Karolina Żynda - Blue fire - recenzja
Zapewne doskonale znasz już moje zapędy pirotechniczne, zatem bynajmniej nie dziwi Cię, że książka z ogniem w tytule zwróciła moją uwagę. A przy tym na chwilę mnie zafrapowała - w związku z tym, iż niebieskiego płomienia jeszcze nie udało mi się uzyskać, umierając ten czy inny krzak w ramach praktycznych tekstów. 😛 Ale, ale... wszystko jeszcze przede mną. A skoro już o ALE mowa - przed Tobą jedna z najnowszych propozycji Wydawnictwa Ale, które zalicza się do moich ulubionych. Pewien ewenement, jako że pod ich skrzydłami nie ukazała się jeszcze ANI JEDNA powieść, jaka nie trafiłaby w mój cokolwiek zwichrowany i definitywnie wybredny gust. Czy “Blue fire”, o którego napisanie pokusiła się Karolina Żynda utrzymało tę tendencję? Przyznaję, że narracja definitywnie mnie zaskoczyła. Nie jest to bowiem dynamiczna historia młodzieżowa z mnóstwem zawirowań, za jakie cenię Ale najbardziej czy bawiąca do łez komedia romantyczna albo romans biurowy najlepszego sortu, do jakiego Wydawnictwo zdążyło mnie przyzwyczaić. Tym razem czytający otrzymuje bardziej dojrzałą opowieść, utrzymaną w popularnej ostatnio konwencji “slow burn”, która wyłania się z motywu drugiej szansy oraz odsłaniania tajemnic przeszłości. Dodatkowo w tle pojawia się łyżwiarstwo, co definitywnie mnie uśmiechnęło. Od dawna powtarzam bowiem, iż nie miałam jeszcze okazji poznać żadnej fabuły, w której bohaterowie romantyczni są powiązani z tematyką sportową. Mogę więc uznać, iż Ale po raz kolejny uczyniło mi niespodziankę, dzięki jakiej odhaczyłam kolejny punkt z listy pod tytułem: “przeczytać koniecznie”. Graham, Tate, lodowisko, zostawiający koszmarne blizny pożar, zawody łyżwiarskie... Tak, tego definitywnie jeszcze u mnie literacko nie było, z czego bardzo się cieszę. Po lekturze “Blue fire” ogień w moim mrocznym sercu mógł zatem zapłonąć żywym pomarańczem albo zamarznąć w lodowym błękicie. Jak się stało?
“Fake it till you make it. To było moje nowe życiowe motto. Istniałam tylko dzięki niemu, po tym jak całe moje życie legło w gruzach w przeciągu zaledwie kilku miesięcy. Straciłam wszystko. Karierę, pasję, męża i dom. Przeżyłam to, udając, że będzie dobrze.”
Wykazałaś się niebywałą cierpliwością, odwlekając to, co właściwie nieuniknione, przez ponad pięć lat. A może po prostu zbierałaś się przez ten czas do kupy i gromadziłaś całą niezbędną odwagę, jaka będzie Ci potrzebna, aby zamknąć ten rozdział życia. Ten, o którym kiedyś myślałaś, że Cię tworzy i jest najważniejszy; bez niego nie istniejesz. Jedna chwila nieuwagi podczas jazdy na łyżwach. Może nierówność lodowiska, źle opuszczona płoza. Kontuzja. Koniec zawodów, kariery, występów oraz nadziei na przyszłość. A gdy załamał Ci się cały świat i oczekiwałaś należnego wsparcia od Grahama, Twojej wielkiej miłości, męża i figurowego partnera, dostałaś zdradę. Opuszczenie, samotność i brak pomocy. Od bycia królową przeszłaś do nieposiadania niczego - i równocześnie stałaś się nikim. Czy błędem był już fakt, że pobraliście się, ledwie wkroczywszy w dorosłość? Nierozłączni podczas występów i w życiu prywatnym... Otrząsasz się ze wspomnień. Od tamtej strasznej chwili minęło już jakieś dwa tysiące dni. Nie złamałaś się i nie wróciłaś po wyjaśnienia - nawet, kiedy matka męża zadzwoniła do Ciebie, informując o jego wypadku. Dziś zaś wydajesz się wystarczająco zdeterminowana, aby złapać przysłowiowego byka za rogi i rozliczyć się z przeszłością. Przyjeżdżasz do Waszego wciąż wspólnego domu, który był świadkiem wielu wspaniałych chwil. Krew dosłownie Cię zalewa, kiedy zauważasz przed nim jakąś piękność. Przyjaciółka, kochanka, nowa narzeczona, mimo tego, że wciąż macie obrączki? Nieważne. Resztki opanowania opuszczają Cię, gdy zauważasz, jak Graham ucieka na Twój widok i zatrzaskuje za sobą drzwi. Nie takie sytuacje przychodziło Ci rozwiązywać, pff! Szalenie rozeźlona, chwytasz cegłę, wybijasz szybę, oczyszczasz okolice zamka z resztek szkła i dostajesz się do środka, bądź co bądź, Twojego lokum. To, co w nim zastajesz, wprawia Cię w niemałą konsternację i pozwala się uspokoić...
“Miałam jednak nadzieję, że przynajmniej uda mi się zamknąć ten rozdział. Tymczasem pojawiły się nowe wątki, a ja nagle zaczęłam się czuć jak złoczyńca w tej opowieści.”
Graham stoi w półcieniu, kryjąc część twarzy, ale mimo tego dostrzegasz blizny szpecące jego głowę i ciało. Rozumiesz już, dlaczego nie chciał Ci się pokazać. Choć od dawna sądziłaś, że go nie kochasz po tym, co Ci zrobił, czujesz, jak mimowolnie coś drga w Twoim sercu na ten niespodziewany widok. Oto przed Tobą mężczyzna złamany. Nie jest już wręcz przesadnie pewny siebie, nie promieniuje energią i uśmiechami jak dawniej. Zastanawiasz się, ile musiał ucierpieć po wypadku... i dlaczego, kiedy wówczas do niego zadzwoniłaś, kazał Ci nie przyjeżdżać i okłamał, że mama przesadza, bo to nic poważnego. W przeciwieństwie do niego, byłabyś wtedy przy nim i jak tylko możesz pomagałabyś w powrocie do pełnej sprawności. Okazałabyś czułość i wsparcie. A poza tym, do diabła, przecież wtedy, tak jak i teraz zresztą, byłaś jego żoną. Kimś, kto obiecał trwać. A jednak on postanowił Cię do siebie nie dopuścić w tak dramatycznym momencie swojego życia. Cóż. Starasz się stąpać delikatnie, niczym po kruchym lodzie, kiedy informujesz go, że już najwyższy czas rozliczyć się z przeszłością i przestać uciekać od tego, co nieuniknione. Prosisz Grahama, aby przestał unikać Twojego prawnika, co pozwoli Wam nareszcie sfinalizować planowany od dawna rozwód, aby każde mogło pójść we własną stronę. Wiesz jednak, że przybywając tu dziś niezapowiedzianie, wywróciłaś świat już i tak pokiereszowanego przez życie mężczyzny na drugą stronę, zatem postanawiasz umówić się z nim na jutro, aby domknąć spokojnie wszystkie sprawy. Kiedy wracasz do wynajętego pokoju w hotelu, w Twojej głowie panuje nieziemski mętlik... To miał być prosty moment; regulacja, jaka przyniesie ulgę, a tymczasem dawno nie byłaś tak bardzo rozbita. Pytania wirują i nakładają się na siebie i znów nie masz pojęcia, czego tak naprawdę chcesz... i co właściwie kiedyś się stało. Co przyniesie przyszłość: gaszone lodem zgliszcza czy krę, którą magicznie uda się podpalić?
“Miała cel. Chciała dokonać niemożliwego. Posklejać popękany lód.”
Karolina Żynda pierwszym tomem cyklu o tytule “Blue fire” uczyniła mój wieczór nader miłym. Opowiadana naprzemiennie przez Tate oraz Grahama historia okazała się bardzo wciągająca, choć nie będę ukrywała, iż główną bohaterkę odbieram w mieszany sposób. Z jednej strony żywiołowa i cechująca się silnym charakterem, z pazurem - z drugiej momentami wypada dość żałośnie, za wszelką cenę dopraszając się o jeszcze jedną szansę dla związku we wręcz uniżony sposób. Nie przepadam za podobnie błagalnym, nieco nachalnym tonem, choć rozumiem, co nią kierowało. Do gustu średnio przystaje mi także kreacja Grahama, który własną upartością mógłby obdzielić co najmniej kilka osób. Przez naczelne sylwetki duża część narracji jest mało dynamiczna - bo opiera się na tym, że równie często, co te się przyciągają, z wydumanych powodów odpychają się na przeciwstawne bieguny. Kołowrotek. Choć to trochę męczące dla odbiorcy, Autorka rehabilituje się najeżonymi zwrotami akcji retrospekcjami, które z kolei bardzo mi się podobały. Kwestie językowe jak najbardziej w porządku - podanie narracji przystaje do opowieści, jaką lokuję gdzieś pomiędzy powieścią obyczajową a YA/NA. Samo “slow” burn było dla mnie odrobinę zbyt wolne, ale Żynda bez dwóch zdań rozpaliła je pomysłem na zakończenie. Nie mogę się doczekać kontynuacji i sprawdzenia, czy relacja pomiędzy oryginalnymi bohaterami zapłonie na dobre albo też ulegnie zamrożeniu na stałe. Stawiam na to pierwsze, choć rzeczywistość lubi zaskakiwać. 😉 Wielki plus za motyw sportowy w tle. Łyżwiarstwo jest bowiem na tyle artystyczną dziedziną, że miło się o nim czyta - a poza tym widziałam nazbyt wiele powieści z hokejem czy piłką w tle. Najwyższa pora na coś nowego, zatem brawo! Na koniec rzucę wyzwanie kochanemu Wydawnictwu Ale: zaproponujecie nareszcie coś, co mi się dla odmiany nie spodoba? 😛 Na sporych szynach tudzież płozach kilku par łyżew: 7/10.
“Zawsze przypominała żywioł. Nieprzewidywalna, intensywna, bezlitosna dla wszystkiego, co stanęło na jej drodze.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)