Paweł Leśniak - Czarne niebo - recenzja

by - 18:49:00

 aweł Leśniak jest mi doskonale znany z dobrze skonstruowanych kryminałów, a także odpowiedzialny za stworzenie książkowego bohatera, który w tym roku największą ilość razy rozbawił mnie do łez podczas czytania (jeśli nie poznałeś jeszcze Krystiana z “Na pewno?”, musisz to zmienić!). Najnowszej powieści Autora o przykuwającej uwagę okładce i intrygującym tytule nie mogę Ci jednak do końca zarekomendować. Powody poznasz poniżej. Nie wykluczam jednak, że opowieść ta ma szansę spodobać się fanom skrzyżowania horroru ze sci-fi, twórcom teorii spiskowych, tych o końcu świata czy miłośnikom post-apo. Wszak w literaturze jedną z najpiękniejszych rzeczy jest to, iż każdy odbiera ją inaczej. 

A teraz pora na historię o historii... 

Czy jesteśmy sami w kosmosie? Czy na odległych planetach istnieją inne cywilizacje? A jeśli tak - to czy wiedzą o naszym błękitnym globie? Pytania te dręczą ludzkość od kiedy człowiek zdał sobie sprawę, że jest tylko drobną częścią Wszechświata. I chyba słusznie.  

Astronomowie oceniają, że w Galaktyce Drogi Mlecznej obejmującej nasz Układ Słoneczny znajduje się przynajmniej 300 milionów planet nadających się do życia, a więc posiadających zasoby ciekłej wody i spełniających inne konieczne warunki. Wiele z nich krąży w odległości zaledwie 30 lat świetnych od Słońca – gwiazdy, która nieustanne ogrzewa naszą planetę. Z samego rachunku prawdopodobieństwa wynika, że na którejś z nich musi istnieć jakaś forma egzystencji. Nic więc dziwnego, że od 70 lat naukowcy przy użyciu specjalistycznego sprzętu intensywnie poszukują jakichkolwiek śladów obcych nam cywilizacji. Sami też próbują nawiązać z nimi kontakt, wysyłając regularnie sygnały radiowe w czeluść otaczającego Ziemię uniwersum. Na razie bezskutecznie i według niektórych – na całe szczęście.  

Zdania na temat zasadności prób nawiązania łączności z kosmitami są bowiem podzielone. Wielu specjalistów wskazuje, że tego rodzaju próby prowadzimy być może na własną zgubę, nie wiedząc przecież, jakie zamiary mogą mieć wobec naszej cywilizacji. Jeśli niekoniecznie pokojowe, argumentują - sami sprowadzimy na siebie nieszczęście, a być może nawet zupełną zagładę. Takie głosy zmuszają do zastanowienia i budzą wątpliwości. 

Właśnie dlatego wyobraźnię wielu ludzi poruszają książki, które opisują inwazję obcych na Ziemię. Najbardziej sugestywna jest „Wojna Światów”, napisana przez Herberta George’a Wellsa. Powieść ta, będąca niezwykłym w swojej wymowie dziełem literackim, traktuje o ataku Marsjan, mającym miejsce w XIX stuleciu.  

Warto przytoczyć słowa pisarza pochodzące ze wstępu i będące nie tylko dowodem jego niespotykanej mądrości, ale także głębokiego humanizmu: „Zanim osądzimy ich zbyt surowo, przypomnijmy sobie jak bezlitośnie tępił własny nasz gatunek, nie tylko zwierzęta, bizony czy ptaki dodo, ale i inne rasy ludzkie, na niższym stające szczeblu rozwoju (…). Czyż tacy z nas apostołowie litości, byśmy mieli prawo żalić się na Marsjan postępujących tak samo z nami?”  

Na podstawie “Wojny...” Orson Wells w 1938 przygotował słuchowisko radiowe, które wzbudziło podczas nadawania ogromną panikę w stanie New Jersey w USA. W 1978 roku powstało „Jeff Wayne's Musical Version of The War of the Worlds” - przepiękny album muzyczny, będący jego adaptacją, w którym udział wzięło wielu gigantów muzyki rockowej, na czele z Philem Lynottem z zespołu Thin Lizzy oraz Justinem Haywardem z The Moody Blues. W samej Wielkiej Brytanii do roku 2009 sprzedano 2,5 miliona sztuk tej płyty.  

Piszę o tym dlatego, że jest to wymierny dowód na to jak bardzo ludzką jaźń rozpala tego rodzaju katastroficzna wizja i jak wiele obaw budzi. Myślę, że w pełni zasadnie. Któż zaręczy, że dla przybyszów z kosmicznej otchłani będziemy partnerami i potraktują nas jak braci w rozumie? Że nie przystąpią do naszej natychmiastowej likwidacji, tak jak my to czyniliśmy ze słabszymi i mniej rozwiniętymi przedstawicielami naszego gatunku, o czym pisał Wells? Pięknoduchy twierdzą, że w żadnym wypadku tak nie będzie. Na czym opierają swoje przekonanie, pozostaje głęboką tajemnicą...

„Grzegorz był czterdziestodwuletnim, dobrze zakonserwowanym mężczyzną. Miał ciemne, nieco dłuższe włosy, które zaczesywał na bok. (…) Rano włożył na siebie ciemny podkoszulek z angielskim napisem, a na nadgarstku zapiął czarną bransoletkę.” 

Masz na imię Grzegorz i prowadzisz firmę zajmującą się marketingiem internetowym. Jest rok 2025 i dzisiaj nadszedł Twój wielki dzień. Oto podpiszesz kontrakt, który zapewni Ci dostatnie życie na długi czas. Pełen emocji żegnasz rodzinę, jaką zostawiasz u swoich teściów w Nowym Sączu – żonę Kingę, córkę Zuzię oraz syna – Jacka. Pędzisz autem do Waszego mieszkania w Warszawie, aby spędzić w nim noc i nieco wypocząć przed tym ważnym wydarzeniem. Droga nie mija spokojnie – niebo co chwilę przecinają lecące śmigłowce, w całym kraju brak zasięgu telefonii komórkowej, nie działa też Internet oraz radio. Przed dotarciem do celu widzisz całe chmary martwych ptaków leżących na jezdni. Rozjeżdżasz je z uczuciem wstrętu, ale niestety jest ich tak dużo, że nie sposób ich ominąć. Zmęczony kładziesz się spać. Budzi Cię dziwny niepokój. W sypialni jest całkowicie ciemno, choć zegarek, na który zerknąłeś, wskazuje ósmą rano. Wyglądasz przez okno i z osłupieniem wpatrujesz się w głęboką czerń. Włączasz telewizor, który nie posiada żadnego sygnału, sprawdzasz Internet, ale ten również nie działa. Nagle odzywa się dzwonek Twojego telefonu. Słyszysz głos żony, która krzyczy, że właśnie do Ciebie jedzie. Próbujesz ją od tego odwieść, ale połączenie zostaje szybko przerwane. Zastanawiasz się gorączkowo co robić... 

„Wyjrzał jeszcze raz przez okno. Nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Na zewnątrz rozlegało się wycie syren alarmowych, mieszające się z dźwiękiem policyjnych kogutów. Krzyki uciekających ludzi przykuły jego uwagę. Wychylił się i zauważył, że wszyscy wbiegają do bloków. (…) Wtedy do jego uszu doszedł dźwięk, który zmroził mu krew w żyłach.”   

Przerażający wrzask pełen strachu i bólu rozlega się całkiem niedaleko. Zaraz po nim słyszysz głos swojej córki krzyczącej na klatce: „Pomocy! Tatusiu!”. W osłupieniu powtarzasz sobie, że to niemożliwe – przecież znajduje się 360 kilometrów stąd. Ruszasz do drzwi, kiedy nagle dobiega Cię wołanie o pomoc zmarłego niedawno sąsiada. Zanim je otworzysz, spoglądasz przez wizjer i dostrzegasz coś, co zapamiętasz do końca życia. Sąsiadka, która wyszła z mieszkania, słysząc głos swojego męża, jest właśnie rozszarpywana przez nieznaną Ci istotę o definitywnie nadludzkiej mocy. 

„Straszliwe dźwięki docierały do niego aż tutaj, szybko jednak osłabły, po czym zniknęły zupełnie, przywracając martwą ciszę.” 

W ten sposób zaczyna się inwazja obcych – przerażających bytów, mordujących ludzi bez żadnego pardonu i urządzających na nich polowania. Aby wyłapać ofiary, naśladują głosy bliskich im ludzi, o których ci właśnie myślą. Przybyli na statkach kosmicznych, całkowicie zasłaniając Słońce, wskutek czego Ziemia pogrąża się w nieustannym mroku. To z kolei powoduje, że temperatura gwałtownie spada, a przyroda zaczyna obumierać. Do tego najeźdźcy rozpylają nieznaną substancję, która zmienia wszelką otwartą wodę w kamień. Nikt nie zna ich wyglądu, gdyż żaden człowiek nie przeżył starcia z potworem. Po roku od dnia ataku z ludzkości pozosta jedynie niedobitki, gnieżdżące się w podziemnych schronach i tunelach.  

Próbujesz znaleźć swoją rodzinę, jednak nie udaje Ci się tego dokonać. Wracasz więc do Warszawy, gdzie spotykasz sobie podobnych. Razem ukrywacie się w ostatnim azylu – podziemnym tunelu. Żyjecie w strasznych, wręcz pierwotnych warunkach, urządzając wyprawy po żywność i zabutelkowaną wodę, które można znaleźć w opuszczonych mieszkaniach i sklepach. Prawie zawsze któreś z Was nie wraca, stając się ofiarą obcych. Reagują nawet na najlżejszy hałas, błyskawicznie dopadając swoje ofiary i mordując je w ciągu kilku sekund. Podczas jednej z takich eskapad popadasz w konflikt z kierownikiem grupy oraz jedną z towarzyszek o imieniu Ola. Wbrew rozkazom wracasz do swojego starego mieszkania, aby zabrać rodzinne zdjęcie, narażając całą grupę, która musi czekać na Twój powrót i traci jednego z członków. Gdy docieracie do obozowiska, zostajesz z tego powodu aresztowany. Wcześniej dowiedziałeś się, że nad Nowym Sączem znowu zaświeciło Słońce – kosmici co jakiś czas dopuszczają do tego, aby zwabić ocalałych i ich wyłapać. Postanawiasz wyruszyć do tego miasta, aby ponownie spróbować odnaleźć swoich bliskich. Przeszkodziła Ci w tym jednak decyzja dowództwa, aby osadzić Cię w więzieniu. W drodze do niego w przypływie rozpaczy obezwładniasz strażników i wdajesz się w szarpaninę z towarzyszącą im siostrą Oli. Wskutek przypadkowego wystrzału z pistoletu kobieta ginie, a Ty musisz jak najprędzej uciekać. Wydostajesz się z tunelu i wychodzisz na zewnątrz. Dołącza do Ciebie Piotr – młody człowiek, któremu parę miesięcy temu uratowałeś życie. Razem wyruszacie w drogę do Nowego Sącza. Jeszcze nie wiesz, że Ola wściekła się z powodu śmierci siostry i postanowiła Cię dopaść, a w odwecie również pozbawić życia. Formuje się grupa pościgowa złożona z niej oraz trzech innych członków Waszej społeczności. Podążają więc Twoim tropem, zamierzając dogonić jak najszybciej. Zarówno Was, jak i ich czeka droga pełna niebezpieczeństw; w całkowitej ciemności rozświetlanej jedynie latarkami, pełnej czających się w mroku obcych i zdziczałych ludzi, spośród których część stała się kanibalami. 

 

Książka Pawła Leśnika „Czarne niebo” opowiada o inwazji kosmitów na Ziemię, wskutek której doszło do eksterminacji prawie całej ludzkości. Nieliczni ocalali muszą ukrywać się w niedostępnych miejscach, rozpaczliwie walcząc o każdy dzień życia. Straszliwe stwory rozchodzą się po całej planecie, polując na ludzi mordowanych natychmiast po zauważeniu. Obcych wabią hałas oraz aktywność mózgu, którą wyczuwają z dużej odległości. Naśladują niezwykle wiernie głosy osób bliskich, przez co ofiary niejednokrotnie opuszczają swoje schronienie w złudnej nadziei, że odnalazły członków swojej rodziny. Nasza planeta pogrążona jest w ciągłym mroku, a woda zamienia się w kamień za sprawą rozpylonej przez obcych nieznanej substancji. Temperatura spada, a przyroda powolnie, ale niepowstrzymanie obumiera. W takich warunkach główny bohater powieści podejmuje swoją wędrówkę do Nowego Sącza w poszukiwaniu rodziny. Trzeba przyznać Autorowi, że jego perypetie opisał w dość zręczny i interesujący sposób. Klimatem przypomina to powieści post-apo, w jakich pełno starć ze zdziczałymi ludźmi czy stworami z kosmosu. I na tym dobre strony tej książki niestety w zasadzie się kończą.  

Największym minusem “Czarnego nieba” okazuje się, ku mojemu zaskoczeniu po poznaniu wcześniejszych powieści Autora, wręcz rażący brak logiki. Wystarczy sięgnąć do jakiegokolwiek źródła, aby się dowiedzieć, że na Ziemi, do której nie docierałyby promienie słoneczne, w ciągu zaledwie tygodnia średnia temperatura spadłaby do -17 stopni Celsjusza. Po upływie roku, a więc w chwili, w której zaczyna się główna narracja książki, panowałyby –73 stopnie Celsjusza. Tymczasem w tej historii nic takiego się nie dzieje. Ludzie swobodnie poruszają się po powierzchni Ziemi, nie musząc nawet przywdziewać cieplejszych ubrań. Wprawdzie Autor wskazuje krótko, że kosmici ze swoich statków, znajdujących się na niebie, ogrzewają ją w tajemniczy sposób, ale nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić jak nieprawdopodobnej ilości energii by to wymagało, w związku z czym jest to absolutnie niemożliwe do osiągnięcia. Nie mówiąc już o tym, że wszyscy znajdujący się w pobliżu takiej „grzałki” zostaliby natychmiast po prosu spopieleni. Być może w tym przypadku powstaliby wówczas niczym Feniks, ale... Jako fan mrocznych gatunków, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że katastroficzne wizje rządzą się swoimi prawami - jednak w dalszym ciągu, jako nałogowy czytacz, wymagam od nich wykazania choć podstawowych zasad prawdopodobieństwa. 

Choć od dnia kataklizmu minął już cały rok, a na Ziemi panuje nieprzejrzana czerń, nasi bliźni żwawo i bez potknięć (zabrakło nucenia pod nosem) zmierzają od punktu do punktu oświetlając sobie drogę... latarkami (wiesz, jak wiele można zobaczyć w jej świetle, czyż nie?). Skąd taka ilość baterii, skoro nie ma dostępu do energii elektrycznej - Autor nie wyjaśnia. Zresztą owa ciemność posiada dość dziwne właściwości, jako że Grzegorz na samym początku inwazji wychyla się przez okno i widzi uciekający tłum. Także w dalszej narracji wszyscy zachowują się jakby posiadali koci, a nie ludzki wzrok - bez najmniejszych trudności poruszając się w takim świecie. Choć wspomnieć trzeba, że wspomniane futrzaki w całkowitym mroku również nie widzą – potrzebują do tego minimalnej dozy światła. (Pozdrawiam Kociarzy!) 

Kolejnym absurdem jest samo zachowanie najeźdźców. Niewątpliwie dysponują oni niezwykle zaawansowaną techniką, skoro pojawili się na statkach kosmicznych, zasłonili nimi ońce oraz doprowadzili wodę do stanu skamienienia. Tymczasem dokonywana przez nich zagłada ludzkości przeprowadzana jest za pomocą szponów oraz kłów. (Analogia do czasów przed naszą erą?) Zachowują się niczym dzikie zwierzęta, nie używając żadnej broni. Warto wspomnieć, że obecnie w arsenałach mocarstw znajdują się bomby neutronowe, które posiadają niewielką siłę wybuchu, wytwarzając jednak promieniowanie, będące zdolne do zabicia wszystkich żywych organizmów. Oznacza to, że cała zbudowana przez ludzkość infrastruktura oraz flora w razie ich użycia pozostałyby nietknięte. Ale co człowiek stworzył w swojej głupocie już w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, pozostaje niedostępne dla cywilizacji, która stoi na szczeblu rozwoju nieporównywalnie wyżej od niego.  

Zaiste, zagadka nie do rozwikłania - dlaczego stwory postanowiły działać jak złowrogi brat bliźniak Freda Flinstone’a. Wprawdzie można podjąć próbę wysnucia tego z kontekstu, jednak i on okazuje się całkowicie nieprawdopodobny. Równie wielkie zdumienie budzi pisarska wizja pobytu kosmitów na naszej planecie. Brak w niej jakiegokolwiek planu czy wyjaśnienia przyczyn ataku. Nie ma żadnych pojazdów - czy to jeżdżących, czy to latających, które w tak rozwiniętej pod względem technicznym społeczności musiałyby się przecież pojawić. Nie używają narzędzi, które tak bardzo ułatwiają nam wszystkim życie: radarów, laserów, lokalizatorów, komputerów i tak dalej. Są tylko polujące na ludzi w zasadzie bezrozumne bestie, nawołujące się przy pomocy wydawanych przerażających dźwięków i pędzące do swoich ofiar na własnych kończynach. Uff... Wizja jaka jest, każdy powoli już widzi. To jednak jeszcze nie koniec. 

Najlepsze dopiero nadejdzie. 

Na szczególną uwagę zasługuje jedna z końcowych scen, którą z ogromną przykrością mogę określić tylko jednym mianem: CRINGE. I to taki, jakiego nie poczułam dzięki żadnej czytanej wcześniej powieści. Otóż wyobraź sobie następującą sytuację... 

W egipskich ciemnościach, których spokój zakłócają jedynie rozlegające się tu i ówdzie krzyki stworów mordujących nielicznych ocalałych, środkiem alejki otaczającej obwodnicę wesoło jedzie sobie NA ROWERZE mający sprawną TYLKO JEDNĄ nogę bohater. Kółeczka się kręcą - wszak jednonogi obecnie mężczyzna w pełni udanie rower ROZPĘDZIŁ i PEDA*ŁUJE jak szalony. No te importa - ucieczka jednośladem przebiega wzorcowo. Za nim zaś truchta obcy i ROZPOCZYNA MIŁOSNE SERENADY. Niczym porzucona dziewica, Julia na Sheakespeare’owskim balkonie i wszystkie bohaterki tragicznych romansów, woła: 

“Nie chcę być sam!” 

Krzyczy smętnie: 

“Nie zostawiaj... mnie...” 

Płacze: 

“Mogę być, kim chcesz! Tylko mnie nie zostawiaj!” 

Wreszcie – jak odrzucony kochanek obwieszcza: 

“Jeżeli nie możesz być ze mną, to nie będziesz z nikim!” 

Na koniec daje się posłyszeć pękające obcego serce (czy obcy mają serce?), okraszone wyznaniem takim: 

“Grzegorz!!! Nie zostawiaj mnie!!! Potrzebuję Cię!!! (...) Dlaczego mi to robisz?!” 

... 

Rzewna pieśń odrzucenia obcego. Nie wiem, czy wymażę to kiedyś z głowy - jak wiesz, mam niczym nieograniczoną wyobraźnię i wizualizuję sobie poznawane sceny. Czasem BARDZO tego żałuję - i to jest właśnie taki przypadek. 

Aż się trochę szkoda tego porzuconego biedaka zrobiło... 

Pozostaje jeszcze ocenienie tego, na co jako pasjonat naszej rodzimej mowy zawsze zwracam szczególną uwagę: kwestii językowych. A te nie mają się dobrze. Ogromna ilość powtórzeń, wśród których prym wiodą zbędne przymiotniki, spośród jakich część została wybrana prawdopodobnie losowo (vide: cmokające robaki...). Do tego zbyt szczegółowe, przez co sztuczne, wprowadzanie bohaterów (kolor włosów, strój, wzrost i tak dalej - najczęściej przez kilkanaście linijek; to nie dokumenty). Najbardziej wytrąciła mnie jednak z czytelniczego rytmu narracja. O ile uwielbiam tę wieloperspektywiczną, pozwalającą na zobaczenie wydarzeń z kilku odmiennych stron, o tyle musi zostać ona należycie podana. Paweł Leśniak zdecydował się zaś na szarpane, nagłe przeskoki pomiędzy przemyśleniami postaci, co powoduje jedynie chaos i zakłóca odbiór. Kwestie interpunkcyjne litościwie przemilczę. 

Za pewnym nieutalentowanym: “Jak do tego doszło? Nie wiem.” Uznaję za wypadek przy pracy, absolutnie niepotwierdzający reguły, będący przy tym za dużą inspiracją horrorami klasy Z. Kończąc tę, na nieszczęście negatywną, historię o historii, pozostaje mi wyrazić nadzieję, że kolejna powieść Autora będzie znacznie lepsza od najnowszej – bo znając jego wcześniejsze, dobrze skrojone fabuły, z pewnością po nią sięgnę. Teraz mogę jedynie oraz zanucić sobie piosenkę Kazika: Hej, hej, Mars napada. Dookoła ludzi gromada. / Hej, hej, Mars atakuje, żadnej litości nie czuje. / Hej, hej, Mars napada. Owoce pracy naszej zjada. / Hej, hej, ludkowie biedni. Kolejny zlew powszedni.” Z uwagi na sympatię do Autora i Wydawnictwa, intrygujący tytuł, estetyczną okładkę oraz dobrze zagrane akordy post-apo, 5/10 - z naddatkiem.  

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)