Luck Montelair - Rachunek za zaufanie - recenzja
Mistyk wystygł. Wynik? Cynik. To powiedzenie zalicza się do moich dewiz, choć wychodzę z założenia, że fakt, iż nie ufam praktycznie nikomu, bo nie sądzę, by było warto to robić, jest raczej realizmem, powstałym na bazie wielu wcześniejszych doświadczeń. Zanurzenie się w propozycji literackiej, którą napisał Luck Montelair, nie okazało się więc dla mnie skokiem na głęboką wodę, a raczej zanurzeniem się w doskonale znanych wodach. Już od dawna nie słonych od łez, lecz słodkich. Bliskich skamieniałemu i sczerniałemu sercu, jako że przepłyniętych wzdłuż i wszerz niezliczoną ilość razy. Nie licząc garstki najbliższych, po ludziach spodziewam się najgorszego, co pozwala uniknąć wielu rozczarowań. Podobnie jak i Autor, przekonałam się bowiem wielokrotnie, że ani karma, ani ofiarowane dobro nie wracają, przynajmniej w większości wypadków. Przebaczenie zaś niekoniecznie przynosi wolność i ukojenie - to tylko gest. Droga do niego, przede wszystkim względem siebie, prowadzi zupełnie innymi ścieżkami. Krętymi i pod górę - a w dodatku nikt postronny nie musi w nich towarzyszyć. Parafrazując tytuł pewnej książki, zwycięzcą jest się samotnie. To moja prawda, choć oczywiście, jeśli kierujesz się innym podejściem, masz własną.
Żałuję natomiast, że wiele lat wstecz nie trafiłam na tak prawdziwą i otwierającą oczy narrację jak “Rachunek za zaufanie”. Z całą mocą stwierdzam, że to tekst, który powinien przeczytać absolutnie każdy. Ten podany w gawędziarskim stylu poradnik skrzyżowany z opowieścią pełną kapitalnych porównań jest czymś niewtórnym, co definitywnie warto poznać. Wszystko bowiem ma swoją cenę, nawet, jeżeli jeszcze tego nie dostrzegasz. A koszty nadmiernej wiary w krystaliczne intencje innych mogą przerosnąć nawet najpewniejszych siebie, nie pisząc już o tych, którzy wiecznie uważają się za projekt do naprawy. Kogoś, kto musi się zmienić, by przystawać do wydumanych oczekiwań...
PS Mam nadzieję, że Pisarz zdecyduje się na wydanie książki w wersji papierowej, bo chciałabym mieć ją na półce. Póki co, znajdziesz ją w formie e-booka pod linkiem: www.naffy.io/rachunekzazaufanie/rachunek-za-zaufanie-Tr1
“Długo myślałem, że wszystko, co mnie spotyka, ma sens. Że każda porażka to lekcja, każde odejście to miejsce na coś lepszego. Ale życie nie pisze się w równych liniach. Pisze się bólem, który nie zawsze uczy - czasem tylko zostaje. Pisze się milczeniem, którego nikt nie umie nazwać. Pisze się pytaniami, które nigdy nie dostały odpowiedzi.”
Genialny cytat, prawda? Ktoś, kto nigdy w życiu nie został naznaczony tą czy inną bolesną lekcją pewnie mógłby stwierdzić, że z powyższych słów wylewa się morze goryczy. Bynajmniej nie jest to prawdą. Kiedy zobaczyłam te zdania niemalże na początku publikacji Lucka Montelair, musiałam sprawdzić, czy przypadkiem, powodowana jednym z zawirowań umysłu, nie wydałam własnego tekstu pod takim pseudonimem. To tego rodzaju postrzeganie rzeczywistości, do jakiego dojść można tylko drogą... zrozumienia. Młoda i naiwna, sama byłam niegdyś święcie przekonana, że wszystkie doświadczenia dzieją się z jakiegoś powodu. Jeżeli ktoś odszedł, skrzywdził, zniknął jak duch bez żadnego powiadomienia - widocznie tak miało być, a stało się tak, abym miała okazję czegoś się nauczyć. Owszem. Jednak, co wielokrotnie podkreśla w pełnym parabol tekście Autor, część wydarzeń po prostu się staje - tylko dlatego, że może. Czy płynące z podobnych sytuacji zło dosięgnie celu, czy dopuścisz je do siebie, to już natomiast Twój wybór. Lata zajęło mi, abym to zrozumiała, choć wciąż niekiedy się dziwię. Otwarci na świat i ludzi często cierpią zresztą za często oraz za mocno. Celnie podsumowuje to Montelair: “I nagle wszystko, co było moją dumą: empatia, czułość, cierpliwość - stało się arsenałem, z którego ktoś potrafił strzelać. W moje własne zaufanie. To nie świat mnie zranił. Zraniło mnie to, że za długo wierzyłem, że nikt nie zrobi krzywdy człowiekowi, który nie chce krzywdzić. To był mój błąd, ale też mój moment refleksji.” Wszak nie należy oceniać innych podług siebie, bo to prosta droga do przeszacowania. Pisarz doskonale obrazuje to na przykładzie własnych przeżyć, które równocześnie stają się przestrogami, wskazówkami oraz radami. Pozwalają podjąć się własnego rachunku - nie tylko za zaufanie postronnym, ale przede wszystkim sobie. A przecież rozrachunek własnego sumienia pozostaje najtrudniejszym do szczerego uczynienia...
“Bo nie zdążyłem żyć swoim życiem. Ale mam jeszcze czas, by przestać być czyimś niedokończonym dziełem. Nie muszę już nikomu oddawać prawa do korekty mojej duszy. Nie jestem do naprawy. Jestem do zrozumienia. Nie jestem błędem. Jestem niedoczytaną książką. Nie jestem problemem. Jestem historią, której nikt nie miał odwagi przeczytać do końca. Nie zdążyłem żyć swoim życiem, bo cały czas mnie naprawiano.”
Choć recenzowana książka niepozbawiona jest humoru, część jej tekstu - chociażby powyższy cytat - są tak prawdziwe, że aż odbierają oddech. Najsurowszym sędzią człowiek jest sobie sam, a jednak jak wiele zmienia, aby sprostać wymaganiom czy oczekiwaniom innych? Ile traci, stając się kameleonem, który w każdym otoczeniu się odnajdzie, bo będzie za wszelką cenę próbował wtopić się w tło, by tylko nie wyjść przed szereg? Zasady szkoły, później korporacji, koleżeństw, środowisk znajomych, niekiedy toksycznych relacji miłosnych... Przykłady można mnożyć, co zresztą czyni także Montelair. Nieco gorzko, lecz prawdziwie naigrywa się z szybkich związków, mierzonych liczbą serduszek w social mediach, ślubów dla rozwodów, oszukańczego coachingu czy układów biznesowych, które w istocie pozostają wyzyskiem. Jednostronną umową, jaka niekiedy zostaje zawarta wręcz bezwiednie. Nie naiwnie - a jedynie z wiarą wykorzystaną przez drapieżnika. Pozornie tematyka “Rachunku za zaufanie” wydaje się ograniczona. Może pomyślałeś nawet, że ile można dywagować na temat zaufania, które w słowniku wyjaśnione jest kilkoma zdaniami - ale zapewniam Cię, że to błąd. Na 157 stronach (w wersji mojego komórkowego programu do e-booków) Pisarz snuje rozważania o udzielaniu kredytu zaufania w rozlicznych sytuacjach, przez co temat jest omówiony więcej niż kompleksowo. Na domiar dobrego, żadnej w tym suchej teorii: są sytuacje z życia (z wieloma barwnymi przenośniami, często dotykającymi Internetu czy świata finansów - świetny pomysł!), zasłyszane przypadki, doskonale obrazujące tytuł danego podrozdziału czy opowieści, z których zmyślny czytelnik bez wątpienia wyniesie wiele refleksji. Myślę, że naczelne będą związane z postrzeganiem siebie, własnych wartości i ważkości, budowaniem zdrowych relacji oraz otaczaniu się tylko tymi, którzy są prawdziwi, lojalni i wierni; jakim warto... zaufać.
“I nagle, każdego dnia, odcinasz sobie mały fragment siebie, aż zostaje tylko człowiek, który funkcjonuje, ale nie żyje. Społeczeństwo nagradza tych, którzy się przystosowują. To oni są chwaleni za spokój, za cierpliwość, za to, że nie sprawiają problemów.”
Choć przeważający gatunek, w którym Luck Montelair napisał “Rachunek za zaufanie” to poradnik, z pełną mocą stwierdzam dwie rzeczy. Jeśli to poradnik, to NAJLEPSZY, jaki czytałam. Dla mnie to podane genialnym językiem i kreatywnością metafor opowiadanie o tym, jak nie stać się cynikiem - a pogodzonym ze sobą i rzeczywistością realistą. Doskonały, emocjonujący tekst, który zostawiam z oceną 9/10, odejmując punkt jedynie za odmianę “perfumem”, zamiast “perfumami” oraz “bronie”, nieodmiennie kojarzące mi się ze słownictwem z gier. Absolutny must read dla wszystkich, którzy nie chcą, aby ktokolwiek jeszcze skrzywdził ich choć odrobinę, wystawiając przeszacowany rachunek za zaufanie... i dla osób pragnących żyć - nie tylko przeżywać. Oddaję głos pozostałym cytatom, które mnie urzekły - i są warte zapamiętania.
“Mechanizm przejęcia relacji to ceremonialne przekazanie pilota. Oszust tylko czeka, aż sam podasz mu hasło do swojego sumienia. I tak zaczyna się teatr. Nie dramatyczny. Teatr w rodzaju tych minimalistycznych, gdzie ofiara milczy, manipulator kiwa głową a cała publiczność gra w: nie widzę problemu.”
“Ja znam ten numer. Słyszałem go od ludzi, którzy przepraszają, że żyją za głośno. Którzy pytają o pozwolenie, zanim użyją własnego zdania. Którzy oddają ster, a potem jeszcze pomagają innym go trzymać. To już nie jest relacja. To podwykonawstwo egzystencjonalne. (...) Wystawiają Ci rachunek za wszystko: Przecież pomogłem. Gdzie byłbyś beze mnie?”
“Tak, duchowe ideały są ważne, ale granice są święte. Nieprzebaczenie to nie krucjata – to ogłoszenie niepodległości. To jakbyś postawił tabliczkę: zamknięte, brak dostępu.”
Na koniec cytat idealny dla tej błotnistej części bookstagrama oraz każdego jadowitego stworzonka: “Nie da się obronić przed werdyktem, który przyszedł w czyjejś kieszeni, zanim otworzyli usta. Nie da się rozmawiać z kimś, kto trzyma w rękawie wszystkie karty, ale udaje, że gra w otwarte. Nie da się wygrać, gdy zasady gry są napisane na odwrocie czyjejś frustracji. Więc już nie próbuję. Nie tańczę na dywaniku czyichś oczekiwań. Nie wchodzę w role, które rozdano mi bez castingu. Nie tłumaczę się, bo prawda nie potrzebuje alibi. A ja nie potrzebuję akceptacji ludzi, którzy tworzą własną wersję mnie na podstawie ich braku snu, trzeciej ręki i krzywego spojrzenia spod sklepu. Kiedyś myślałem, że muszę się tłumaczyć, żeby nie wyjść na złego. A potem zrozumiałem. Dla tych ludzi z gotowym werdyktem już nim byłem. Od dawna. Bo nie podziękowałem. Nie odezwałem się pierwszy. Nie wziąłem winy na siebie, gdy ich świat się sypał. Nie. Nie będę już adwokatem swojej duszy w sądach, które orzekają, zanim przesłuchują. Chcesz wiedzieć, kim jestem? Zobacz, jak się zachowuję, kiedy nie muszę nic udowadniać. Nie każdy, kto milczy, się zgadza. Czasem po prostu nie ma ochoty tańczyć w cyrku cudzych domysłów. Koniec. Oklaski. Aktor zgarnia wszystkie nagrody i nie tłumaczy się nikomu.” PIĘKNE. PYSZNE. TRAFNE. Zawiśnie w biurze na ścianie naprzeciwko T-14 Armaty, czyli mojego stanowiska pracy. Dziękuję, Montelair, za te jakże celne słowa!
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)