Monika Karkosza - Rok psa - recenzja
Nie masz pojęcia, czym zawiniłaś losowi, że tak strasznie Cię ukarał. Byłaś bardzo szczęśliwa a Twoje małżeństwo trwało zaledwie od dwóch lat. I nagle przestało istnieć. Gdzieś tam w górze od samego początku zapisany był wyrok na Twojego męża, lecz Wy nic o tym nie widzieliście. Nagle musiałaś przyzwyczaić się do samotności, picia porannej kawy i oglądania wspólnych seriali bez nieodłącznego dotychczas towarzysza. Funkcjonować bez pomocnej dłoni, która była Ci tak droga. Jakoś uchroniłaś się od zupełnego rozpadnięcia na kawałki, choć kosztowało Cię to bardzo wiele. I chociaż minęły cztery lata od śmierci Tomka, cały czas nie potrafisz powstrzymać się od bolesnych wspomnień. Poznaliście się w pracy, która zresztą była dla Ciebie najważniejsza. Poświęcałaś jej wszystkie swoje myśli i czas, więc nie pragnęłaś żadnego romansu. Ale kiedy go zobaczyłaś, Twoje zamiary runęły jak domek z kart. Był początkującym prawnikiem firmy konsultingowej, piszącym opinie do przejęć przedsiębiorstw, a Ty harowałaś w audycie. Spotkaliście się obok automatu z kawą. Na widok ucieleśnienia męskiego ideału, wprost zaniemówiłaś. Był wysoki, umięśniony a na głowie piętrzyła mu się burza czarnych, lekko kręconych włosów. Okulary nadawały jego twarzy inteligentnego wyrazu, który ujął Cię bez reszty. Gdy już pozbierałaś szczękę z podłogi, zdobyłaś się na wymuszony uśmiech i wydukałaś parę zdawkowych słów. Natychmiast podjął rozmowę, więc szybko się w niej zatopiliście. Wkrótce dowiedziałaś się, że ma dziewczynę, zatem z ubolewaniem zaczęłaś go traktować jedynie jako kolegę. Nie było to łatwe, gdyż z racji pełnionych obowiązków mieliście częsty kontakt. Wtedy przekonałaś się, jak trudne jest ukrycie, że się kogoś pożera oczyma. Spotykaliście się na firmowych wyjściach i pracowaliście nad wspólnymi projektami. Rok później poczułaś całkowite wypalenie zawodowe i zdecydowałaś się na porzucenie pracy.
„Chciała zbuntować się przeciwko światu. Plany kariery w audycie legły w gruzach. Brakowało jej pomysłu na siebie. Poza tym miała dwadzieścia sześć lat i do tej pory nie stanął na jej drodze żaden mężczyzna, w którym z wzajemnością by się zakochała. Czuła się bezsilna i bezradna.”
Postanowiłaś rzucić się na głęboką wodę i całkowicie zmienić swoje życie, które dotychczas nie przynosiło Ci żadnej satysfakcji. Wyprowadziłaś się z mieszkania matki i zamieszkałaś w squacie, jaki znajdował się w opuszczonym fabrycznym budynku. To była najbardziej barwna przygoda, której doświadczyłaś. Jedynymi minusami okazały się brak prądu oraz bieżącej wody. Spotkałaś tam cały tłum pogodnych ludzi, którzy przyjęli Cię z wielką życzliwością. W ciągu dnia zajmowali się hodowanymi zwierzętami oraz malowali obrazy i piękne murale. Gotowali też ciekawe potrawy, jakie od czasu do czasu sprzedawali za parę groszy. Wieczorami siedzieliście przy piwie czy winie i słuchaliście płyt Jimiego Hendrixa bądź towarzyszy grających na dziwnych instrumentach. Pewnego dnia, ku swojemu zaskoczeniu, ujrzałaś Tomka, który najwyraźniej przyszedł sprawdzić, jak Ci się wiedzie w miejscu do jakiego nie wszedłby żaden stateczny mieszczuch. Jego pogodna natura dała o sobie znać, zatem został stałym bywalcem przybytku. Okazało się, że dysponuje nadmiarem czasu, gdyż rozstał się z narzeczoną. Wkrótce zaproponował, abyście zostali parą, a Ty, niewiele się zastanawiając, radośnie na to przystałaś. Znalazłaś także nową, atrakcyjną pracę. Półtora roku później ukląkł przed Tobą z pierścionkiem i poprosił, byś została jego żoną. Wyraziłaś zgodę. Przeprowadziliście się z Twojego ukochanego Wrocławia do Warszawy, w której Tomek posiadał wielkie mieszkanie odziedziczone po babci. Huczny ślub odbył się po sześciu miesiącach, a Ty promieniałaś szczęściem. Pamiętasz dziwną chwilę, gdy siedzieliście w ogrodowej altance, chcąc odpocząć od tłumu gości. Wtedy Tomek wspomniał, że ma wrażenie, jakby ktoś czujnie go obserwował. Rozglądaliście się wówczas nerwowo, ale nikogo nie dostrzegliście, więc cały incydent obróciliście w żart. Może gdybyś tego wtedy nie zlekceważyła, Wasz los potoczyłby się inaczej...
Choć minął już okres żałoby po tragicznej śmierci Tomka, cały czas nie potrafisz znaleźć recepty na życie. Jesteś samotna i w zasadzie nie masz przyjaciół. Tęsknisz za towarzystwem ludzi, ale Ci omijają Cię jak zadżumioną, bo nie wiedzą, jak się zachować wobec nieszczęścia, które Cię spotkało. Zostały Ci więc samotne spacery, podczas których możesz swobodnie rozmyślać. Podczas jednego z nich rzuca Ci się w oczy ogłoszenie - szkoła ceramiki zaprasza na drugi trymestr prowadzonych zajęć. Może one potrafiłyby zesłać na Ciebie upragnione wyciszenie?
„(...) było już dawno po pierwszym stycznia, ale ciągle istniała możliwość nadania swojemu życiu kierunku, toru na najbliższe dziesięć czy jedenaście miesięcy.”
Na pierwszych zajęciach jesteś nieco spłoszona. W końcu dawno nie znajdowałaś się wśród tak wielu obcych ludzi. Na szczęście Hania i Ewa - dwie żywiołowe dziewczyny, które je prowadzą - potrafią rozładować atmosferę. Twoją uwagę zwraca pojawienie się sympatycznego chłopaka, jaki niepokojąco przypomina Tomka. Wchodzi na salę i siada naprzeciwko Ciebie. Gdy zdejmuje czapkę, wysuwa się spod niej burza czarnych loków. Na pierwszy rzut oka prezentuje sobą typ nieuładzonego artysty. Zaraz potem pojawia się inna kursantka, przedstawiając się głośno jako Dorota. Podnosisz się i wymawiasz swoje imię a potem podajesz nowym towarzyszom dłoń. Ze zdziwieniem konstatujesz, że czujesz do nich niewytłumaczalną sympatię. Po prezentacji zatapiasz się w pracy. Sięgasz po spory kawałek czerwonej gliny i zaczynasz lepić z niego bliżej nieokreśloną bryłę. Ukradkiem zerkasz na poznane osoby i widzisz, że nieźle sobie radzą. Zwłaszcza Jacek, który wyraźnie ma talent. Entuzjazm budzi uznanie Hani, która właśnie wspomina, że zaczął się chiński Rok Psa, który jest znakiem nowego początku. Dowiadujesz się, że to rok przyjaźni, miłości, solidarności, braterstwa, osiągania stabilności oraz układania spraw osobistych i zawodowych. Idealnie! Wierzysz, że to nie przypadek i wszystko może się jeszcze zmienić oraz ułożyć. I przeczucie Cię nie myli. Jacek i Dorota wkrótce staną się Twoimi przyjaciółmi i pomogą odzyskać dawną radość życia. Przeszłość jednak też się o Ciebie upomni. Za sprawą pewnego snu rzuci nowe światło na prawdziwą przyczynę nieprzypadkowej śmierci Twojego męża...
„Łudziła się, że może o nim zapomnieć. A to łudzenie szło jej bardzo dobrze. Już wydawało się, że może zacząć żyć normalnie. Aż tu nagle Tomek wrócił (...). Wrócił we śnie.”
Powieść, której Monika Karkosza nadała tytuł “Rok psa” to narracja obyczajowa, nasączona akcentami romansu oraz kryminału. Jej główna bohaterka przeżywa okres żałoby po tragicznej śmierci męża - separuje się od ludzi i nie może do końca poradzić sobie z doznaną stratą. Uwolnienie od jałowej rozpaczy przynosi jej kurs rzeźbienia w glinie, na którym poznaje przyszłych przyjaciół. Dzięki temu wstępuje na nową drogę życiową, jaka przywraca jej poczucie wartości i równowagę psychiczną. Tajemniczy sen z udziałem męża oraz niebezpieczny incydent, który omal nie pozbawia jej życia, zmusza z kolei Iwonę do zbadania przeszłości... Fabułę uznaję za dość wciągającą, choć niekiedy mało realistyczną. Dla przykładu, opis pobytu Iwony w squacie przypomina relację z wakacji zastępu zażywnych zuchów. Takich spędzanych na rajskiej polanie - wśród chóralnych śpiewów, wełniastych baranków i szczęśliwych kurek. W świecie tym panuje wieczne zadowolenie, alkohol zawsze używany jest z pełnym umiarem, a klej i różnorakie białe substancje służą do wyrobu ciasta, malowania ścian (i efektownych murali) oraz tapetowania pokoi. Poznawszy kilka podobnych środowisk, śmiem wątpić w taką wizję. Tajemnicą pozostaje również przyczyna, z powodu jakiej bohaterka zapragnęła w ten właśnie sposób zmienić swoje życie, choć zauważę, że to oryginalny koncept. Równie rzadko spotykana jest autorska wizja przebiegu bitwy pod Somosierrą... Z pewnością rzuca nowe światło na powszechnie przyjęte ustalenia historyków. Stwierdzenie: „odpowiedział jej uśmiechem, jakim pewnie Napoleon zareagował na odparcie ataku Hiszpanów pod Somosierrą” stanowi wręcz kopernikański przewrót w postrzeganiu przebiegu tego starcia - dumy polskiego oręża. Jak się okazuje, całkowicie niesłusznie, albowiem to nie szwoleżerowie Kozietulskiego i Jerzmanowskiego wykonali szaleńczą galopadę czwórkami na wąskiej, górskiej ścieżce, zdobywając po drodze cztery zionące ogniem baterie, ale gorącokrwiści Hiszpanie lekkomyślnie zaatakowali samego Cesarza. 😉 Nic dziwnego, że po odparciu ich nieoczekiwanego wypadu, pojawił się na jego ustach nie okrzyk: „Nic nie jest niemożliwe dla moich Polaków!”, ale pełny ulgi uśmiech, czego wprawdzie żadne źródła nie potwierdzają, za to świetnie obrazuje tekst Autorki. Przepraszam, zboczenie pasjonata - nie mogłam nie zwrócić na to uwagi. Co do intrygi kryminalnej - dość zręczna, choć prawdopodobieństwo jej przebiegu również oceniam mieszanie. Całość narracji pozostawiam zaś z oceną 6/10. Można przeczytać - i spędzić z nią dość miły, lekki wieczór.
„W tym pocałunku poczuła wszechogarniającą miłość, która wróciła do niej po latach. Jakby wszystkie nieszczęścia, źli ludzie i niespełnione nadzieje odeszły gdzieś daleko w przeszłość. Jakby zaczynała życie na nowo.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)