Janusz Muzyczyszyn - Mój drugi brzeg - recenzja

by - 18:23:00

W wierzeniach greckich Charon był bogiem konających oraz umierających, odpowiedzialnym za przewożenie dusz zmarłych do zaświatów. Ta ostatnia droga wiodła przez rzekę Styks do Hadesu i przez Acheron do Piekła. Co najciekawsze, postać ta wywodzi się z mitologii etruskiej, w której wcale nie wizualizowano jej jako milczącego, okrutnego starca ani niepokojący szkielet. Aby demon przerażał jeszcze bardziej, jego włosy przedstawiano jako wijące się węże, dodano mu diabelskie skrzydła i nieodłączny młot, przy pomocy którego pod groźbą zaciągał nieboszczyków do podziemi. Trzeba przyznać, że starożytni Grecy pokusili się o mimo wszystko przyjaźniejszą wersję transportującego nieszczęśników. Charonową łodzią właściciel sterował samodzielnie - choć za wiosłowanie były odpowiedzialne pochwycone dusze. Nikt żywy nie miał prawa nawet przestąpić jej progów - przy czym nie sądzę, by znajdowało się ku temu wielu śmiałków. Jak uważano, za usługę nietypowej przeprawy, bóg pobierał odpowiednio wysoką gażę, w związku z czym w ustach zmarłego umieszczało się monety, które mógł zainkasować. Czy istniał, tego ustalić nie sposób, ale niezależnie od wiary lub niewiary w jego rzeczywistość, lepiej było zastosować w praktyce myśl, iż przezorny zawsze ubezpieczony. Wszak nikt nie chciał być nawiedzany przez ducha bliskiej osoby z tak prozaicznego powodu jak zaoszczędzenie kilku drachm. 😉  

Kiedy zobaczyłam tytuł mającej piękną, utrzymaną w mojej ulubionej, bo złotojesiennej stylistyce, okładkę powieści obyczajowej Janusza Muzyczyszyna o sugerującym wiele tytule “Mój drugi brzeg” - jako fan mitologii musiałam się pokusić o jego subiektywne z nią powiązanie. Czymże bowiem może być to wtóre pogranicze, jeśli nie ostatnią przystanią, do której każdy na swój sposób zmierza? I w końcu tam dotrze. Pytanie tylko jak, choć lepiej pozostawić je bez odpowiedzi. Przynajmniej tej werbalnej. 

“Jak to jest, gdy widać ten drugi brzeg? Czy człowiek się wtedy boi? Co jest po drugiej stronie?” 

No właśnie... 

“Nikt nie wie, ile razy miałem łzy w oczach na samą myśl, że po tylu latach mieszkania w jednym miejscu, w których znam wszystkich i wszyscy znają mnie, gdzie rosną drzewa, które sam sadziłem prawie czterdzieści lat temu, mam się raptem wynieść do zupełnie obcego środowiska i żyć wśród równie obcych ludzi... (...) Ja, który nigdy się nie poddawałem, tylko do upadłego walczyłem z przeciwnościami!” 

Kiedy otwierasz oczy, jesteś całkowicie zdezorientowany – to przecież zupełnie obcy pokój! Nie pamiętasz ostatnich wydarzeń, w związku z czym szamoczesz się na łóżku, które również wcale nie przypomina Twojego. Co się stało i jak się tu znalazłeś? Usiłujesz przywołać wspomnienia i z rosnącą nerwowością odkrywasz, że spowija je coś na kształt zakłócającej obraz mgły. Masz osiemdziesiąt lat i wiele już przeżyłeś, ale taka sytuacja przypadła Ci w udziale po raz pierwszy. Rozglądasz się dookoła i ustalasz, iż na szczęście Twój czas jeszcze nie nastał. Analizując otoczenie, dochodzisz do wniosku, że jesteś w szpitalu albo domu opieki. Twoje wątpliwości rozwiewa finalnie pielęgniarka, która odwiedza salę, na jakiej leżysz, sprawdza poprawność wszelkich parametrów zdrowotnych i wyjaśnia Ci, co tak naprawdę się dzieje. Wyszedłszy kilka dni temu z domu po drobne zakupy, straciłeś przytomność i upadłeś na chodnik. Dzięki szybkiej interwencji jednego z przechodniów, zostałeś dowieziony do placówki medycznej, w której zadbano o Twój stan po wylewie. Stamtąd, za zgodą wiecznie nieobecnego syna, goniącego za nowym angażem w reklamie, przetransportowano Cię do ośrodka spokojnej starości o wymownej nazwie “Przyjaźń”, gdzie właśnie się znajdujesz. To tutaj przyjdzie Ci powoli wracać do zdrowia, w otoczeniu obcych osób, dbających o Twoją rekonwalescencję. Salowa kontroluje, jak wiele masz przed sobą pracy. Nie jest tak źle - możesz się poruszać i zadbać o podstawowe potrzeby, ale Twoja mowa uległa znacznemu pogorszeniu. Opiekunka każe się jednak nie martwić, zapewniając o rychłej wizycie logopedy i proponując, póki co, komunikację przy pomocy korespondencji. Jak to możliwe, że zawsze tak niezależny Jan jest teraz zdany na innych? 

“Dziś już nic nie zaboli ani nie zdenerwuje, każde słowo ma jednakową wagę, a my oboje mamy teraz świadomość przemijania. Przemijania i nieskończoności...” 

Początkowo jesteś wściekły na absolutnie wszystko i wszystkich - zupełnie nie umiesz się odnaleźć w nowej sytuacji. Twoje myśli są chaotyczne, złościsz się, iż nie możesz porozumieć się z otoczeniem wypowiadanymi słowami; na zły los, przypadki i wypadki. W końcu jednak dociera do Ciebie, że miałeś długie i dobre życie, zatem próbujesz zaadaptować się do odmiennych okoliczności. Syn często Cię odwiedza i nawet przynosi dobrą nowinę, jakiej zupełnie się po nim nie spodziewałeś. W porę, w czas – przyznajesz i pracujesz nad tym, by jak najszybciej odzyskać mowę. Za oknem zmieniają się pory roku, a Ty powoli poznajesz mieszkańców ośrodka i nawiązujesz z nimi bliższe wiadomości. Na bazie licznych doświadczeń, doradzasz również dbającym o Twój komfort pielęgniarkom i angażujesz się w ich życie, wywierając na nie niezmazywalny wpływ. Przede wszystkim zaś coraz częściej odpływasz we własną przeszłość, chcąc się z nią rozliczyć oraz pogodzić. Kto bowiem wie, ile zostało Ci przyszłości?  

“Zastanawiam się, czy i mnie będzie kiedyś dane, że ktoś potrzyma mnie za rękę, gdy będę przechodził przez te magiczne drzwi z mojego snu...” 

Często mówi się o jesieni życia, a Janusz Muzyczyszyn właśnie ją czyni naczelnym tematem swojej uśmiechająco-zasmucająco-refleksyjnej powieści obyczajowej, zapraszając czytelnika do świata osiemdziesięcioletniego Jana. Od chaotycznych rozważań osoby niemającej pojęcia co się z nią dzieje, przez odmęty wydarzeń minionych lat aż po pogodzenie się z życiem i pozwolenie na to, by dać się zapamiętać jako dobry człowiek. Taki, który podzieli się uciekającym czasem, mądrą radą i otuli słowem. “Mój drugi brzeg” to historia tyleż ciepła co gorzka, bo przecież okolona niezaprzeczalną przemijalnością; jak opadną liście z drzew... Napisana autentycznie i sennie, zawiera tajemnicze wstawki, których sens czytający będzie musiał rozwikłać samtak jak pewnego dnia uczynić rozrachunek z własnym sumieniem. Dodatkową zaletą okazuje się oryginalny motyw oniryczny, zbliżający się do odbiorcy wraz z końcem opowieści. A może nawet przenoszący na drugi brzeg... 7/10 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)