AK Benedict - Kapturek musi zginąć - recenzja
Dawno, dawno temu - a może wcale nie tak dawno, za siedmioma górami, ośmioma lasami, wieloma polami i trzema jeziorami - a może wcale nie tak daleko, żyła sobie zwichrowana trzynastolatka o imieniu Julia. Niepomna słów urody, prosiła, by wołać na nią Rysia. Niestety, pseudonim ów nie miał nic wspólnego z dzikim kotem, a pierwszym zauroczeniem, które to na szczęście szybko zginęło w pomroce dziejów. Dziewczynka od wczesnych lat dzieckiem była zresztą dziwnym. Starczy wspomnieć, że w opisywanym czasie prowadziła równocześnie czterdzieści kilka blogów a na wielu z nich publikowała w odcinkach cokolwiek szalone opowiadania. Z radością stwierdzić trzeba, że dobrze, iż wówczas namierzanie personaliów za pomocą Internetu w nadwiślańskim kraju jeszcze raczkowało. W przeciwnym wypadku z pewnością błękitnooka trafiłaby do nastoletniej wersji pokoju bez klamek, jakiego nigdy by nie opuściła. Coś jak jej ulubiona Baba Jaga oraz uroczy domek na KURZYCH łapkach w wydaniu specjalnym. A skoro już przy uśmiechających historiach jesteśmy, całe dzieciństwo cokolwiek osobliwej brunetki upłynęło na oglądaniu Wilka i Zająca w oryginale, naprzemiennie z najmroczniejszymi wersjami baśni Braci Grimm, co w naturalny sposób odzwierciedlało jej późniejsze preferencje. Przekroczywszy mury gimnazjum w pieczołowicie wybranym stroju, który miał sprawić, że dziewczyna nie rzuci się w oczy (różowe jeansy, bluzka w identycznym kolorze, pasująca do nich sztruksowa kurtka, gargantuiczna torba w tym samym odcieniu oraz... marszczone kozaki za kolano na 12 cm szpilkach), wpadła... wprost pod skrzydła Muzy. Ta zaś nieszczęsna nie wiedziała jeszcze, na co się porwała, kiedy namawiała nader fuksjowego stwora na rozwijanie własnego warsztatu pisarskiego. Szybko się o tym przekonała, bo oto dziewczynka znalazła swoją niszę - baśnie o złamanej konwencji. Złe, tragiczne, makabryczne, krwawe, czarne. Piękne w najgorszości!
Do dziś pamięta Julia przedkonkursową prośbę Patronki: czy możesz, proszę, choć raz nie wymordować wszystkich bohaterów po drodze w tak, ekhm, widowiskowy sposób? 😂 Misja się nie powiodła...
Tak więc dziewczynka dalej tworzyła, co zresztą czyni do dzisiaj. Muza zaś zapewne przeklina dzień, w którym powiedziała, że pisanie to przelewanie uczuć na papier, bo skoro jej podopieczna... Cóż. Spuśćmy na ciąg dalszy owych dywagacji kurtynę milczenia. Tym nietypowym, pełnym pięknych wspomnień wstępem, chcę wyjaśnić Ci, dlaczego nie posiadałam się z radości, gdy w moje ręce trafiła książka o jakże poetyckim tytule “Kapturek musi zginąć”. Co więcej, musiałam trzykrotnie sprawdzić, czy moje nazwisko nie stoi przypadkiem na okładce. Niestety, choć przecież szklane sufity nie istnieją, a przyszłość jest długa i obiecująca. Tymczasem przedstawiam Ci niezwykle przewrotną, pełną zaskakujących zwrotów akcji powieść AK Benedict - narrację, w jakiej baśnie ewoluują w koszmary, bohaterowie uciekają z kart propozycji literackich, a autorzy stają się sprawcami zbrodni. A może... to wcale nie było tak? 😉
“Autorzy, niczym koty, każdego roku mordują tysiące istnień i uchodzi im to na sucho. Zostawiają ciała, okruszki chleba i fałszywe tropy, aby Czytelnicy zgromadzili je w swoich koszykach. (...) Nabokov radził pisarzom, by wsadzili swoje postaci na drzewo, a potem rzucali w nie kamieniami.”
Dawno, dawno temu brukowane uliczki spłynęły krwią winnych. Zamaskowany mężczyzna, którego czarna peleryna powiewała na wietrze, podczas gdy wykonywał kolejny zamach kataną nad ciałami nieszczęśników, odsłaniała... Dobra, dobra, żartowałam! To nie ta historia. 😉 Sprawdźmy, dlaczego “Czerwony kapturek musi zginąć”. Osobiście uważam, że to po prostu byłby odpowiedni plot twist i wymyśliłam kilka nader twórczych oraz obrazowych sposobów na to, w jaki sposób można wyzionąć z niego ostatni oddech. Tak, też uważam, że to bardzo dobrze, iż nie mam dzieci. Koniec dygresji, solennie obiecuję! Jeśli się nie boisz, zmierz się moją historią o tej definitywnie epickiej historii.
“To była jej praca, jej powołanie. Skup się na literach. Literka za literką, słowo za słowem. Tym się zajmowała. Składała słowa w zdania, wychodziły prosto z jej głowy. (...) Opowiedzieć ich historie. Dać im wieczne życie na kartach powieści.”
Nie lada gratka dla każdego pisarza, przepadającego za baśniami Braci Grimm w europejskich wersjach, którego specjalizacją jest tworzenie złożonych i raczej nieoptymistycznych kryminałów: zostać porwaną, uwięzioną i zmuszoną do kreślenia na papierze coraz to mroczniejszych wersji bajek. Cóż, przynajmniej szalona ja tak uważam, bo Tobie obecny stan rzeczy średnio w smak. Ocknęłaś się na posłaniu ze słomy i znalazłaś raczej niepokojący liścik. I to nawet nie chodzi o to, że jest napisany grafomańskimi rymami, a o polecenie, jakie jest w nim zawarte. Noszący maskę Wilka (where Kapturek?!) mężczyzna, który Cię tu zamknął, składa Ci propozycję, jaka mogłaby zafrapować nawet Vito Corleone. Albo, zgodnie z jego nęcącym życzeniem, będziesz pisała uwspółcześnione wersje baśni Braci Grimm, albo kaputt. W mękach strasznych, choć z zadowoleniem konstatujesz, że przynajmniej nie podsuwa Ci wierszyków po niemiecku, bo w tym przypadku to i łamanie kołem jawiłoby się jako najlepszy wybór. Ukrywający tożsamość porywacz (dobrze, że nie piszesz dark romansów!) prosi, byś była kreatywna, albowiem zamierza wszystkie Twoje słowa wcielić w życie, jak tylko je przeczyta. Czy ten szaleniec naprawdę chce wybijać wszystkich wokoło wesoło do wtóru skreślonych przez Ciebie tekstów? Pomna losów postaci własnych fabuł, zakończeń baśni (które to bynajmniej baśniowe nie są) oraz zobaczywszy pokazowe zabójstwo w celi naprzeciwko Twojej (tamta autorka definitywnie sprzeciwiła się woli Lupusa), zasiadasz przy wiekowej maszynie i wciskasz klawisz z pierwszą literą. A potem dzieje się magia. Wyrazy wypływają spod Twoich palców, przedstawiając historię współczesnego Kopciuszka, który... już za chwilę zostanie skazany na współdzielenie Twojego losu. Obłąkany porywacz nie jest bowiem jak pewien Massimo i zdecydowanie dotrzymuje obietnic. Wygląda na to, że Twoje słowa mają moc sprawczą i nie tylko naznaczają rzeczywistość, a ją materializują. Niczym złote przekleństwo; wszystko, co napiszesz... skazuje Cię na zgubę? Skazki, które wymyśliłaś, już dawno zaczęły żyć własnym życiem... Co jest prawdą?
“Myśli nieustannie kroczyły w jej głowie niczym po autostradzie, zmieniały pasy i przekraczały dozwoloną prędkość. Relaks oznaczał, że słyszała ruch uliczny i czuła zapach spalin na każdym pasie (...). ona ma w głowie milion rzeczy jednocześnie i potrafi je wszystkie połączyć.
Pracę Twoich szarych komórek można by określić jednym akronimem: ADHD. Procesy myślowe, często dotyczące zupełnie innych kwestii, rozgrywają się równocześnie, przez co masz poczucie życia w niesamowitym chaosie. (Jakże ja to znam!!!) Jest w nim jednak metoda, bo to właśnie dzięki temu swoistemu multitaskingowi potrafisz łączyć kropki i rozwiązywać najtrudniejsze sprawy kryminalne. Poza tą, dla której w ogóle zostałaś policjantką. 25 lat temu zniknęła Allison, jaką kochałaś od dziecka. Przyjaciółka, towarzyszka niedoli, może kiedyś ktoś więcej. Zupełnie, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Pozostał tylko jeden ślad - dwukolorowe, zatrute, nadgryzione jabłko, zupełnie jak w pewnej baśni, na punkcie której masz niezadziwiającą obsesję. Sądziłaś, że udało Ci się pogodzić z tym brakiem aż do momentu przed chwilą, kiedy to na leśnym miejscu zbrodni odnaleziono połyskującą, złotą torebkę balową oraz pasującą do niej szpilkę. Cała aranżacja przywodzi Ci na myśl Kopciuszka, co potwierdza się w momencie, gdy zauważasz zaadresowany do Ciebie list. Jak się okazuje, zobaczony przez przechodnia porywacz doskonale Cię zna i... rzuca Ci bajkowe wyzwanie. Wspomina także o kochanej przez Ciebie kobiecie, której los został złożony w Twoje ręce. Czy to możliwe, by Allison żyła? Którą z grimmowskich narracji złoczyńca zrealizuje jako kolejną? W jaki sposób zapobiec rozwojowi tej makabrycznej szarady? Hałas w Twojej głowie potęguje się jeszcze bardziej, kiedy przyłapujesz się na tym, że tkwią w niej rozważania, na które przecież nie powinnaś znać odpowiedzi. Przerażające wskazówki kierują Cię zaś dokładnie tam... gdzie nigdy nie chciałabyś się znaleźć. Obejrzyj się przez ramię... Może wówczas rozwikłasz zagadkę, w czyjej grze jesteś pionkiem. Postacią z talii kart - albo kart powieści. Jak brzmi jej zakończenie?
“Jesteśmy postaciami związanymi ze sobą fikcyjną traumą, próbującymi żyć w pustych miejscach pomiędzy słowami.”
Oto prawdopodobnie najbardziej nietypowa wersja Czerwonego Kapturka, jaka powstała - coś dla inteligentnych czytelników o otwartych umysłach, dla których fabularne zawirowania stanowią ulubioną rozrywkę. Propozycja literacka AK Benedict to książka o konstrukcji szkatułkowej, bowiem jej współczesną fabułę wzbogacają... mroczne wersje grimmowskich baśni, napisane przez jedną z głównych bohaterek. Jej perspektywa wydarzeń krzyżuje się z gawędą zbuntowanej pani policjant, jaka od lat toczy własną krucjatę. Wszystkie sytuacje dosłownie wirują przed oczyma odbiorcy, tworząc mozaikę, jakiej w takim kształcie jeszcze nigdy (!) nie znalazłam w prozie. Pomysł na wskroś przewrotny, zmyślny i podany wręcz widowiskowo. Uwielbiam tego rodzaju perturbacje oraz uśmiechający mrok, który dosłownie wypływa z treści. Żadnego morza krwi i szczegółowych opisów - jedynie intelektualna zabawa na najwyższym poziomie oraz poszukiwanie zabójcy po tropach z okruszków chleba czy zapachu pierniczków. Jeśli zgubisz choć jeden z nich, być może już nigdy nie odnajdziesz właściwej drogi. Co uznaję za dodatkowy plus, w fabule aż roi się od mylących czytającego wskazówek - fałszywych przyjaciół, którzy niejednokrotnie wyprowadzają na środek dzikiego lasu. Nocą. Kiedy myślisz już, że wiesz, kogo należy odesłać razem ze wszystkimi dobrymi bohaterami z bajek w odmęty piekieł (by czegoś użytecznego się nauczyli), Benedict wyciąga flet (z Hameln) i dosłownie gra na nosie. Tak to się robi! Opowieść w kapitalnej konwencji, która finalnie jawi się jako szarzejąca baśń skrzyżowana z dobrym kryminałem. To także jedna z tych historii, które pokazują moje ulubione motto: na tym świecie baśnie nie mają racji bytu, to nie jest świat baśni... Chyba że właśnie w takim kształcie. Myszy zjedzą króla, Wilk pożre Czerwonego Kapturka, Śpiąca Królewna nigdy się nie obudzi, Piękna nie pokocha Bestii, Trzy Świnki spłoną, Ariel nigdy nie stanie na nogi, a Niedźwiedzie widowiskowo zamordują Złotowłosą. Tymczasem władanie... Tak. Wiem, że zacząłeś współczuć mojej Muzie. Tak to leciało - i cieszę się, że trwa. 9/10!
“Właśnie tak to jest, Ty tchórzu. Nie możesz czekać, aż muza połechce Cię w jaja, żeby przelać słowa na papier, musisz to po prostu zrobić.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)