Artur Nicia - Ostatni król - recenzja
Każda władza potrzebuje opoki, na której będzie mogła się oprzeć w sytuacji szczególnego zagrożenia czy innej nadzwyczajnej potrzeby. Takiej roli nie może pełnić regularne wojsko, którego głównym zadaniem jest obrona granic kraju. Dlatego wielu panujących powoływało gwardię, mającą przebywać w pobliżu tronu i być na każde skinienie. Jednak nawet tak elitarne formacje okazywały się ułomne i nie spełniały założeń przyświecających ich twórcom, o czym ci przekonywali się ze zdumieniem na ogół chwilę przed gwałtowną śmiercią. Najbardziej sławna jest Gwardia Pretoriańska. Została powołana do życia w Imperium Rzymskim przez pierwszego, choć nieformalnego jeszcze cesarza Oktawiana Augusta w 2 roku p.n.e. i istniała aż do 314 roku n.e. - a więc do czasu rozwiązania przez Konstantyna Wielkiego. Chociaż, jak w przypadku wszystkich takich jednostek, jej podstawową powinnością było dbanie o bezpieczeństwo cesarza, bardzo szybko wymknęła się spod kontroli. Stała się powszechnie znienawidzona z powodu okrucieństw, jakich się dopuszczała. Najsłynniejszym jej dowódcą był Sejan, który uknuł plan wżenienia się w rodzinę cesarską, by potem zdobyć tron, mając przy tym na sumieniu kilku jej członków, jacy z mocy prawa mieli do niego pierwszeństwo. Aby na nim zasiąść, posługiwał się trucizną. Gdy jego machinacje wyszły na jaw, został skazany na śmierć. Ponieważ w zwyczaju było mordowanie całej rodziny tych, którzy byli niewygodni dla władzy, wyrok zapadł także na jego córkę. Kilkuletnia dziewczynka była siłą rzeczy dziewicą, więc za jej zgładzenie w takim stanie państwu groził niszczący gniew bogów. Rzymianie rozwiązali problem w typowym dla nich, pragmatycznym stylu. Zanim wyznaczony do tego celu pretorianin ją udusił, dopuścił się przedtem gwa*łtu... Następca Sejana - Makron, utorował drogę do władzy cesarzowi Kaliguli, dusząc - jak wieść niesie - jego starego już poprzednika we własnym łożu przy pomocy poduszki.
Kolejny pretorianin – Kasjusz Cherea, jako pierwszy zadał cios mieczem właśnie temu władcy, którego znienawidził za robienie sobie z niego żartów. Był to doświadczony żołnierz o znacznej posturze, ale posiadał przy tym niezwykle cienki, kobiecy głosik. Stało się to przedmiotem mało smacznych dowcipów cesarza, który naigrywał się z niego przy każdej okazji, przekazując mu na przykład hasła dla wartowników w stylu: eunuch czy ci*pa. Trzyletniej córce cesarza pretorianie roztrzaskali główkę o ścianę na oczach zrozpaczonej matki. Kolejnym noszącym diadem został Klaudiusz, wyniesiony do władzy przez, a jakże... pretorianów. Jak niektórzy twierdzili - dla żartu. Od dziecka uchodził bowiem za idiotę, jąkając się i powłócząc nogą. Pretorianie ugruntowali swoją złą sławę za Nerona, kiedy to często byli używani do mordowania jego przeciwników, a także bogaczy, w celu zagarnięcia ich majątku. Ich ofiarą padli między innymi Petroniusz, Seneka czy matka cesarza, z którą zresztą oficjalnie sypiał. Szczyt bezczelności Pretorianów przypadł na rok 193 n.e., kiedy to po zamordowaniu przez nich cesarza Pertynaksa, wystawili tron na oficjalną sprzedaż za kwotę 13 500 000 denarów. Dla porównania - roczny żołd legionisty, zresztą uważany za niemały, wynosił 225 denarów.
Powoływanie przez władców oddziałów gwardyjskich bardzo często nie tylko nie zapewniało im bezpieczeństwa, ale wręcz oznaczało podwyższone ryzyko śmierci. Także dla poddanych na ogół formacja taka miała ciężką rękę. Gwardziści pewni poparcia monarchy dopuszczali się licznych rozbojów i grabieży, słusznie wychodząc z założenia, że nic im za to nie grozi. Dla przeciwników panującego zawsze byli śmiertelnym niebezpieczeństwem, stając się niejednokrotnie wykonawcami wyroków śmierci, które zostały przeciwko nim wydane. Zorganizowanie tego rodzaju formacji zawsze wiąże się z dużą liczbą zagrożeń i raczej powinno być dobrze przemyślane. W tym przypadku sprawdza się bowiem stare porzekadło: łatwo utworzyć, trudniej trzymać w ryzach, a najtrudniej zlikwidować...
„Nie mógł poszczycić się znakomitym rodem oraz okazać wielkiego majątku. Był prostym żołnierzem, który zyskał w oczach władcy swoją sumienną pracą, która szybko zaprowadziła go bardzo wysoko.”
Posiadasz stopień pułkownika i pełnisz funkcję kapitana straży, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo władcy Nerlendu – Dendrihtena, czwartego z dynastii Królów Niepełnych. Zwą Cię Emirth i swoją karierę rozpoczynałeś jako szeregowy żołnierz gwardii monarchy. Formacja ta, zwana Wojownikami Dwóch Mieczy, została powołana za rządów pierwszego z rodu. Jej miano wzięło się od specyficznego stylu walki przy użyciu dwóch ostrzy. Podstawowym zadaniem była ochrona panującego, ale szybko zaczęto ją wykorzystywać do niecnych celów. Za jej pomocą zostały wprowadzone rządy terroru. Zaczęły się mnożyć grabieże i egzekucje wszystkich tych, którzy stanowili opozycję. Nikt nie mógł czuć się bezpieczny, każdy był obserwowany, by ustalić czy nie knuje przeciwko systemowi. Dlatego też strażnicy szybko otrzymali potoczną nazwę Katów Króla i zostali powszechnie znienawidzeni. Na skutek nacisku możnych, drugi z suwerenów powściągnął krwawe praktyki, ograniczył liczebność formacji i włączył w skład zwykłego wojska. Obecny król – po prostu ją rozwiązał. Tak właśnie, w uznaniu zasług, z gwardzisty stałeś się dowódcą jego przybocznej ochrony.
Twoja służba nie należy do łatwych, gdyż władca jest coraz bardziej nienawidzony. Kraj pogrąża się w coraz większym chaosie. Wskutek nieudolnych rządów panuje głód, a nędza poddanych coraz bardziej się powiększa. Potężne szlacheckie rody już nie w ukryciu, ale całkiem oficjalnie spiskują, aby przejąć władzę. Do tego sąsiednie państwa tylko czyhają na okazję, by zagrabić terytorium Nerlendu. Podejrzewasz, że nad Twoją ojczyzną wisi jakieś fatum, które prowadzi ją do zagłady. Okazuje się, że przeczucie Cię nie myli. Dendrihten, zrozpaczony stanem państwa, zwołuje zgromadzenie możnych, na jakim zdradza ściśle skrywaną tajemnicę monarchii. Obwieszcza, że jego dynastia panuje bezprawnie, więc spadła na nią klątwa bogów, a za nią na całe państwo.
Wiele lat temu, w ogniu powszechnej wojny, pradziad obecnego króla jako najwyżej urodzony dostojnik przejął władzę a rodzina królewska została zamordowana. Jak się okazało nie całą. Ocalał książę Arnen, brat króla Barartha, który ze swoją ciężarną żoną uciekł z obleganej stolicy. Ścigany zaciekle, ukrył się gdzieś na terenie kraju i słuch o nim zaginął. Do teraz ta informacja była wielkim sekretem. Obecnie zaś została wyjawiona. Nikt nie wie, że na decyzję króla wpłynęła wizyta tajemniczej zjawy. Ta dla ocalenia państwa kazała upublicznić wieści. Zobowiązała do jeszcze jednego. Z tego powodu otrzymałeś ważne a zarazem ściśle tajne zadanie – masz odnaleźć prawowitego władcę, który jako jedyny może przywrócić pomyślność monarchii.
W tym celu masz udać się na południe do Milahertis, zwanego złotym miastem z powodu dostarczania kiedyś wielkich ilości tego kruszcu. To prawdopodobnie w jego okolicy może ukrywać się poszukiwany niekoronowany. Jako przywódca wyprawy masz prawo dobrać sobie współpracowników. Twój wybór pada na najsłynniejszych byłych gwardzistów – Wojowników Dwóch Mieczy. Są nimi: sławny ze swoich czynów wojownik Edinhen, równie wielki zabijaka, a przy tym niezrównany gaduła i dowcipniś - Rizil, jego młodszy brat Izruil, oraz Girli – niezrównany mistrz miecza oraz Twój przyjaciel z dzieciństwa. Na rozkaz króla dołącza do Was Borathen – siostrzeniec króla, który dotychczas pełnił posługę w klasztorze. Ma swoimi czynami zmazać hańbę, jaka ciąży na jego rodzie. Tak ukompletowani wyruszacie w misję, która okaże się mieć zupełnie inny cel niż oficjalny, a przy tym nastręczy Wam wielu trudności, ale i... przygód.
„Ostatni król” Artura Nici jest brawurowo napisaną powieścią fantasy. Dzieli się na dwie części – „Wojowników Dwóch Mieczy” oraz „Ku królestwu”. Opowiada o tajnej wyprawie byłych królewskich gwardzistów, której celem jest odnalezienie prawowitego i ukrywającego się władcy Nerlendu. Tylko to może bowiem odwrócić klątwę ciążącą nad państwem, która spadła na nie wskutek nieprawego zagarnięcia władzy przez królów z dynastii Niepełnych. Zarówno Emirth, jak i jego towarzysze są zmanipulowani przez obecnego monarchę, którego zamysły okazują się zupełnie inne niż przypuszczali. Podróż obfituje w bogactwo wydarzeń i jest pełna niebezpieczeństw, spisków oraz walk z napastnikami. Bohaterowie muszą sforsować wiele przeszkód, aby wypełnić misję. Pisarz prowadzi fabułę bardzo żywiołowo i nie pozwala czytelnikowi oderwać się od lektury. Równa dynamika jest niewątpliwie jedną z najmocniejszych stron powieści, choć warto pochwalić Autora również za wykreowanie całego szeregu barwnych postaci, spośród których każda może wzbudzić sympatię lub co najmniej wywołać uśmiech. Za plus poczytuję także zadbanie o kwestie “rycerskie”, wskazujące, że czytający ma do czynienia ze znawcą w tym temacie. Przedstawiając techniki walki na miecze lub z użyciem innej broni, potrafi zainteresować nimi nawet częściowego laika. Na uwagę zasługuje również skrupulatne odmalowanie tła politycznego w Nerlendzie i zobrazowanie jego stosunków międzynarodowych. Taką detaliczność uznaję za rzadkość w tego rodzaju literaturze; Twórcy tej magicznej kreacji należą się wielkie brawa. Na przyjemność poznawania “Ostatniego króla” wpływ mają również krótkie rozdziały o tytułach wskazujących ich treść. Dobra “nawigacja” w propozycji literackiej – w to mi graj! A skoro mowa o kwestiach technicznych - język jest stylizowany na starodawny, choć w dalszym ciągu pozostaje w pełni przystępny (szyk przestawny - szanuję!). Mam wrażenie, że momentami kwiecistość (mnóstwo detali i ozdobników) przytłacza. Widzę jednak potencjał na przyszłość i pod tym względem, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że to DEBIUT. I to dobry!
Gdybym miała wskazać jakąś przywarę kreacyjną, definitywnie – wbrew znanej piosence i wcale nie dlatego, że przestaję z bad boy’ami (wcale!) - wybór padłby na... momentami karykaturalną płaczliwość głównego bohatera. Roni on łzy żegnając niewzruszoną aż tak ukochaną czy... kończąc jedną z walk. Wiem, że taki jest obecny trend, według którego mężczyźni też mają prawo do łkania, ale jakoś nie mogę się przekonać do wizerunku twardego wojownika i obrońcy królestwa, który skłonny jest do okazywania wzruszeń w taki sposób. Chciałoby się zanucić „Gdzie ci mężczyźni / prawdziwi tacy (…) Dookoła jeden z drugim / Jak nie nerwus, to histeryk.” Nie zmienia to jednak faktu, że Artur Nicia z pewnością ma ogromną szansę stać się kimś uznanym w świecie oryginalnych powieści fantasy – a ja już nie mogę się doczekać, by poznać jego kolejną magiczną kreację! 8/10
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)