Bartłomiej Kurkowski - Kagańce i obroże 2.0. - recenzja

by - 22:52:00

Wiele osób spodziewało się, że świat opanuje kiedyś straszliwa zaraza, ale nikt nie był w stanie przewidzieć tego, co ze sobą przyniosła. Ludzie wpadli w rozpacz większą niż gdyby zabrała im człowieczych bliskich. A tymczasem ona upomniała się tylko o zwierzęta. Wszystkie - nie tylko dzikie, ale także te domowe. Kochane i rozpieszczane, będące towarzyszami doli i niedoli właścicieli, a właściwie oddanych przyjaciół. Zaczęło się niepozornie od pojedynczych padnięć. Wkrótce jednak, jak grzyby po deszczu zaczęły mnożyć się doniesienia o tajemniczych, masowych zgonach czworonogów. Całe stada padały pokotem a zjawisko narastało z każdym tygodniem. Początkowo choroba atakowała tylko psowatych i kotowatych przedstawicieli fauny. Wkrótce nastąpił całkowity pomór lwów w Afryce oraz wilków i kojotów w Ameryce Północnej. Potem trąd ogarnął inne kontynenty. Sprawę najpierw bagatelizowano - nie przeprowadzono nawet niezbędnych badań. I to był wielki błąd. Gdy zaczęły ginąć także ptaki, wybuchła prawdziwa panika. Próbowano nieudolnie powstrzymać rozprzestrzenianie się plagi, zamykając ogrody zoologiczne i zakazując wyprowadzania psów oraz wypuszczania kotów. Wszystko nadaremno... Aż w końcu nadeszło najgorsze. Dopóki nieszczęście dotyczyło zwierząt na wolności, ludzie zachowywali spokój, wierząc święcie, że odpowiednie służby dadzą sobie z tym radę. Zresztą ich los obchodził tak naprawdę niewielu - przyrodników, naukowców oraz ekologów. Kiedy problem dotknął zwierząt domowych, zaczęło się istne szaleństwo. Najgorszy był sposób w jaki pupile odchodziły z tego świata. Nagły atak szału i... popełniały sam*obójstwo na oczach przerażonych właścicieli. Rozmyślnie wbiegały pod pędzące samochody, skakały z wysokości, same się zagryzały bądź tak długo biły łbem o ścianę, aż osuwały się martwe. Nie sposób było ich powstrzymać. Ani razu nie odnotowano przypadku zaatakowania człowieka. Krzywdę wyrządzały wyłącznie sobie..

„Przez świat przechodziła niszczycielska fala. Wszędzie nastąpiła eksplozja furiackiej agresji. Żądano natychmiastowych rozwiązań. Siedzibę ONZ odseparowano (…) licznymi kordonami wojska. Przy Białym Domu i Kremlu wzmocniono ochronę. Pałac Buckingham oraz siedzibę brytyjskiego parlamentu ewakuowano drogą lotniczą.”  

Ludzie żądali natychmiastowego uzdrowienia sytuacji i znalezienia antidotum. Gdy bezradne władze nie spełniły tych postulatów, wszędzie wybuchły ogromne rozruchy. Na to wszystko nałożył się opór właścicieli, którzy nie chcieli oddawać ciał swoich pupili. A przecież były ich setki milionów... Kiedy zaczęto stosować przymus, doszło do powstań, w trakcie których rozjuszony do granic możliwości tłum demolował wszystko, co stało na jego drodze. Świat ogarnął chaos. Padliny przybywało z każdym dniem, co groziło powstaniem kolejnej zarazy, tym razem dotykającej ludzi. Wkrótce potem trzeba było do jej wywożenia i utylizacji skierować całe jednostki wojskowe, które zresztą ledwo dawały radę wywiązywać się z postawionych zadań. Wszystkie kraje pokryły głębokie transzeje, do jakich z łańcuchów ciężarówek zwalano martwe zwierzęce ciała, które następnie polewano benzyną i podpalano. Buntowników zaczęto pacyfikować bez żadnej litości i po jakimś czasie sytuację w końcu opanowano. Błękitny glob utracił całą bogatą faunę, która wyginęła do ostatniego osobnika. Ludzie zaś dotknęli pustki, jaka wypaliła niegojącą się ranę w ich duszach. Stracili przyjaciół, którzy odpłacali im głęboką, bezinteresowną wiernością za okazany kawałek serca. Towarzyszy na których zawsze można było liczyć bez względu na okoliczności. Stali się żywymi trupami z umarłą nadzieją. Wydawało się, że tak będzie już zawsze. Ale po raz kolejny człowiek udowodnił, że jego umysł potrafi poradzić sobie z każdą przeciwnością. Genialny naukowiec Kurt Carlberg wystąpił z koncepcją stworzenia hybryd ludzko-zwierzęcych. Choć pomysł ten budził ogromne obawy i szereg wątpliwości natury moralnej, pod naciskiem opinii publicznej rządy wyraziły na to zgodę. Uczony otrzymał na wyłączność położony na odludziu ośrodek i niezwłocznie przystąpił do piekielnego dzieła. Zaczął tworzyć różnorakie genetyczne koktaile ludzko-zwierzęce i dokonywał nimi sztucznego zapładniania kobiet. Oczywiście wszystkie te doświadczalne króliki oficjalnie były ochotnikami, ale tak naprawdę zdecydowana większość pochodziła z nizin społecznych, więc dostarczano je, nie oglądając się na dobrowolnie wyrażoną zgodę. Eksperymenty przyniosły śmierć podczas porodu co najmniej stu tysiącom spośród nich. Wiele postradało zmysły na widok potworków, jakie wydały na świat. Ile zgasło wykreowanych stworów, nikt nie liczył. W końcu po kilkunastu latach odniesiono sukces. Wyhodowano nową rasę, nie patrząc na konsekwencje takiego czynu. Carlberg wreszcie mógł z dumą spoglądać na swoje dzieło.  

„(...) Dwuszereg parunastu cztero-pięcio i sześcioletnich dzieci. Wszystkie nosiły szare piżamki, oznakowane imiennymi naszywkami na lewej piersi i kapcie. Każde też wyglądało na zupełnie zwykłe dziecko poza pewnymi szczegółami. Wszystkie posiadały zwierzęce ogony i uszka. Przeważały wilcze i kocie, nie brakowało również lisich, króliczych czy wiewiórczych. Także oczy u niektórych były bardziej zwierzęce niż ludzkie.”     

Nie czuł najmniejszych wyrzutów sumienia ani za ogromną liczbę zgonów za które był odpowiedzialny, ani za sam*obójstwo najbliższego współpracownika, profesora Bronskyego, który nie mógł żyć ze świadomością, w czym tak naprawdę uczestniczył. Jedynie coraz częściej, wbrew własnej woli, słyszał straszliwy krzyk pierwszych surogatek wwiercający mu się w uszy. Zaczęły go też prześladować okropnie zdeformowane postacie ofiar eksperymentów, które pełzły w jego kierunku z wyciągniętymi w niemym błaganiu rękoma. Wkrótce zaczęła się masowa „produkcja” nowej rasy. Jej przedstawiciele, zwani „pupilami”, a w mowie potocznej „uszatymi”, byli przyjmowani z wielkim entuzjazmem. Szybko zaczęto ich szacować na całe miliony. W zasadzie nie było domu, w którym by nie zamieszkali. Okazali się znacznie bardziej przydatni od prawie już zapomnianych domowych zwierząt. Klasyfikowano ich według trzech grup. Pierwsza z nich - czerwona - oznaczała osobników dzikich i niezdolnych do pracy, a więc takich którzy musieli niezwłocznie zostać poddani odpowiedniej tresurze. Druga - żółta -obejmowała pupili niepewnych, wprawdzie zdolnych do pracy, ale wymagających stałego nadzoru. Wreszcie trzecia - zielona - dotyczyła tych, którzy byli odpowiednio odchowani, zdolni do pracy i niepotrzebujący tresury. Wszyscy oni zobowiązani zostali do noszenia specjalnych obroży z wyrytym na nich imieniem. Dla przedstawicieli dwóch ostatnich klas najwyższym nakazem było okazywanie całkowitego posłuszeństwa człowiekowi nawet w ekstremalnych sytuacjach. Błyskawicznie zaczęto to wykorzystywać. Pojawił się olbrzymi rynek nielegalnych usług sek*sualnych, świadczonych przez przymuszone do tego nieszczęsne pupile. Ich los nie był również godny pozazdroszczenia, gdy trafiali w ręce różnego pokroju sadystów czy zboczeńców. Samo społeczeństwo podzieliło się na dwa obozy. Jeden optował za całkowitą asymilacją pupili i uznawał ich za „bożych” braci. Drugi pałał do nich nienawiścią, uznając za całkowicie sztuczny twór infekujący ludzkość. Pojawiły się też ekstremistyczne ruchy żądające ich całkowitego równouprawnienia i posługujące się przemocą. Coraz częściej atakowano właścicieli hybryd czy dokonywano ich zabójstw. Z drugiej strony inni radykałowie zaczęli mordować pupile, chcąc oczyścić z nich planetę. Napięcia podsycał fakt, że hybrydy zaczęły wypierać ludzi z wielu zawodów, najczęściej najgorzej płatnych, stanowiąc dla pracodawców znacznie bardziej atrakcyjną ofertę niż roszczeniowe „człowieki”. Zaczęło to wywoływać silne rozruchy, wszczynane przez wściekłe, zwolnione z pracy osoby. Sytuacja się skomplikowała - tym bardziej, że zaczęto się obawiać tego, iż ludzkość zostanie zdominowana przez stworzenia, które sama lekkomyślnie powołała do życia... 

„Stworzono istoty doskonalsze od samych twórców. (…) Sugeruje Pan, że uszaci mogą stać się na Ziemi dominującym gatunkiem? W przyszłości zapewne. (...) szybko się uczą, przyswajają umiejętności i posiadają ciała o wiele zdrowsze od ludzkich. (…) Wykazują znacznie lepszą inteligencję, nie przejawiają żadnych oznak chorób. Pod wieloma względami są ponad nami, a my tłamsimy ich najróżniejszymi kagańcami i obrożami. Wystarczy iskra, żeby zaczęli je zrywać.”  

„Kagańce i obroże 2.0” Bartłomieja Kurkowskiego to opowieść science-fiction o bardzo niespotykanej tematyce. Przenosi czytelnika w bliżej nieokreśloną przyszłość, w której nieznany wirus powoduje śmierć wszystkich zwierząt. Zrozpaczona ludzkość szybko znajduje zamiennik... który okazuje się być znacznie silniejszy i bardziej inteligentny od człowieczego gatunku. Jak można się domyślić, w błyskawicznym tempie prowadzi to do głębokich podziałów społecznych oraz wywołuje eksplozję konfliktów, przemocy czy niechęci wobec „obcych”. Za bardzo ciekawą uznaję również samą konstrukcję powieści, która składa się z wielu odrębnych opowiadań, jakich wątki na sam koniec splatają się w efektowny i zaskakujący węzeł. Prawie każdy tekst posiada odrębnych bohaterów i dotyczy innego aspektu rzeczywistości. Świetna koncepcja. Plus także za język - choć bywa dość ostry, pozostaje wartki i obrazowo odmalowuje opisywane wydarzenia, które przebiegają z szaloną wręcz intensywnością. Każdy z rozdziałów rzuca snop jaskrawego światła na kolejne zagadnienia, jakie łączą się z wprowadzeniem do ludzkiej społeczności nowego, w dodatku „lepszego” gatunku. Pisarz nie stroni przy tym od zadawania ważkich pytań o istotę humanizmu, granice tolerancji oraz zjawisko niezmienności ludzkiej natury, którą czas pokrył jedynie cienką warstwą rzekomego „ucywilizowania”. Wprawdzie nie udziela na żadne z nich jednoznacznej odpowiedzi, jednak wniosek narzuca się sam: wystarczy najmniejsza iskra, by człowiek ukazał swoją zwierzęcą twarz. Nie sposób uciec także od zastanawiania się, jak daleko może sięgać ludzka ingerencja w tajemnice przyrody i czy istnieje prawo, które pozwala tworz nowe byty za które później nie chce się wziąć żadnej odpowiedzialności. Kwestii etycznych i społecznych podnoszonych przez Kurkowskiego jest bardzo dużo, przez co propozycja literacka nabiera charakteru moralitetu, w którym każdy czytający znajdzie temat do intensywnych przemyśleń, co niewątpliwie stanowi jej bardzo mocną stronę. Widzę tutaj właściwie jeden rażący minus: bardzo odrzucającą okładkę, jaka przystawałaby raczej do treści innego rodzaju. Na szczęście to nie po niej ocenia się tekst! Za tę na wskroś oryginalną w katastrofalności wizję: 8/10. 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)