Keigo Higashino - Podejrzany X - recenzja
Trzeba cechować się ogromną literacką zręcznością, aby na samym początku powieści (a także w opisie) przedstawić czytelnikowi w pełnej krasie popełnioną zbrodnię oraz jej następstwa ze zmyślnym ukryciem zwłok na czele, a przy tym przez całą pozostałą część fabuły utrzymywać go w niezmiennym napięciu. Niewielu autorów potrafi przeprowadzić poprawnie taki zabieg. “Podejrzany X. Pochodna zbrodni” udowadnia, że Keigo Higashino nie tylko umie tego dokonać, ale i udanie gmatwa czytającemu myśli. Śledząc z zaciekawieniem narrację, wielokrotnie przestaje on być bowiem pewien wyciągniętych - wydawałoby się - oczywistych wniosków. Może uprzednio zaserwowane informacje to jedynie zasłona dymna, wiodąca w niewłaściwe miejsce? Pisarski kunszt na najwyższym poziomie, wersja japońska; niepowtarzalna. I na szczęście wcale nie w stylu Larssona, który uśpił mnie wielokrotnie nużącymi i przytłaczającymi historiami, wbrew temu co mówi okładkowa polecajka. W zupełnej kontrze – wykwintnie grająca na emocjach, porywająca zręcznością kreacji rozrywkowych zagadek i na swój sposób nęcąco zwichrowana.
Propozycja czytelnicza Higashino okazuje się skrzyżowaniem thrillera, kryminału oraz opowieści o poświęceniu w imię miłości. Prozaik próbuje postawić przed odbiorcą pytanie, gdzie przebiega cienka, umowna granica pomiędzy tym, co można dla niej uczynić - a posunięciami, jakie będą przesadnie paradne. Co zrobiłbyś dla kogoś, kogo kochasz? Czego nigdy byś się nie dopuścił? Jeśli sądzisz, że to katalog zamknięty, jestem przekonana o tym, że po lekturze przyzywającej nęcącą moralną szarością, niebanalnej fabuły “Podejrzanego...” zmienisz zdanie. Czy może być lepszy sposób na zaimponowanie podziwianej kobiecie niż... udzielenie pomocy w ukryciu zwłok przypadkiem zamordowanego, definitywnie będącego czarnym charakterem człowieka z jej przeszłości? Również sądzę, że nie (wycieczki do SPA w Petersburgu nie liczę). 😉
Stoisz nad ciałem zdecydowanie martwego faceta. Po chwili Twoje spojrzenie krzyżuje się ze wzrokiem córki. Ups... Co teraz, kiedy wszystko poszło bardzo nie tak? Zaczynasz myśleć, że Twoje położenie nie może być gorsze niż w aktualnym momencie, gdy w mieszkaniu rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi. Pięknie... Improwizując, przykrywasz zwłoki chwyconym naprędce obrusem i przesuwasz stolik tak, by choć nieco je zasłaniał, uniemożliwiając niespodziewanemu gościowi ich natychmiastowe dostrzeżenie. Oddychasz z ulgą i ocierasz pot z czoła, kiedy okazuje się, że tym razem to nie ktoś nader niemile widziany, a Twój spokojny, milczący sąsiad z naprzeciwka. Moment, czyżby przyszedł, bo usłyszał odgłosy niedawnej szamotaniny? Może wezwał już policję, która za kilka minut zjawi się, by Cię aresztować? Kto wówczas zaopiekuje się Twoją córką? Cholera... Zbierasz myśli i usiłujesz wyglądać na osobę całkowicie opanowaną. A chociażby nie taką, która dopiero co zamordowała przypadkowo i z konieczności, acz gdyby się nad tym zastanowić, właściwie chętnie, mężczyznę, jaki napsuł Ci wiele krwi w przeszłości. Gdyby tylko zostawił Was w spokoju, do niczego by nie doszło... To nie pora na takie rozważania, strofujesz się w głowie i nareszcie skupiasz wzrok na przybyłym. Zdenerwowanie wraca, kiedy zauważasz, iż próbuje nad Twoim ramieniem zlustrować lokum. Krótka rozmowa, w trakcie jakiej pyta, czy wszystko u Was w porządku i zachowuje się jeszcze mniej naturalnie niż zazwyczaj, jak to jedynie szaleni oraz oddani swojej misji niewiadomego pochodzenia matematycy mają w zwyczaju, a Ty próbujesz jak najprędzej się go pozbyć, wcale nie koi Twojego niepokoju. Wręcz przeciwnie. W końcu udaje Ci się oddelegować Ishigamiego do siebie, zapewniając o tym, że nic nietypowego się nie dzieje. Obecnie to właściwie prawda, choć... co zrobić z tą tak jakby bardzo nieżyjącą, naprędce wykreowaną mumią, którą nieszczęśnie kiedyś znałaś i chwilę wstecz uroczo zamordowałaś? A gdyby tak... Martwa, nomen omen, cisza nie trwa długo. Tym razem przerywa ją dzwoniący telefon. Kogo znowu diabli nadali? Jak się okazuje, zwariowany sąsiad liczbowiec wie o wiele więcej niż sądziłaś. Ponownie: ups...
“Co jest trudniejsze: wymyślenie problemu niemożliwego do rozwiązania czy jego rozwiązywanie? (...) Sądził, że większości ludzi wystarczyłaby świadomość, że istnieje taka trudna dziedzina nauki jak matematyka.”
Logicznego myślenia można użyć do wielu rzeczy. Jedni psychopaci korzystają z niego, aby dręczyć uczniów zagadkami matematycznymi, jakie nigdy nie widziały szkolnego podręcznika, a wyszły z własnej zwichrowanej jaźni na ponoć ponadprzeciętnym poziomie. Czym więcej osób nie będzie potrafiło ich poprawnie rozwiązać lub nie zrobi tego tak jak samozwańczy mistrz sobie założył, tym lepiej. Wszak dowiedzie to tylko geniuszu ich stwórcy. I ta nieporównywalna z niczym innym radość, pozwalająca na rozciągnięcie najczęściej wykrzywionych w grymasie ust uśmiechem kota z Cheshire, kiedy stadnie będzie można wpisać łączące się w karykaturalną rodzinkę niedostateczne, mrr! Inni szaleńcy wykorzystują intelekt na więcej sposobów, twierdząc, iż założenia rzekomej królowej nauk mają zastosowanie w życiu codziennym. Abstrahując od tego, iż sama przyswoiłam praktycznie jedynie kwestie mniej lub bardziej luźno związane z procentami oraz rachunkiem prawdopodobieństwa (tu muszę nadmienić, że nader dużym i właściwie przekraczającym statystykę okazała się możliwość przyciągania osobników płci męskiej, o których idiotyzmach warto byłoby napisać komediodramat, mogący konkurować udanie z brazylijską telenowelą), okazuje się, że... logiki da się użyć w trakcie próby popełnienia zbrodni idealnej. Czy takowa istnieje? W imię poświęcenia zawsze warto się o tym przekonać. Bo czymże jest morderstwo, jeśli nie pewnym odcieniem sztuki liczb? Miejsce kaźni staje się sceną, ciało leży na nim przypominając figurę i pod odpowiednim kątem. Zadane rany tworzą wykresy; funkcje można odnieść do narzędzi sprawczych, no i... Jak już przestaniesz podziwiać artyzm; jeżeli chcesz sprawić śledczym zagadkę nie do rozwiązania - na wzór tej matematycznej - będziesz musiał wykreować dowód życia. Zmyślne równanie, będące pochodną zbrodni. Ech, można się rozmarzyć...
“Jaki ma sens zbijanie pionów wroga, skoro nie można ich później wykorzystać? To moje zdobycze wojenne!”
Zapoznawszy się z pierwszymi rozdziałami książki Higashino, bardzo się obawiałam, iż skoro zbrodnię podano na samym początku - przez resztę powieści będę się nudziła. Och, jakimż rozkosznym błędem bywa najczęściej zlekceważenie przeciwnika. 😉 Szybko okazało się bowiem, że morderstwo stanowi tylko punkt wyjścia dla wielopoziomowej narracji. Wszystkie jej etapy rzekomo dotyczą prowadzonego nienużąco, bo wśród logicznych zagadek śledztwa, a tak naprawdę są teatrem dla nieszablonowych aktorów, spośród których każdy odgrywa prywatny dramat. Nieszczęśliwie zadurzony matematyk, jakiego jedynym sensem życia są liczby. Zwichrowany fizyk, stojący przed dylematem: wierność przyjaźni czy zgodna z prawem moralność. Uwikłana w przestępstwo nastolatka i dwójka śledczych, zmierzających dokładnie tam, gdzie złoczyńca chce ich doprowadzić, choć ci wcale tego nie dostrzegają. I wreszcie ona – zwyczajna kobieta, a może zmyślna morderczyni, choć... Czy nie jest tylko pochodną zbrodni? Kto właściwie jest w tym przypadku odpowiedzialny za jej popełnienie i czy powinno wskazać się osobę, jaka poniesie karę? Ależ ta opowieść była dobra! Zastrzeżenia mam jedynie do tłumaczenia. Istnieją dwie jego wersje - łopatologiczne, z dosłownym przekładem z języka oryginalnego na rodzimy i literackie, w którym treść zostaje tak dostosowana, by jak najlepiej brzmiała w danym piśmie. W tym przypadku niestety zauważam to pierwsze, przez co w książce momentami roi się od powtórzeń. Niektóre wyrazy pojawiają się kilkukrotnie na tej samej stronie albo w jednym zdaniu (dla przykładu: “Osoby korzystające z parkingu zwykle korzystały z tych znajdujących się w podziemiu.”). Każdy język ma swoje maniery, ale tłumacząc tekst na inny, w mojej ocenie powinno się je niwelować. Nie odbiera to jednak genialności lekturze i nie zmienia faktu, że Higashino jest odpowiedzialny za to, iż już nie mogę się doczekać chwili, kiedy w moje ręce wpadnie kolejny odcień japońskiego thrillero-kryminału. Świetna rozrywka i umysłowa rozgrywka! Mocne 8/10.
“(...) jest w stanie osiągnąć wszystko, korzystając z logicznego myślenia. (...) Nie waha się, nawet na moment nie zbacza z obranej trasy. (...) Albo gra va banque, albo wcale.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)