Hye-Young Pyun - Dół - recenzja
Nie pamiętasz, kiedy straciłeś świadomość i zapadła ciemność. Gdy otwierasz oczy, zalewa je jaskrawe światło. Rozpaczliwe ruchy powiekami przywracają im ostrość widzenia, lecz jedyne, co dostrzegasz, to biały sufit, rozjarzony mdłym blaskiem świetlówek. Próbujesz poruszyć głową, potem rękoma i nogami, ale Twoje ciało uparcie milczy. Masz przeczucie, że stało się z nim coś bardzo złego i zaczynasz wpadać w panikę. Chcesz krzyczeć, jednak żaden głos nie wydobywa się z Twoich spierzchniętych ust, więc dźwięk więźnie Ci w gardle. Po chwili słyszysz, jak ktoś wypowiada Twoje imię: Ogi. Rozpoznajesz kobiecy głos, pytający z troską, czy już nie śpisz. Po chwili pochyla się nad Tobą pielęgniarka a moment potem lekarz, który informuje, że jesteś całkowicie sparaliżowany i teraz wszystko zależy od siły woli. Zawożą Cię na badania a Twoje bezwładne ciało przekładane jest z łóżka na łóżko i podłączane co rusz do innej skomplikowanej maszynerii. Czujesz się jak szmaciana lalka, nieposiadająca żadnych możliwości. W końcu miarowy szum urządzeń Cię usypia.
„Czy jego przebudzenie to naprawdę coś pozytywnego? Zwrot, którego użył lekarz – siłą woli, a nie medycyna – nie dawał mu spokoju. Te słowa były nader wymowne.”
W malignie rozpaczliwie próbujesz sobie przypomnieć, w jaki sposób znalazłeś się w szpitalu. Pamięć wyświetla Ci obraz jadącego samochodu, w którym siedzisz razem z żoną, potem gwałtownego deszczu, poślizgu, wprawiającego pojazd w wirujący ruch dookoła własnej osi, wreszcie potężnego uderzenia o betonową przeszkodę. Auto złożyło się jak dziecięca harmonijka i ostatkiem sił uchwyciłeś obraz zakrwawionej żony na siedzeniu obok. Gdy powracasz do świadomości, nie wiesz nawet jaki czas upłynął od ostatnich badań. Z ciszy, która panuje wokół wnioskujesz, iż jest głęboka noc. Słyszysz, jak skrzypią drzwi i ktoś bardzo cicho wchodzi do pokoju. Postać, cała ubrana na biało, zbliża się do Twojego łóżka. Ze zgrozą patrzysz, jak jej ciało wyciąga się w górę, sięgając aż do sufitu. Wkrótce znowu tracisz przytomność.
„Zamknął oczy. (…) Tylko tak mógł zwalczyć swój strach. To nie mogły być halucynacje, na pewno słyszał otwieranie drzwi. Co więcej, osoba, która teraz przysuwała twarz do Ogiego, miała znajomy zapach. Zapach jego żony.”
Gdy rano dochodzisz do siebie, rozumiesz już, że nigdy nie zobaczysz kobiety, z którą spędziłeś tyle lat. Zmarła, raniona w wypadku, jaki spowodowałeś. Choć nie ponosisz za niego winy, czujesz ogromny ból i wyrzuty sumienia. Wracasz wyobraźnią do dawnych chwil. Przypominasz sobie matkę, która próbowała popełnić samobójstwo. Widziałeś ją oplecioną rurkami wbitymi w ciało na szpitalnym posłaniu i jako dziecko nie mogłeś do końca zrozumieć, co się z nią dzieje. Gdy odeszła, popadłeś w otępienie, przez jakie nie mógł przebić się ojciec - nie bardzo nawet próbował.
„Ogi przestał przejmować się czymkolwiek. (…) Co jakiś czas ojciec próbował z nim rozmawiać. Za każdym razem, gdy to robił, Ogi przypominał sobie o matce. (...) I coraz bardziej zamykał się w sobie.”
Nigdy Cię nie kochał i uważał za nieudacznika. Tak naprawdę byłeś mu zupełnie obojętny. Zmarł jeszcze przed Twoim ślubem, do końca powtarzając ze złośliwym uśmiechem, że „prawdziwy mężczyzna nigdy by nie poszedł się uczyć”. Z ulgą odszedłeś z domu, zaczynając studia licencjackie. Po nich poświęciłeś się karierze naukowej. Piąłeś się po szczeblach kariery, zostając doktorem a w końcu profesorem. Z żelazną konsekwencją i nie oglądając się na koszty, także te osobiste, realizowałeś swoje plany. Przyszłą żonę poznałeś jeszcze na studiach. Ujęła Cię czułym charakterem i głową pełną szalonych pomysłów oraz wielkich ambicji. Nie dostrzegałeś wówczas, jak niestała była w swoich zamierzeniach. Łatwo się zapalała do wymyślonych konceptów, próbowała je przez jakiś czas realizować, po czym traciła nimi zainteresowanie. I tak w kółko. Była ucieleśnieniem niestałości, więc niczego nie doprowadzała do końca. Jej pierwszym marzeniem było zostanie sławną dziennikarką – za swoją idolkę uważała Orianę Fallaci. Dla pracy żurnalisty porzuciła studia, jednak szybko się nią znudziła i po sześciu miesiącach zrezygnowała. W następnej wytrwała tylko rok, z kolejnej odeszła po ośmiu miesiącach. Innym pomysłem było zostanie pisarką. Pobrała nawet od wydawnictwa zaliczkę na poczet przyszłej książki, ale nie ukończyła nawet rękopisu. Musiała oddać pieniądze i zapłacić dużą karę umowną, co oczywiście sfinansowałeś z własnej pensji. Na szczęście w tym czasie otrzymałeś już pełny etat pracownika naukowego na uczelni. W końcu stać Was było na kupienie własnego mieszkania w kompleksie apartamentowców - nawet z ogrodem. Żona cały swój wysiłek skupiła na przekształceniu go w przybytek pełen rzadkich kwiatów. Poświęcała mu coraz więcej czasu, co zaczęło wyprowadzać Cię z równowagi. Ze zdumieniem dostrzegłeś, jak bardzo Wasze światy się rozjechały. Ty spędzałeś czas na uczelni, ona w domu. Przestaliście ze sobą rozmawiać, mijając się jak obcy ludzie. Gdzieś po drodze zgasło światło, które wypełniało Wasze serca, czyniąc kochającym się małżeństwem. Jego miejsce zajęły obojętność i zimna gra charakterów, urozmaicana coraz częstszymi awanturami. Ty i Twoja kobieta oddaliście się tak bardzo, że ledwo mogliście się już dojrzeć, a może nawet tego nie chcieliście. A teraz jej nie ma i nigdy już nie będzie. Za to są Twoje nieczułe na wszelkie bodźce ciało i umysł coraz mocniej szalejący w unieruchomionej głowie. Nie opuszcza Cię dręcząca myśl: co dalej? Co z Tobą będzie? Nie masz dzieci, choć bardzo ich chcieliście. Nawet zastosowanie metody in vitro nie przyniosło żadnych rezultatów. To oznacza, że nie ma kto się Tobą zająć, a przecież nie spędzisz reszty życia w szpitalu. Czujesz jak na Twoim gardle zaciskają się zimne szpony strachu.
„Jak to możliwe, że życie może się tak zmienić w jednej chwili? Jakim sposobem rozpada się, znika, przechodzi w nicość? Czyżby Ogi potajemnie pomagał temu życiu w spisku mającym taki właśnie cel?”
Jedyny żyjący członek Twojej rodziny to teściowa, która regularnie przychodzi do szpitala. Początkowo byłeś z tego niezadowolony. Bałeś się, że będzie spazmować i obwiniać Cię o śmierć córki, ale ona tylko stoi w milczeniu i bezgłośnie płacze.
Ku Twojej ogromnej uldze, postanowiła się Tobą zająć. W placówce medycznej już nie mogą Ci pomóc, więc w końcu dostajesz wypis. Powracasz do domu karetką i sanitariusze wnoszą Cię do pokoju. Kładą na specjalnym łóżku wyposażonym w przeciwodleżynowy materac i podpinają do cewnika. Wiesz, że spędzisz w nim wiele czasu. Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że odzyskasz głos a nawet władzę w kończynach, jednak będzie to wymagało długotrwałej rehabilitacji. Jesteś więc całkowicie uzależniony od teściowej, która musi Cię karmić, myć i pomagać w załatwianiu podstawowych potrzeb. Czujesz się dziwnie i nieswojo, leżąc ze wzrokiem wbitym w sufit, podczas gdy ona może swobodnie myszkować w Waszych prywatnych rzeczach. Niepokoi Cię fakt, że żona prowadziła zapiski dokumentujące każdy jej dzień. Znajduje się w nich całokształt – najmniejsza awantura czy nieporozumienie. Wszystkie brudy małżeńskiego życia a także świństwa, które chciałeś ukryć przed światem, nie wyłączając zdrad, na jakich zostałeś przyłapany. Dlatego, gdy pewnego dnia teściowa wychodzi z pokoju Twojej żony i wbija w Ciebie ciężki wzrok, stojąc długo w milczeniu, wiesz, że właśnie je odkryła. Gdy staruszka bierze łopatę i bez słowa wychodzi do ogrodu, ogarnia Cię przerażenie. Masz niejasne przeczucie, że dla Ciebie dopiero teraz zaczęła się prawdziwa gehenna, z której tylko cudem możesz ujść cało. (Fani “Misery, jesteście tu? 😉)
„Wtedy zapłakał Ogi. Nie z powodu żony. Ale dlatego, że naszedł czas na jego łzy.”
„Dół” to powieść obyczajowa z elementami thrillera i pierwiastkiem nadnaturalności. Czytelnik zostaje zamknięty w nieruchomym, klaustrofobicznym świecie głównego bohatera, tracącego władzę nad swoim ciałem w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku. Jego oczy oraz wyobraźnia są jedynym łącznikiem z rzeczywistością, jaka skurczyła się do szpitalnej klitki a potem pokoju, do którego wstawiono jego łóżko. Od pierwszej strony czytającemu towarzyszy duszna i mroczna atmosfera, przepojona strachem i beznadzieją, tak gęsta, że niemalże można kroić ją nożem. Podsycają ją posępne wspomnienia Ogiego, zmuszonego okolicznościami i wyrzutami sumienia do podjęcia rozrachunku z własnym życiem, a zwłaszcza małżeństwem. Przed źrenicami jego imaginacji przesuwają się czarno-białe, retrospektywne klatki wydarzeń, pełne utraconych szans, niegodziwości, zdrad i zachowań, które pogrzebały małżeństwo pod sarkofagiem obojętności oraz braku szczęścia. Tym bardziej palące, że już nic nie można naprawić. Dzięki obrazowej narracji utrzymanej w pierwszej osobie, czytający może plastycznie zagłębić się w umysł tej postaci, spoglądając na jej rzeczywistość. I czynnie uczestniczyć w przerażeniu, smutku i nieuchronnym losie. Jeszcze raz okaże się, iż stare grzechy mają długie cienie, a za wszystko w końcu trzeba zapłacić opatrzności. Jej ucieleśnieniem i pośrednio wysłannikiem staje się anioł zemsty, w jakiego zamienia się teściowa Ogiego. Język powieści jest sugestywny, choć zarazem rwany i chaotyczny, co pozostaje w pełni zrozumiałe, zważywszy na fakt, że jest wypadkową procesów zachodzących w umyśle człowieka ciężko doświadczonego nieszczęściem oraz własnym bezwładem. Dzięki takiemu zabiegowi odbiorca może sam przeżyć doświadczenia bohatera. Brawa dla Pisarki – trzeba dysponować sporym talentem, aby wiernie oddać tego rodzaju atmosferę oraz stan ducha postaci, nie nużąc czytelnika. Kwiaty Orientu po raz kolejny stanęły na wysokości zadania, proponując coś unikatowego. 8/10.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)