Yarek Aranowicz - Czas pogardy - recenzja

by - 18:48:00

Dzieciństwo – czas szczęścia, beztroski i bezpiecznego schronienia w ramionach rodziców. Okres zabaw, uczenia się życia i poznawania otaczającego świata. Większość myśli o tym okresie z łezką w oku. Jest świadoma, że wraz z wkroczeniem w nastoletnie, a potem dorosłe życie pozbawiona została bezpowrotnie czegoś wartościowego i nie do powtórzenia. Traci się niewinność i wyobrażenie o istnieniu wyłącznie przytulnego świata. Dlatego retrospekcja minionych dni wywołuje dozę nostalgii i trudnego do określenia żalu. Tym bardziej mile widziane jest udanie się w sentymentalną podróż; przywołanie w pamięci kolorowych i namacalnych obrazów samych siebie w wieku kilku lat. Przyjemność sprawia wertowanie z zapamiętaniem albumów ze zdjęciami. Co szczęśliwsi i urodzeni w późniejszych czasach wpatrują się w filmy na przedpotopowych kasetach VHS czy płytach CD.    

Każdy ma świadomość i przekonanie, że wszystkie dzieci nie tylko zasługują na szczęśliwe dzieciństwo, ale i mają do niego niezbywalne prawo. Będąc już w sile wieku, rodzice stara się za wszelką cenę zapewnić je własnym pociechom. Chucha na nie i dmuchają. Nie wyobrażają sobie, by mogło spotkać je coś złego. Zarzuca tonami zabawek i niepotrzebnych gadżetów, starając się chronić przez wszelkimi niebezpieczeństwami. I dają im miłość oraz opiekuńczość na jaką tylko ich stać. Nie dopuszcza do myśli, że kiedykolwiek mogło być inaczej. Tymczasem, tak właśnie było. 

Polska jest krajem, który w pewnym okresie był dla małoletnich piekłem. Mowa o drugiej wojnie światowej. W jej wyniku życie straciło dwa miliony dwadzieścia pięć tysięcy dzieci – oznacza to, że 1/3 polskich strat ludnościowych dotyczyło właśnie ich. Dwieście tysięcy zostało wywiezionych do Niemiec w celach germanizacyjnych, siedemset dziesięć tysięcy zostało skierowanych do prac przymusowych. I wreszcie niezwykle bolesna liczba – półtora miliona zostało sierotami, półsierotami lub osobami opuszczonymi.  

Wiele pochodziło z terenów byłej, przedwojennej Polski, położonych na ziemiach włączonych do ZSRR, w tym Litwy. Zostały repatriowane do naszego kraju w 1945 roku na podstawie specjalnej umowy międzypaństwowej. Ich opiekunowie albo nie żyli, albo też zostali wywiezieni w głąb komunistycznego potwora – na Syberię, odludzie Kazachstanu czy do innych straszliwych miejsc zsyłki. Tylko nieliczne z nich miały tyle szczęścia, by połączyć się później rodzicami powracającymi do ojczyzny - reszta trafiała do sierocińców czy familii zastępczych. Wszystkie zostały dotknięte tzw. syndromem tułaczego dziecka, objawiającego się skrajnym nieprzystosowaniem społecznym. Osoby takie głęboko trawsmutek i poczucie odrzucenia. Często są niezrównoważone emocjonalnie. Problem ten zwiastuje ogromne kłopoty w dorosłej egzystencji. Piętno, jakim tego rodzaju dzieci zostały naznaczone, noszą one niejednokrotnie do końca życia. Nigdy nie pozbywają się okropnych wspomnień o wydarzeniach, jakie stały się ich udziałem.  

Rzecz niepojęta, ale do 1989 roku nie można było o takich dzieciach głośno i oficjalnie wspominać. Dopiero upadek komunistycznych rządów pozwolił na oddanie im sprawiedliwości. Starsi już ludzie zaczęli w końcu przemawiać, pisząc wspomnienia czy tworząc powieści oparte na własnych przeżyciach. Dzięki nim, głos wojennych sierot wybrzmiał donośnie, przypominając, że nie każdemu przypadł tak wyjątkowy czas, jakim jest nie tylko szczęśliwe, ale w ogóle jakiekolwiek dzieciństwo – musiały bowiem stać się całkowicie dorosłymi ludźmi już w wieku kilku lat.   

  

„Chłopiec nie zdawał sobie sprawy, że właśnie tego dnia obchodził swoje szóste urodziny, choć tak naprawdę wyglądał ledwie na cztery lata; wychudzony, brudny i otulony pod derką w wielką wełnianą kurtę i grube lniane spodnie. Pod spodniami nosił podarte kalesony, a kurtka ukrywała ohydnie zeszmacony sweter zrobiony z taniej wełny, odziedziczony po ostatnim pobycie w sierocińcu.”  

 

Jesteś sześcioletnim polskim chłopcem, któremu wybuch wojny odebrał wszystko, co cenne i wartościowe. Poza życiem. Mieszkałeś nieopodal Wilna. Ojciec, który był oficerem Wojska Polskiego został zatłuczony na Twoich oczach prawie na progu przez rosyjską zgraję, nazywającą siebie dumnie Czerwonoarmistami, rodzinny dom spalony, a matka brutalnie zgwałcona, aresztowana i wywieziona w nieznanym kierunku. Nigdy już jej nie ujrzałeś, a sam trafiłeś do sierocińca sióstr Szarytek. Wojenna zawierucha spowodowała, że stałeś się „ulicznikiem”. Należysz do jednej z wielu dziecięcych „band”, jakich pełno w Wilnie w grudniu 1940 roku. Waszym przywódcą jest Lonia – chudy wyrostek, trzymający wszystkich twardą ręką. Patrzysz, jak zaciąga się niedopałkiem papierosa i wydaje polecenia. Dzieli podległych mu chłopców na grupy, wskazując zadania. Wszystkie polegają na tym samym – za wszelką cenę znaleźć coś do jedzenia. Głód jest Waszym największym wrogiem, zaraz obok przenikliwego zimna, litewskich żandarmów oraz innych dziecięcych szajek, które tylko czyhają by wyprzeć Was z zajmowanego terytorium lub obrabować z posiadanych rzeczy. Waszą „bazą” są ruiny wileńskiego zamku Giedymina, skąd rozpuszczacie się po całym mieście w poszukiwaniu żywności. Jesteś najmłodszy w grupie, a już zbudowałeś sobie renomę twardego i nieustępliwego. A także zatwardziałego milczka. 

  

„Malec był najmłodszy w grupie, chuderlawy i nie za dużo mówił (...). Ludwik był zaskoczony, że Tomaszek przetrwał z grupą tak długo. Życie na ulicach, ciągłe ukrywanie się przed władzą, ucieczki i pogonie, zimne noce i ciągły brak pożywienia (…). O dziwo, Tomaszek dawał radę wszelkim trudnościom i przeciwnościom i nigdy nie narzekał ani publicznie nie płakał. 

  

Tym razem przydzielono Cię do Ludwika - dziarskiego nastolatka, który przed wojną znajdował się w korpusie kadetów, a teraz pełni nieformalną rolę Twojego opiekuna. Poznałeś go wcześniej i wraz z nim dołączyłeś do bandy. Właśnie wtedy staliście się przyjaciółmi. Ponieważ wszyscy Wilnianie z uwagą pilnują swojego dobytku i posiadanej żywności, której brakuje w całym mieście, jedynym wyjściem jest udanie się do ży*dowskiej piekarni, której właściciela Twój towarzysz zna z dawnych lat. Nie ma go, więc Rebeka, obsługująca klientów dziewczyna, obdarowuje Was dwoma bułkami i czym prędzej wyrzuca za drzwi. Zdobycz jest niewielka, ale dobre i to. Wychodzicie na rynek, na którym odbywają się właśnie wiece z okazji wcielenia do ZSSR niepodległej dopiero od niecałego roku Litwy. Tam zaczepiają Was dwaj żandarmi. Ludwik cudem zdołał się wymknąć, ale Tobie nie udało się zbiec. Próbujesz się wyrwać, więc otrzymujesz kilka solidnych ciosów pałką, a następnie zostajesz wrzucony do aresztu, gdzie znowu spada na ciebie grad uderzeń.         

  

„Usmarkał się po pas, jak przystało na małe dziecko, i trzęsącą dłonią rozmazał łzy po brudnej twarzy. Wcisnął się ponownie w kąt, podciągnął kolana pod podbródek i mocno objął je ramionami. Zamarł w tej pozycji do rana, aż obudziły go okrzyki żandarma.” 

  

Po krótkim przesłuchaniu trafiasz do sierocińca. Jego dyrektor – Atanas Karsys jest Litwinem, który z psychopatyczną przyjemnością znęca się nad swoimi podopiecznymi. Jego ksywa „Krwawy byk” mówi chyba wszystko. Ze szczególnym zapamiętaniem prześladuje tych wyrostków, których zdołał złapać na posługiwaniu się językiem polskim, a nie litewskim. Gdy popełniłeś taki właśnie błąd przy recytacji wiersza Mickiewicza, straszliwie Cię pobił.  

  

„– Ty polska świnio! – ryczał Karsys. – Ty łajdaku! Ja cię nauczę mówić po litewsku. Będziesz mi tu zaraz nie tylko mówił, ale śpiewał i recytował Mićkieviciusa tak, jak przystało na litewskie dziecko.” 

  

Tracisz przytomność i trafiasz do szpitala prowadzonego przez siostry Szarytki. Twoje obrażenia tak straszne, że omal nie umierasz. 

  

„Jest bardzo pobity (...). Potłuczony do tego stopnia, że ma odbite nerki i wątrobę. Wewnętrzne krwawienie. To cud, że żyje.” 

  

Po kilku tygodniach rekonwalescencji wracasz do domu dziecka. Spędzasz w nim jeszcze parę miesięcy. W tym czasie udaje Ci się zaliczyć dziesięciodniowy karcer o chlebie i wodzie, w którym się znalazłeś, ponieważ nie chciałeś wydać chłopców, którzy dopuścili się kradzieży sucharów ze stołówki. Co najgorsze, terror stosowany przez dyrektora ciągle narasta.  

  

„Szczególnie cierpiały polskie dzieci. Karsys upodobał sobie je tak bardzo, że za byle wykroczenia, bądź nawet bez powodu, karał je w okrutny sposób, bijąc po głowie, tłukąc po pośladkach swoją gumową pałką i skazując na wielogodzinne klęczenie na grochu.” 

  

W końcu decydujesz się na ucieczkę. Przez kilka dni ukrywasz się w kościele, a gdy zostaje zniszczony przez NKWD, chronisz się w ogrodowej altanie. Musisz narzucić sobie szczególną ostrożność – na ulicach Wilna szale Rosjanie, wyłapując i wywożąc wszystkich Polaków w głąb swojego kraju. Coś wyraźnie się szykuje. I wreszcie 22 czerwca 1941 roku radio i gazety obwieszczają wybuch wojny z III Rzeszą. Dwa dni później z drżącym sercem przyglądasz się wkroczeniu kolumn niemieckiego wojska do stolicy Litwy. W Twoim życiu rozpoczyna się nowy rozdział. Jeszcze nie wiesz, że będzie on stokroć gorszy od tego, który dotychczas był Twoim udziałem...   


„Czas pogardy” Yarka Aranowicza jest opartą na faktach opowieścią o losach kilkuletniego chłopca, zmuszonego przez wojenną zawieruchę do bezpardonowej walki o przetrwanie na ulicach polskiego dotychczas Wilna. Przeżył on wszystkie możliwe okupacje – najpierw rosyjską, potem litewską, znowu rosyjską, niemiecką i ponownie rosyjską, by w końcu zostać repatriowanym na teren komunistycznej Polski.  

Jego gehenna zaczęła się bardzo wcześnie, bo już w 1939 roku. Pięcioletni brzdąc, którego udziałem stała się obserwowana przez niego śmierć ojca oraz dramat zbezczeszczonej i wywiezionej w nieznane matki, trafia do sierocińca, by w końcu stać się ulicznikiem. Oznacza to ciągły niedostatek pożywienia, straszliwy chłód i walkę o przetrzymanie każdego dnia. Gdy ponownie trafia do domu dziecka, jego los wcale nie jest lepszy. Pobity prawie na śmierć, każdego dnia musi obawiać się o własne zdrowie. Ucieczka również nie przynosi ukojenia. Znowu pojawia się głód, zimno i groźba śmierci. Odtąd ci trzej straszliwi towarzysze będą stali u jego boku niezmiennie przez całe pięć długich lat. Okres ten zaobfituje w wydarzenia, które złamałyby całkowicie nawet wyjątkowo odpornego, dorosłego człowieka. Ale nie tego dzieciaka zbudowanego chyba z hartowanej stali. W jaki sposób zdołał to wszystko przetrwać, jest prawdopodobnie niezgłębioną tajemnicą dla niego samego. O ile jednak pod względem fizycznym okazał się nie do pokonania, psychika z ledwością udźwignęła straszliwy ciężar, jakim została obarczona. Chłopiec trawiony jest nieustannie nieutuloną nostalgią za utraconym domem, tęsknotą za rodzicami oraz silnym poczuciem odrzucenia i nieuzasadnionej krzywdy wyrządzonej bezbronnemu i niewinnemu dziecku. Ten bagaż okaże się znacznie gorszy od innych dolegliwości i zagrożeń. Ale nawet on nie zdoła zabić w nim człowieczeństwa i woli życia, czego dowodem jest ta przejmująca do szpiku kości książka, stworzona na kanwie wspomnień Ojca Autora. Tego rodzaju świadectwa, pomimo upływu wielu lat, wciąż są niezwykle potrzebne w świecie literackim – aby odmalować koszmar wojennych historii i pozwolić o nim pamiętać tym, którzy nie byli jej bezpośrednimi świadkami. A wiedzieć o przeszłej rzeczywistości są zobowiązani. 

Próżno w tym zbeletryzowanym, mającym wymowną i zwracającą uwagę okładkę, spisie wspomnień szukać większych wad. Gdybym musiała jakąś wskazać, zapewne byłaby to zbyt duża szczegółowość opisów otaczającego świata - niemająca znaczenia dla fabuły, acz zapewne istotna pod względem reminiscencji. Chodzi o nazywanie każdej ulicy, dokładne określenie wyglądu budynków czy mijanych postaci, niebiorących udziału w jądrze wydarzeń. 

Ten nieznaczny minus nie wpływa na ogólną wartość narracji. Powieść napisana jest bardzo obrazowym i plastycznym językiem. Dzięki temu czytający może zanurzyć się w świat Taty Pisarza i spróbować zrozumieć co przeżył. Oczywiście tylko do pewnego stopnia; nikt bowiem ze współczesnych nie jest w stanie uczynić tego do końca. Nagromadzenie okropieństw, jakie wdały się w los Tomaszka przekracza wyobraźnię, a co dopiero siłę odczuć i rozumu. Czytelnik może więc towarzyszyć mu w tej trudnej podróży, ale tylko częściowo. Reszta pozostaje jedynie wymownym milczeniem... 9/10. 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)