Piotr C / Paulina Świst - Miasteczko - recenzja

by - 00:08:00

Paulina Świst wykreowała postać, jaką uważam za jedno z moich ulubionych i najbardziej komicznie skrojonych alter ego. Cechująca się czarnym poczuciem humoru pani prokurator nader mrocznych i ostrych pazurach, na domiar dobrego zakochana w adrenalinie niesamowicie przypadła mi do gustu. Jeśli więc nie znasz cyklu “Bestseller”, zdecydowanie rekomenduję Ci naprawienie tego błędu. 😉 Ostrzegam jednak, zapoznanie się ze zwichrowanymi opowieściami o losach Niny i Aleksandra może spowodować niekontrolowane ataki śmiechu. Sama bacznie wypatruję kontynuacji serii!  

W oczekiwaniu na nią sięgnęłam natomiast po najnowszą powieść Autorki, którą - co definitywnie mnie zaskoczyło - zdecydowała się stworzyć wespół z drugą równie tajemniczą, bo anonimową, postacią na scenie polskiej literatury. Jestem pewna, że Piotr C. to persona, jakiej nie muszę nikomu przedstawiać. Osobiście nie zaliczam się do fanów twórczości Pisarza z dwóch powodów - poznawszy kilka czytelniczych propozycji spod jego pióra, doszłam do wniosku, iż cechuję się skrajnie innym poczuciem humoru oraz mam kompletnie przeciwstawne poglądy na zbyt wiele kwestii, by jego teksty miały choć nikłą szansę mi się podobać. Po pierwszych tomach cyklu o niepokornej, zwichrowanej, barwnej i na wskroś charakternej prokurator polubiłam natomiast twórczość Świst na tyle, że nie mogłam nie pokusić się o sprawdzenie, jak wypadnie książka, którą napisała z inną osobą. Każdorazowo zresztą, gdy widzę na okładce dwa nazwiska, zastanawiam się czy tego rodzaju eksperyment ma szansę się udać, czy raczej okaże się niepowodzeniem.  

Niestety, w mojej ocenie “Miasteczko” zalicza się do tej drugiej kategorii - z powodu słabo zarysowanej fabuły, ale przede wszystkim z uwagi na niski poziom żartów, które nawet w gimnazjum niezbyt by mnie bawiły. Nie pisząc już o stekach przekleństw, jakie wylewają się z treści. Uzasadniona “łacina podwórkowa” jest w porządku, lecz ta w natężeniu przekraczającym skalę na nieszczęście tylko żenuje.  

Zabrakło mi także chemii pomiędzy głównymi bohaterami. Ich relacja przypomina raczej okraszone wyzwiskami przepychanki rodem z piaskownicy. Kolokwialnie rzecz ujmując, mam wrażenie, iż za mało tu Świst “w świście”... 

Najczęściej, kiedy po zapoznaniu się z lekturą zauważam, że w jej trakcie użyłam mnóstwa znaczników, oznacza to, iż książka bardzo mi się podobała. A także zwiastuje późniejszy problem z wyborem tych najlepszych zdań do recenzji, aczkolwiek do tego jestem już przyzwyczajona - a ów stan rzeczy bardzo lubię. W “Miasteczku tkwi obecnie niezliczona liczba zakładek, choć znajdują się tam one z przeciwstawnego powodu: to teksty oraz dialogi, jakie poczytuję za duże minusy. Poniżej znajdziesz przykładowe, które zdecydowałam się przytoczyć. Myślę, iż ich treść przemawia sama za siebie, choć część postanowiłam opatrzyć je komentarzem. 

“Pojebanie czaiło się w jej oczach.” Just to be honest, to całkiem mnie rozbawiło. Jeszcze tego nie znałam - w przeciwieństwie do ciętego języka Świst, który lubię. Liczyłam zresztą, że w treści jak zawsze pojawią się pojedyncze przekleństwa, jakie wówczas bawią. Nie sądziłam, iż ich natężenie już kilka stron później przytłoczy... 

“Jest mi zimno, nie mam swetra, moja warga ma pół metra.” Padłam, leżałam i nie wstawałam, uznawszy to za genialne. Takim komentarzem postać Pauliny opatrzyła zdjęcie pewnej wariatki. Zapowiadało się dobrze... 

Dialog pomiędzy bohaterami:  

-(...) Ja w sprawie pumy. 

-(...) Jakiej pumy? 

-(...) Tej, co ma jaja z gumy. 

-(...) mogę zaproponować borsuka. 

-Jakiego borsuka? (...) 

-Tego, co jajami w szyby stuka. 

Kurtyna. Rozumiem, iż w założeniu miało to być zabawne, ale poczułam się zażenowana - tym bardziej, że tego rodzaju “przekomarzanek” jest w treści więcej. Można by nawet ten dialog pociągnąć dalej, co zresztą udowodnił mój Mąż, gdy odczytałam mu powyższy. Zacytuję nawet pomysł od Ślubnego: “A ja Ci przedstawię lisa, co ma wielkiego penisa. A ja tam wolę żabę, co bierze kutasa w grabę...”. 🤭 Cóż, myślę, że opcji jest wiele. Jednak mimo wszystko wolałabym, by zostały na podwórkach podstawówek, gdzie takie konwersacje pewnie wciąż mają się dobrze. 

“(...) przecież w wieku rębnym w Warszawie jest piętnaście procent więcej kobiet niż mężczyzn.” O ile nie jestem fanem feminazizmu, o tyle uważam, że prawdy Piotra na temat kobiet są po prostu obrazoburcze. W WIEKU RĘBNYM?! Proszę o wybaczenie, nie czuję się kawałkiem drewna ani drzewem, mimo obowiązujących, szalonych czasów. 

“Najwyraźniej w Wychujewie też mieli słabość do dewizy: jebać biedę.” Darzę szczerą nienawiścią rodzinną miejscowość i patrzyłabym na nią z miłością, niczym Neron, gdyby zaczęła płonąć. Sądzę jednak, że nazwanie jej na powyższą modłę to pewne przekroczenie granic, podobnie jak postrzeganie jej mieszkańców niczym dzikusów bez ogłady, którzy zaraz pewnie wyciągną widły. Co interesujące, “beskidzka biedota” w powieści wypowiada się zresztą o wiele normalniej od głównych postaci. Cóż, Warszawa zobowiązuje. 

“Każdy chuj ma dwa końce. Od Ciebie zależy, który jest lepszy.” Zawsze byłam fanką bon motów, aczkolwiek ten zafrapował nawet mnie. Zostanę jednak przy swoim postrzeganiu mężczyzn jako czegoś więcej niż owej, immamentnej części ciała. 

“Jak dla mnie, wychowanego w mieście, było w tym coś niepokojącego. Pierdolone zadupie.” Tak warszawski bohater, jak warszawski tylko ten być może, zobaczył oto beskidzki las. Wiadomo, stolica jest właściwie osobnym państwem, a wszystko, co poza nią, to hołota, swołocz i nie wiadomo, co jeszcze. Chwilę później zresztą Piotr denerwuje się, bo “ryja drą ptaki”. Nie wymaga komentarza. Ciekawostka: mimo moich życzeń między modlitwą a klątwą, żaden nieokrzesany tubylec nie wciąga jegomościa w zarośla i bardzo popisowo nie morduje do wtóru treli pierzastych. 

“Gdy laska się uśmiecha, kiedy zaczynasz ją w łóżku dusić, to już wiesz, że będziesz miał z nią problemy.” Mnie akurat unosiło kąciki ust w górę. Sądzę jednak, że na wiecu feminazi raczej średnio by przeszło. 

“(...) Zjemy. A później stąd spierdalamy. Jedziemy z kurwami, z czerwoną mgłą przed oczami.” Głębokie wynurzenia Piotra po raz kolejny kazały mi na moment przerwać lekturę i zastanowić się nad płynącym z nich przesłaniem. Jestem miłośnikiem środowisk kibicowskich, ale i wśród owych nie słyszałam jeszcze tej głębokiej, potencjalnej zaśpiewki motywującej.

“Wesele opuszczałem, kiedy właśnie rozpoczęła się tradycyjna polska patologia na sztachety świeżo wyjęte z płotu.” Krew mnie zalewa jako patriotę, nacjonalistę, konserwatystę i mającego honor człowieka, gdy widzę takie wywnętrzenia. Niestety postać Piotra tak oto postrzega każdego spoza “własnej” Warszawy. Może lepiej niech tam pozostanie i nigdy jej nie opuszcza. 

“Tylko wystrojona, jakby zaraz miała robić sesję foto w pozie: załaduj. W dżinsowych spodenkach, tak krótkich, że wyglądały jak dół od bikini. I białym topie obcisłym jak folia na parówce.” Tak bohater Piotr opisuje właściwie każdą kobietę. I tu już nie mam innych słów niż OBRZYDLIWE. Dalszy komentarz jest zbędny, choć zwrócę uwagę na: POZĘ ZAŁADUJ oraz FOLIĘ NA PARÓWCE. Piękne metafory względem płci ponoć pięknej, o której rękę onegdaj gentleman mógł się starać... 

Potrzebna jest młoda, atrakcyjna, mocno umalowana dziewczyna, która bez problemu deklaruje, że obciągnie w łazience, i facet myślący niewłaściwą głową.” Kolejna wypowiedź, która mnie jako kobietę zwyczajnie razi. Myślę, że powód nie wymaga przypisów. 

“A więc nie księżniczka Pocajahs, tylko blachara. Pewnie lubi wiejskie dyskoteki, biale stringi połyskujące w ultrafiolecie, anal i spacery w blasku księżyca.” Przepraszam, ale zabrakło mi słów... tak jak i powinno każdej myślącej niewiaście, która będzie miała nieprzyjemną styczność z postacią Piotra. Nie wiem, czy bardziej urzeka “pocałuj hajs” czy jednak zestawienie spacerów w nocnym świetle z... Zamilczę. 

Co interesujące, gieroj o imieniu na literę P stroni od broni a na widok Glocka Pauliny niemalże mdleje, gdy tymczasem ponoć walczył w Syrii i Libanie, pod flagami ONZ oraz UE. Przydałoby się jeszcze polskie podziemie za czasów II WŚ albo wstąpienie do dawnej carskiej armii. Może to pozwoliłoby bohaterowi zmężnieć. W gościnie u gospodarzy wprost mówi bowiem do Pauliny, że przecież on ich nie obroni”. Oto prawdziwe oparcie i podpora dla kobiety! Klękajcie, złoczyńcy, z takim nie ma żartów. W chwili zagrożenia, gdy pojawi się dwóch (nie batalion!) mężczyzn z bronią, zapewne użyje białego kwiecia i zamacha nim, kwiląc: peacepeace, no guns, no war! Jest nadzieja dla jemu podobnych. Na szczęśliwie szybką eksterminację. 

“Nuda w chuj. Ale tyłek ma niczego sobie.” Oczywiście. Jeżeli pani ma pewną część ciała zgrabną, na tego rodzaju “straszną” resztę można przymknąć oko. Swoje po tego rodzaju życiowych mądrościach będę musiała wykąpać w perhydrolu. 

(...) baseny wszędzie wyglądają tak samo, kobiety i tak będą zazdrościć jej figury, a faceci i tak będą gapić się na jej cycki i dupę.” Tak oto inny książkowy rycerz argumentuje fakt, że nie zabiera własnej kobiety na wakacje. Konsekwentna ordynarność narracyjna - nowy termin świta mi w głowie... 

“A Anki głowa nie boli, dupa brazylijska, cycki jak z Playboya, a twarz słowiańskiej kosy.” Kolejna z wykreowanych postaci postanowiła zabrać głos i omówić z Piotrem zalety pięknej, dbającej o domowe ognisko madame. Tego rodzaju metafory warto byłoby wykorzystać jako temat literacki wiersza, bo aż szkoda, by potencjał się zmarnował. 

Pan od niepodróżowania z towarzyszką życia powraca, wymieniając, czego potrzebuje każda dama: “A po trzecie, by każdego dnia rano i wieczorem była solidnie przebolcowana, co gwarantowało jej klarowność myśli i brak wszelkiego rodzaju głupich pomysłów. W zamian za te wszystkie dobrodziejstwa powinna regularnie stawać do berła.” Ów Michał definitywnie nie powinien zaś opędzać się od chętnych do BOLCOWANIA i STAWANIA DO BERŁA, prawda? Sam zresztą słusznie to zauważa chwilę później: “Czas, aby poznała prawdziwego warszawskiego gentlemana.” Kto chętny? 

Była lojalna i się nie przypierdalała. Gdyby jeszcze loda dobrze robiła, to sam bym się z taką ożenił.” Tutaj zapytam Panie: która z Was nie marzy, by jej wybranek tak pięknie o jej zaletach rozprawiał wśród postronnych? Las rąk? Byle nie bieszczadzki, bo przed takim bohater zbiec mógłby, a - jak widać - strata niepowetowana! 

Uff. Myślę, że ta plejada najciekawszych cytatów wystarczy. Większą ilość podobnych znajdziesz w treści, choć tym razem nie będę Cię zachęcać do tego, abyś ją poznał. Nie mam zamiaru jednak również tego pomysłu odradzać. Wszak w prozie najpiękniejsze jest to, iż każdy postrzega ją w odmienny sposób. “Miasteczko” zwyczajnie zmaterializowało się dla mnie w postaci bardzo nie mojej bajki, a koszmaru, po jakim konieczne będzie odbycie długotrwałego procesu odtruwania się przy pomocy innej literatury. Dla odmiany nie oklętej, ordynarnej, wulgarnej, a najlepiej pięknej...  

Kreację bohaterów odbieram wręcz odpychająco. Zażenowanie i zniesmaczenie to nie to, czego oczekuję od książkowych postaci. Sama fabuła niestety również zarysowana jest słabo. Przeczytawszy pierwsze sto stron powieści, wciąż nie byłam pewna czy to niezabawna komedia, słaby obyczaj czy potencjalny thriller. Na późniejszych majaczy intryga kryminalna, która jest bardzo grubymi nićmi szyta. Szkoda. “Było, minęło, popłakane” - cytując Paulinę. Dziwię się, że wziąwszy pod uwagę, wątpliwość walorów językowychfabularnych i literackich w ogóle, podpisała się ona pod “Miasteczkiem”. Uznaję za wypadek przy pracy i czekam na lepsze kreacje, do których Pisarka mnie przyzwyczaiła. Tę zaś pozostawiam z oceną 3/10 - za ciekawy pomysł na to, by nazwać bohaterów imionami Autorów, estetyczną okładkę i może trzy teksty, które lekko mnie uśmiechnęły oraz sympatię względem Świst.  

“Jest takie określenie: robić coś dla fabuły, a u Ciebie ono sprawdza się podwójnie (...)”. Po raz pierwszy trudno było mi w treści powieści znaleźć względnie ładny cytat, który jakkolwiek ze mną rezonuje... 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)