Magdalena Furlepa - Wszystko albo wszystko - recenzja

by - 19:17:00

Uwielbiam propozycje literackie, w jakich fabuła krzyżuje się ze sztuką - i ZNAKOMITY DEBIUT Magdaleny Furlepy to właśnie ten przypadek. To jednak nie wszystko, co mnie urzekło. Za tą nierzucającą się w oczy okładką spotkałam bohatera, który... z pewnością jest jednym z moich rozlicznych (rozglądaj się bacznie!) alter ego. Zgorzkniały malarz, mający niespełna czterdzieści wiosen, notorycznie wpada w szał twórczy, w trakcie jakiego zapomina o świecie a jego pracownia przypomina istne pobojowisko. Produkowane dzieła pełne są alegorii - w żadnym razie nie jest to sztuka zwyczajna, jako że stara się dostarczać coś unikatowego, przez co większość osób nie rozumie tego, co w istocie maluje. Nie szkodzi - wszak nie zależy mu na sławie, a na tym, by wnieść do tej niszczejącej rzeczywistości coś, co nie jest obecnie często spotykane. Na płótna przelewa z mistrzowską precyzją cząstki swojej duszy, do której nikogo nie dopuszcza. Czasem na tyle zatraca się w kreacjach, że budzi się z pędzlem w dłoni nad ranem, po czym okazuje się, że kreował bez ustanku przez wiele godzin. Leonard nie znosi przebywania w tłumie obcych - nawet wyprawa do sklepu okazuje się dla niego nie lada wyczynem. Nienawidzi hałasu i wrzasku, zaś gromadki dzieci przypominają mu upiorną trupę, rodem z horrorowego cyrku. Jest absolutnie wierny własnym przekonaniom i zawsze dotrzymuje danego słowa. Nigdy się nie łamie oraz nie poddaje; nie ustaje w wysiłkach, zmierzając do celu, który sam sobie wytyczył - choćby jego osiągnięcie miało mu zająć wiele lat. Przepada za samotnością, ciszą i ma niezliczoną ilość kreatywnych pomysłów, które skrupulatnie wciela w życie. To również dobry taktyk i niedościgniony planista, jakiemu stanie się kameleonem nie sprawia żadnych trudności w każdym środowisku. To też cynik, którego bogiem jest sztuka. Mogłabym tak charakteryzować Drzywińskiego dalej, ale tak naprawdę... pisałabym wciąż o sobie. Jeśli znasz mnie, wiesz już, jaką, cóż, złożoną postać wykreowała Autorka – za co jej dziękuję! Ciekawym doświadczeniem było... czytać jakby o innej wersji siebie!  

Był to intensywny czas, ponieważ wpadł w coś, co bywa nazywane szałem twórczym. Niekiedy tylko natchnieniem lub weną, ale żadna z tych nazw nie oddawała stanu, w jakim się wówczas znajdował. Przypominało to trans, w którym odcinał się od świata zewnętrznego. Można by powiedzieć, że jego umysł w tym czasie działał jak zaprogramowany. Tyle że nie brał zbyt wielkiego udziału w tym całym procesie. To, co kierowało Leonardem, zdawało się wypływać gdzieś z głębokiego wnętrza. Z jakiejś odległej krainy, w której nie istnieje ani czas, ani myśl. Są tylko ciche westchnienia duszy, z której rwącymi potokami płynie czyste piękno.” 

W Tobie jest sztuka, sztuka jest Tobą, z Tobą jest sztuka i to sztukę chciałbyś nieść w świat. Oto Twoja muza, motor napędowy do działania, powód nieprzespanych nocy i prowodyr miliona myśli, jakie kłócą się między sobą w Twojej głowie o palmę pierwszeństwa. Niekiedy jest tak, że idziesz środkiem ulicy, naturalnie omijając wszelkie tłumy i skupiska ludzi, których głupota jedynie coraz bardziej Cię mierzi i oto materializuje Ci się przed oczyma pomysł na kolejny obraz. Nie, nie są to sielskie pejzaże, realistyczne portrety ani abstrakcja - tych komercyjnych tematów nie uważasz nawet za artyzm. Kiedy trzymasz w dłoni pędzel, to jakby nagle na czubkach jego włosia, zamiast kropel farby, osiadały fragmenty Twoich uczuć. Sądzisz, że gdy patrzysz na płótno i to, co na nie naniosłeś, ono również spogląda na Ciebie. Wszędzie ukryte są przenośne znaczenia, które opowiadają Twoją własną historię. O to walczyłeś - i może jeszcze o kogokolwiek, kto dostrzegłby to w chwili wzniosłości, chciał zobaczyć naprawdę i zrozumiał. Tak, zabiegałeś kiedyś, by Twoje dzieła zawisły w galerii - bo jaki malarz skrycie by tego nie pragnął? Gdy żadna Cię nie chciała, oczekując rzeczy prostych, ładnych i przyjemnych, zawziąłeś się w sobie i postanowiłeś uparcie zmierzać własną ścieżką. Tworzyć dla siebie. Przekazywać to, co naprawdę gra Ci w sercu. Malować sztukę przez wielkie S, nawet, jeśli jej odbiorcą będziesz Ty sam i może czasem odwiedzający Cię przyjaciel. Aby przeżyć, niekiedy tylko realizujesz drobne zlecenia. Pozostajesz zgorzkniałym nihilistą - dumnym z faktu, że w swej twórczości jesteś wolny. Czy naprawdę? 

Nikt nie rozumiał jego sztuki. Mało tego, nikt nawet nie próbował jej zrozumieć. Ludzie woleli prosty i czytelny przekaz, ale Leonard miał w planach to zmienić. Chciał oswoić ich z czymś nowym i przekonać do sztuki takiej, jaką sam ją rozumiał.” 

Nieomal dostajesz apopleksji, kiedy idziesz do kiosku po ulubione papierosy a sprzedawca liczykrupa pokazuje Ci artykuł w lokalnej gazecie, który... traktuje o Tobie samym. Nie wiesz, co jest gorsze - to, że jego autor, Twój kumpel Piotr, włożył Ci w usta słowa, jakich nie wypowiedziałeś, czy jednak fakt, iż zalicza się do nich wiele pochwalnych zdań o Waszej miejscowości. Ty miałbyś powiedzieć, że ta zalana szarą masą nikczemników, zatęchła dziura jest Twoją inspiracją?! Rozwścieczony odmawiasz sklepikarzowi namalowania nowego szyldu, który jakoby miałby być dla Ciebie reklamą, bo takiej ani nie chcesz, ani nie potrzebujesz i dzwonisz do przyjaciela. Wasza relacja jest dość specyficzna, zatem ten nic sobie nie robi z wyzwisk a nawet odwiedza niebawem z siatką piw. Realizujesz kilka kolejnych zamówień - wziętych, by mieć z czego opłacić rachunki, sprzątasz miejsce pracy, wyglądające po tym, jak gdyby doszło do wybuchu bomby i udajesz się z przymusu do nielubianego marketu. Pora uzupełnić zapasy. Niestety, zgodnie z Twoim nieodłącznym pechem, podczas drogi powrotnej tratują Cię drzwi do klatki bloku, a gdy wychodzisz z windy, wyglądając jak nieboskie stworzenie, to jest jak zawsze, wpadasz na sąsiadkę, którą w myślach nazywasz z przekąsem panią elegancką. Kto by wówczas pomyślał, że właśnie w tej chwili znalazłeś to, czego nawet nie wiedziałeś, że szukasz i potrzebujesz? Oto już niebawem, złożywszy spontaniczną, więc całkiem nie w Twoim stylu, obietnicę, zostaniesz mentorem dla nader utalentowanego dwunastolatka, który jest synem wyfiokowanej niewiasty. Będziesz próbował przekazać mu, czym dla Ciebie jest sztuka i jak ją postrzegasz, przy okazji obdarzając kogoś iście ojcowskim uczuciem. Może każdy mistrz potrzebuje własnego ucznia, bo bez niego jego twórczość nie ma wartości. Może największy samotnik-kreator musi mieć osobę, dla której stanie się inspiracją oraz wzorem. Może towarzysz kiedyś będzie się jak patron, dzięki czemu ten najsilniej poczuje, że sam wyznawaną sztuką się stał. Odbite światło... 

Nie mógł wyrażać siebie i swoich emocji w tych obrazach. Czuł się zamknięty w sztywnych ramach. Narastało w nim coraz większe rozgoryczeni i odraza wobec tego, co tworzył, i wobec tych, którzy to zamawiali. Najbardziej wkurzało go ich przekonanie, że absolutnie znają się na sztuce. Niestety prawda była taka, że nie rozpoznaliby jej, nawet gdyby się o nią potknęli.” 

Poznaj kogoś o niebywałym talencie literackim. Magdalena Furlepa nim dysponuje - i to na niesamowitym poziomie. Jak bowiem inaczej można by wytłumaczyć to, że we “Wszystko albo wszystko”, pierwszej książce, potrafi ze zwykłego wyjścia na zakupy albo rozpętywania bałaganu w pokoju zrobić iście komediowe sceny, które materializują się przed oczami czytelnika? Albo fakt, iż jej wypowiedzi dotyczące świata sztuki mogłyby się znaleźć w osobnym tomie, pełnym barwnych, na wskroś przenikających prawdziwością cytatów? Za stricte genialną uważam również pełnokrwistą kreację głównego bohatera, jaki na kolejnych stronach tej nieodkładalnej powieści przechodzi zaskakującą przemianę - coś na wzór Scrooge’a, tylko w o wiele bardziej rozbudowanej wersji. Z tej narracji obyczajowej, pełnej ciepła, choć również goryczy, można by stworzyć pełnowymiarowy film. Zaręczam, iż ów, oczywiście zekranizowany sznytem dawnej, dobrej szkoły reżyserskiej, gwarantowałby mnóstwo wzruszeń, stając się produkcją na miarę chociażby “Nietykalnych”. Jestem pod ogromnym wrażeniem kunsztu literackiej zręczności debiutującej przecież (!) Autorki. Złożona warstwa obyczajowa fabuły urzeka i staje się wręcz przedstawicielem literatury pięknej. Wyrażam tylko jeden żal, ale jest w pełni personalny, zatem nieobiektywny. Liczyłam na to, że linia mentor-uczeń zajmie większość opowieści. To jednak moje osobiste zwichrowanie, ponieważ na punkcie tego motywu mam kręćka. Ciekawostka: na 483 stronach książki znalazłam zaledwie jedną literówkę! Oto niedościgniony poziom dbałości, jaki niezmiennie będę wychwalać. Pozostaje mi liczyć na to, iż Furlepa jak najszybciej oczaruje mnie ponownie... może tym razem nie łamiąc mi serca zakończeniem (choć przyznaję, było tragicznie pyszne... albo smutnie wzniosłe, oczekiwane wręcz!). Tę propozycję literacką pozostawiam z oceną 9/10. Ciebie zaś z dodatkowymi grafikami, pełnymi osobistych cytatów, które pokażą Ci niezaprzeczalny powab twórczości Autorki. 


PERSONALNIE WYSELEKCJONOWANE CYTATY, KTÓRE SKRADŁY MI SERCE: 

Dni mijały Leonardowi na ciągłym malowaniu, ale nie był to już szał twórczy. Raczej konsekwentny i żmudny proces. Nie oznacza to jednak, że nie wywoływało w nim żadnych emocji. Leonard zawsze czuł to, co tworzy, ale ostatnio nie bardzo miał możliwość tworzyć tego, co czuł. Malowanie na zamówienie więziło w nim mnóstwo nagromadzonych uczuć, którym nie mógł dać całkowitego upustu. 

Uzmysłowił sobie, że wcale nie powinien próbować ich rozumieć, a tylko pozwolić im płynąć. Nie spodziewał się, że wszystko, czego szuka u ludzi, znalazł u chłopca, który nawet nie rozumie życia. Może właśnie wcale nie trzeba go rozumieć? Może życie jest jedną z tych spraw, których nie warto próbować w żaden sposób pojąć?” 

Coraz mocniej zaciskała się na jego gardle jakaś niewidoczna obręcz, miażdżąc wszystko, co sprawiało mu radość. Jakby ktoś odarł go ze wszystkiego, co kochał, to, co miał najcenniejsze, odział wyłącznie w utrapienie. Nikogo nie obchodziły obrazy, których malowanie dawało mu satysfakcję i spełnienie. Malowanie na zamówienie przynosiło mu zysk i to niemały. To dzięki temu miał za co żyć, ale co to było za życie? 

Była to specyficzna mieszanka emocji, które ogarniały artystę po ukończeniu wyjątkowo udanego dzieła. Pomieszanie niepohamowanej radości, dumy z samego siebie i nakręcającej się ekscytacji. Był to stan, którego Leonard już od bardzo dawna nie doświadczył. To niesamowite uniesienie niegdyś towarzyszyło mu podczas ukończenia niemal każdego dzieła. Z czasem jednak zatracił wiarę w siebie i coraz rzadziej cieszyły go jego własne sukcesy, bo jako takich nie odnosił. Jego sztuka nikogo nie porywała, nie było nawet kogoś, kto chociażby poklepałby go z uznaniem po ramieniu. Z biegiem czasu zaczął malować tylko po to, żeby wyrzucić z siebie nadmiar nagromadzonych emocji i przelać swoje myśli na płótno. Potem przyszło malowanie na zamówienie i tak Leonard stał się niewolnikiem własnego talentu. 

“Mój chłopcze, nie ma nic złego w zarabianiu na sztuce. Jest jednak różnica, kiedy malujesz w zgodzie ze sobą i potem to sprzedasz, a kiedy malujesz wyłącznie to, co się sprzeda, i wykorzystujesz swój talent dla zysku.”  

Ja widzę nasze miasto jako ściek, do którego notorycznie spuszcza się góry pieniędzy, jednocześnie zahamowując jego rozwój. Nie inwestuje się w edukację, kulturę, sztukę, infrastrukturę, miejsca pracy ani żadną pomoc mieszkańcom. Nie inwestuje się w nic, co kształciłoby i rozwijało młode pokolenia, za to szczodrze inwestuje się w siebie i swoje kieszenie.” 

Można nazwać to weną lub szałem twórczym, w którym ból istnienia działa odurzająco i zarówno unieszczęśliwia, jak i daje spełnienie. Pewnie dlatego filozofowie nazywali to darem i przekleństwem jednocześnie, bo długotrwałe odczuwanie beznadziei, pustki i nostalgii potrafiło nawet doprowadzić do pomieszania zmysłów.” 

Sztuka nie jest po to, żeby ją ludziom tłumaczyć. Nie jest ważne, co autor miał na myśli, ale jak sami to zrozumieją. Tak jest z każdą dziedziną sztuki, owszem, autor chciałby nieść jakieś przesłanie, ale ludzie mają sami indywidualnie interpretować przekaz zgodnie z tym, co do nich przemawia.” 

Wątpi pan w siebie, bo w pana życiu nie pojawił się nikt, kto potwierdziłby to, co pan już sam zapewne od dawna wie. Jest pan tak unikalny i niebanalny, że trudno o kogoś, kto to doceni.” 

To on mi pokazał twoje prace i to on odkrył w tobie talent. Ja tylko popchnę ten wózek, który pociągnie twój dar dalej, ale to pan Leonard jest twoim odkrywcą. Mieliśmy już okazję się poznać, ale wówczas nie zdawałam sobie sprawy, z jakim diamentem mam do czynienia. Ty też pewnie nie zdajesz sobie sprawy, jak niezwykłe szczęście cię spotkało.” 

“(...) nie możecie pozwolić na zamknięcie sztuki w jakichkolwiek ramach. Bawcie się stylem i pozwólcie waszej wyobraźni dryfować w takim kierunku, w jakim chce. Pozwólcie sobie na wyrażanie siebie w sposób absolutnie wolny i nieskrępowany. Świat należy do was, więc nie dajcie się wpychać w koleiny czyichś mentalnych ograniczeń.” 

To jest prawda w sztuce. Niepodlegająca żadnym normom i prawidłom oraz będąca czystą i nieskalaną w swojej formie. Nieważne, jaki to styl i jaka technika, ważna jest prawda wypływająca z was samych. Nie dajcie się zabić normom i wymaganiom, bo to wy jesteście przyszłością sztuki. Nie dajcie się wepchnąć w jakieś już z góry ustalone ramy. To wy jesteście kreatorami, a nie ci wszyscy, którzy was oceniają. Nie próbujcie nikogo oczarować, ale bądźcie sobą we wszystkim, co robicie.” 

Sztuka nie jest i nigdy nie powinna być oczywista. Przelewacie w swoje prace swoją osobowość i nigdy nie powinniście patrzeć, jak inni to odbiorą, bo wasza sztuka to żywy organizm. Ilu obserwatorów, tyle poglądów, i nie ma znaczenia, co inni pomyślą. 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)