać Ci wszystko, co kochasz. 

“Wszyscy podejmujemy w życiu trudne decyzje (...) ale nie wszyscy decydujemy się na porzucenie własnych dzieci.” 

Od wielu lat wychowujesz się pod okiem despotycznego ojca, dla którego na tym świecie istnieje tylko jedna wartość: pieniądze. Z matką nie masz żadnego kontaktu - uważasz, że z jakiegoś powodu porzuciła Cię, wyjeżdżając do Silver Springs i układając sobie życie na nowo. Historia wcale nie wygląda tak zerojedynkowo, jak tata Ci ją przedstawia, a jednak na razie nie masz o tym pojęcia i nie dopuszczasz do siebie innych możliwości. To nieistotne. Przecież liczysz sobie dwadzieścia pięć lat i - jeśli obecne zlecenie pójdzie po myśli Twojego rodziciela – za chwilę obejmiesz władzę w jego firmie; otrzymasz rolę, do której przygotowujesz się od dawna. Czerwone bugatti, kaszmirowe płaszcze, krojone na miary garnitury – czy naprawdę śmiałbyś powiedzieć, że czegokolwiek Ci brakuje? A jednak. Człowiek żyjący od dwóch i pół dekady może dalej tęsknić za swoją matką i... najlepszą przyjaciółką, której wskutek decyzji rodziców nie widział od dziewięciu lat. Dlaczego przestała się do Ciebie odzywać? Czyżby cały ten czas, który spędziliście w Silver Springs niczym rodzeństwo lub przyszła para, nic dla niej nie znaczył? To też nie jest ważne. Teraz masz najistotniejszą misję do wykonania: musisz wrócić do pensjonatu, z którym wiąże się tak wiele wspomnień i... doprowadzić do jego sprzedaży. Przygotowujesz sobie w głowie kolejne oferty, wizualizujesz siebie zarządzającego przynoszącym wielomilionowe dochody przedsiębiorstwem, przemierzasz niedostosowanym do tego samochodem ośnieżone drogi miasteczka, które było tak ważne. Planujesz, że wraz z ojcem zrównacie je z ziemią i przeobrazicie w drugie Aspen – nowoczesne, bogate, tworzące jeszcze wyższe sumy na Waszych kontach. Czujesz się gotowy. Aby władać, wojować, robić to, czego tata zawsze od Ciebie oczekiwał, choć Ty chciałeś jedynie, by poczuł się z Ciebie dumny. Nawet tym razem mu się nie sprzeciwiłeś, choć pensjonat Silver Lodge był dla Ciebie jak dom. Przeciwnie – wszak wreszcie zyskałeś okazję, by zemścić się na matce i Marigold, która przecież też Cię porzuciła. Nikt nie przestrzegł Cię jednak przed tym, że vendetta niekiedy okazuje się niemożliwa - szczególnie jeśli na urok pewnej postaci z “dawniej” nigdy nie udało Ci się uodpornić. Ta zresztą dorosła... i knuje własny odwet. A już na pewno nie zamierza dopuścić do tego, abyś obrócił jej ukochane miejsce wniwecz. Raz zdobytej władzy... 

“Teraz, przez tych kilka krótkich chwil, mam wrażenie, że na świecie istniejemy tylko my. Jesteśmy tylko my i moje łóżko, moja sypialnia, ten niewielki, zamknięty świat, w którym wszystko jest w porządku, w którym możemy sobie ufać, kochać się i nie myśleć o konsekwencjach.” 

Mało która komedia romantyczna mi się podoba. Większość z nich absolutnie nie trafia w mroczne poczucie humoru, jakim się cechuję, powodując raczej ciarki żenady - bo to, co w założeniu mało być zabawne, okazuje się czymś, co młodzież określiłaby mianem “cringe”. Książka Ludki Skrzydlewskiej wielokrotnie sprawiła jednak, że moje ciemne oblicze rozjaśnił tym razem niepsychopatyczny uśmiech. Pozytywnie nastraja już sama kreacja bohaterów - zestawienie małomiasteczkowej świątecznej wariatki o wielkim sercu z zimnym, zepsutym przez ojca i pewnym siebie Grinchem przyniosło mi wiele radości - podobnie jak przekomarzanki pomiędzy głównymi postaciami. Nie zabrakło także scen powodujących dość dziki jak na mnie rechot (myśli o kopaniu dekoracji gwiazdkowych czy pomysł z zaparkowaniem auta na stoku) oraz małych chwil grozy dla kontrastu, łączących się zresztą udanie z umiejętnością wpadania w co rusz to nowe kłopoty posiadaną przez Marigold (świetnie spisana akcja z lawiną). W całej, liczącej sobie prawie czterysta stron, książce znalazłam tylko jedną wadę: uparcie powtarzane słowo “burmistrzyni”, dopuszczalne co prawda w grach, ale jako jeden z feminazizmów nieakceptowalne przeze mnie w powieściach, które definitywnie rozgrywką nie są. “Prędzej piekło zamarznie” jest doskonałym wyborem na zimowy wieczór - dobrze skrojoną rozrywką, podaną w dodatku bardzo atrakcyjnie językowo; wciągającą, uśmiechającą i zabierającą w magicznie zimowy zakątek świata, w którym można na chwilę zapomnieć o własnej rzeczywistości. To pierwsze literackie spotkanie z Autorką z pewnością przekształcę w kolejne – i jeszcze jedno. Pisarze zastanawiający się, jak stworzyć porywającą komedię romantyczną, zdecydowanie mogliby prosić Skrzydlewską o radę. Rodzimi reżyserzy mają już na to sposób: Karolak, Adamczyk, Dygant i Socha. Właśnie dlatego moim mundus pozostaną książki.  

Polecajka - porządne 8/10! 

“Zawsze była niesamowicie uparta i kiedy wtłoczyła sobie coś do głowy, nie dało się odwieść jej od realizacji tego pomysłu.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)