Wojciech Chmielarz - Osiedle marzeń - recenzja

by - 12:01:00

Podobno dobrosąsiedzkie stosunki są podstawą szczęśliwego pożycia na każdym osiedlu mieszkaniowym. Wzajemna życzliwość, skłonność do udzielania pomocy i szeroki uśmiech niewątpliwie potrafią umilić szarą codzienność. Tyle teoria. A jak wygląda praktyka? Niestety dużo gorzej. Polskie blokowiska często przypominają raczej ring MMA, na którym ścierają się głęboko nienawidzący zawodnicy, okładający bez opamiętania pięściami i wymierzający kopnięcia poniżej dopuszczalnej granicy wysokości. Sondaże podobno nie kłamią 😉a te są jednoznaczne – aż 50% badanych nie ufa sąsiadom, zaś 20% nie zna żadnego z nich.  

Powodów sąsiedzkich waśni jest bez liku. Część lokatorów posiada czułość słuchu na poziomie nietoperza, więc bezbłędnie wychwytuje każdy, nawet najdrobniejszy szmer dobiegający z pobliskiego mieszkania, co doprowadza  do szewskiej pasji i nie pozwala normalnie funkcjonować. Rezultatem są awantury, mające na celu zmuszenie jego bywalców do cichszego oddychania, niesikania w porze nocnej, wyzbycia się szkodliwego nawyku lania wody do wanny oraz przemieszczania się pomiędzy pomieszczeniami za pomocą lotni lub balonu, tak aby nie było słychać „dudniących” kroków. Sama kiedyś miałam (nie)szczęście zetknąć się z małżeństwem zajmującym lokal powyżej mojej ostoi, które wzywało po kilka razy dziennie policję lub administratora budynku z powodu „hałasów”, jakie rzekomo czyniłam, słuchając w ciągu dnia programów informacyjnych na YouTube przy użyciu rachitycznych głośników komputerowych, z których wydobywał się dźwięk o takim natężeniu, że aby go usłyszeć, trzeba było praktycznie dociskać do nich ucho. W drugą stronę też nie jest lekko. Są bowiem „człowieki uważające, że generowanie dźwięków o wielkim natężeniu uszczęśliwia wszystkich wokół... Well. W tej rywalizacji palmę pierwszeństwa wiodą ciągli imprezowicze, bawiący się beztrosko całymi tygodniami przy wtórze gromkich okrzyków oraz przebojów muzyki tanecznej, rozkręconej na cały regulator. Na równi z nimi są urocze małżeństwa, wrzeszczące na siebie i dzieci całodziennie oraz używające przy tym słów i tekstów, przy których słynny aforyzm „o udawaniu wszystkich orgazmów” budzi co najwyżej wzruszenie oględnością. Nie gorsi są właściciele szczekającej i miauczącej fauny, pozostawianej samopas i ćwiczącej najwyższy możliwy tembr swojego głosu bez najmniejszego ustanku przez bite dziesięć godzin na dobę. 😉 Wszystko to jednak blednie w porównaniu z oceanem wzajemnej wrogości i odrazy do bliźniego, jaką wywołują „sprawy parkingowe”. Na wielu osiedlach podziemne miejsca postojowe dla samochodów świecą pustkami jak lochy w czasie rewolucji francuskiej po zgilotynowaniu wszystkich dostępnych w danej chwili arystokratów. 😂Za to „na powierzchni” panuje tłok jak na sopockimMonciaku” w czasie słonecznego lipca. Auta praktycznie parkują wszędzie, gdzie są w stanie dotrzeć koła bez ryzyka urwania zawieszenia, nie wyłączając ścieżek przeznaczonych dla pieszych, wypielęgnowanych trawników, na których umieszczono wielkie tablice z jaskrawo wyeksponowanymi wezwaniami, by ich nie deptać a nawet placów zabaw. Ponieważ jednak tylko samce i samice „alfa” są w stanie dzięki swojej przebojowości i bezwzględności dokonać takiej sztuki, cała reszta musi postawić na łut szczęścia lub odpowiednio wcześnie zająć upragnioną powierzchnię, zanim zjawią się w jej pobliżu silniejsi oraz sprytniejsi konkurenci. Taka rywalizacja rodzi istne „wojny sąsiedzkie”, w których podstawowym orężem są tak zwane „karne chujki, przytwierdzane do szyb pojazdów lub ich karoserii przy użyciu kleju, przy jakiego wytrzymałości blednie hasło:Co kropelka sklei, sklei...”. Stosowane są też radosne wypuszczanie powietrza z kół (najlepiej od razu czterech) a nawet „scyzoryki”, wielkości rzeźniczych noży, dzięki którym można wykłuć we wrażej oponie dziurę sięgającą od jednej krawędzi felgi do drugiej. Annały odnotowały również przypadki oblewania znienawidzonych aut farbami olejnymi. Trzeba przyznać,ludzka pomysłowość w zakresie sztuki uprzykrzania życia sąsiadom wydaje się nieograniczona i niespętana żadnymi zamierzchłymi konwenansami, co mimo wszystko rodzi nadzieję efektywnego zaprzęgnięcia jej w przyszłości do celów bardziej pożytecznych dla społeczeństwa. Czego chyba należy sobie życzyć... 

„(...) wierzymy, a przynajmniej większość nas wierzy, że policja jest po to, żeby pomagać ludziom. Taką mamy misję. Zmieniać świat na lepsze. I to staramy się właśnie robić. Pomagać. Ale jak trzeba kogoś udupić, to cóż, udupimy.” 

Ile już lat pracujesz w policji? Nieważne - wystarczająco długo, by odczuwać znużenie i coś w rodzaju zawodowego wypalenia. Pozbyłeś się też złudzeń, że Twoja „robota” służy wyłącznie szczytnym celom. Ale starasz się ją wykonywać jak najbardziej solidnie, choć nie przynosi Ci to zbyt wielkiej satysfakcji. Na szczęście mocno polepszyło się w Twoim życiu osobistym. Ponętny makler o imieniu Olga okazuje się być „strzałem w dziesiątkę. Wszystko wskazuje na to, że zaczynacie tworzyć związek należący do poważnych kategorii. Wprawdzie mieszkacie osobno, jednak zaczynasz doceniać wspólne śniadania oraz spędzane przy winie wieczory. Przeniosłeś nawet do lokum swojej bogdanki kilka par skarpet, majtek, spodni a nawet koszulek. Trapi Cię jedynie Twój odwieczny problem z brakiem wylewności. Niechętnie mówisz o swojej pracy a tym bardziej o uczuciach. Boisz się, że robisz ten sam błąd, jaki popełniłeś w stosunku do byłej żony. Chcesz się więc pod tym względem zmienić, ale nie jest to łatwe. Czujesz wewnętrzny opór, który trudno Ci przełamać. Na szczęście nie będziesz miał czasu na posępne rozmyślania, gdyż właśnie zbudził Cię głośny dźwięk telefonu. W lot odgadujesz kto i po co dzwoni - tylko policyjny dyspozytor potrafi być tak natarczywy. Nawet bez odbierania wiesz, że dostaniesz wezwanie do kolejnego morderstwa. Szybko pochłaniasz przygotowany przez Olgę posiłek i pędzisz do samochodu – jak najszybciej musisz dojechać na „Osiedle Zielone Marzenie” - jedno z tych, które uwodzą na prospektach deweloperów wyglądem luksusowych bloków okolonych soczystą i bujna roślinnością. Jak zwykle jednak rzeczywistość dość mocno rozmija się z tego rodzaju wizjami, co stwierdzasz z dziką satysfakcją. Gdy zostajesz wpuszczony przez ochroniarza pośpiesznie unoszącego szlaban zagradzający wjazd, parkujesz auto i zmierzasz w kierunku policyjnej ekipy, która wykonuje już wstępne czynności. Denatka jest dziewczyną w wieku 24 lat.  

Szybko ustalacie, że to Zuzanna Łatkowska - studentka wynajmująca wraz z koleżankami osiedlowe mieszkanie. Ktoś wczesnym porankiem zadał jej na dziedzińcu obok placu zabaw dwa ciosy nożem wojskowym o długim ostrzu – jeden w tętnicę udową, kolejny – w lewą stronę brzucha. Myślisz, że zabójca niepotrzebnie tak się trudził – już pierwszy z nich był śmiertelny. Obok ciała leży walizka, co świadczy o tym, że ofiara nosiła się z zamiarem wyprowadzki. Wszystko wskazuje na to, że działała bardzo pośpiesznie, tak jakby uciekała przez jakimś zagrożeniem. Na pierwszy ogień pytań idą ochroniarze. Twierdzą, że osiedle jest bardzo spokojne, a jedyny sąsiedzki konflikt rozgorzał o miejsca postojowe. Gdy lokatorzy zorientowali się, że można zostawić swój pojazd poza podziemnym parkingiem, na wyścigi rezygnowali z wykupionych tam powierzchni. A że na terenie blokowiska miejsca jest mało, zaczęło się stawianie aut dosłownie wszędzie; także w miejscach, gdzie jest to zakazane. Ponieważ utrudnia to życie mieszkańcom, co rusz wybuchają awantury. Najpierw pojawiły się nalepki w postaci męskiego przyrodzenia, a potem sytuacja zaczęła eskalować w coraz szybszym tempie. Posuwano się do wypuszczania powietrza z kół, aż w końcu objawił się samozwańczy „mściciel”, przebijający opony ostrym narzędziem. Z przekąsem konstatujesz, że to typowo polskie zjawisko, jednak mało prawdopodobne, aby posunięto się na tym tle do tak strasznego czynu jak pozbawienie kogoś życia. Gdy przeglądasz zapisy monitoringu, zaważasz, że w okolicy godziny, w której dokonano zabójstwa, teren osiedla opuściła pośpiesznie kobieta w średnim wieku. Wyjaśniono Ci,  to Ukrainka, zatrudniona przez administrację na czarno do sprzątania i wykorzystywana w tym celu przez część lokatorów. Masz więc pewien trop i podejrzaną o śmiertelne posłużenie się nożem. Podświadomie jednak czujesz, że wszystko to jest zbyt oczywiste i sprawa ma co najmniej drugie, jeśli nie trzecie dno. Tego samego zdania jest Twoja nieodłączna towarzyszka – aspirant Anna Suchocka. To niezwykle bystra, silna dziewczyna, która była już nieocenioną pomocą w niejednym śledztwie, jakie prowadziłeś. Najbardziej imponuje Ci jej spokój, choć także zimne podejście do wykonywanego zawodu. Idealnie wyrażają to jej własne słowa: „Ja zostałam policjantką, bo jest to jeden z nielicznych zawodów, pozwalających w sprzyjających warunkach na zrobienie krzywdy tym, których się nienawidzi.” Mmm... 💕 

Razem tworzycie tandem o zabójczej skuteczności. Ta zaś będzie Wam bardzo potrzebna, gdyż szybko okaże się, że tak jak przeczuwałeś, przypadek Zuzanny jest o wiele bardziej skomplikowany niż na to z pozoru wygląda. Nici śledztwa zaprowadzą Was do odkrycia tajemnic, które swoim znaczeniem i powiązaniami znacząco przerastają sprawę banalnego zaszlachtowania studentki... 

„Osiedle marzeń” Wojciecha Chmielarza to kolejna odsłona przygód komisarza Jakuba Mortki. Tym razem Pisarz stawia bohatera przed koniecznością rozwiązania tajemnicy morderstwa dziewczyny, dokonanego na jednym z luksusowych warszawskich blokowisk. Okaże się ono wypadkową przyczyn, których istnienia nikt by nie podejrzewał. Błaha z pozoru sprawa okazuje się mocno skomplikowana a krąg podejrzanych zatacza coraz szersze kręgi - sięgające nawet do przedstawicieli świata wielkiej polityki i mainstreamowego dziennikarstwa. Sam komisarz prezentuje dobrze znany czytelnikom tego cyklu, nieco wycofany sposób bycia; z dużą dozą zdrowego rozsądku i braku egzaltacji. W porównaniu z poprzednim tomem zauważyć można pewne znużenie życiem i wykonywaną pracą, choć jego sprawy sercowe doznały wyraźnej poprawy. Oczywiście Mortce w śledztwie pomaga policjantka Anna Suchocka, jak zawsze zachowująca swoje kostyczne usposobienie i wisielczy humor, a także zadziwiającą skuteczność w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek. Jak do tego Autor już wszystkich przyzwyczaił, portret psychologiczny postaci zarysowany jest bardzo obrazowo oraz ze sporą dawką niebanalnego humoru. Sama akcja powieści rozwija się dynamicznie, w czym niemały udział ma pomysłowe wplecenie w fabułę wątku komisarza Dariusza Kochana, który po wywołanym skandalu obyczajowym ląduje na obrzeżu policyjnego światka i jest poddany towarzyskiemu ostracyzmowi. Złośliwie obarczony zadaniem wertowania mocno już przykurzonych akt nierozwiązanych i dawno zamkniętych spraw; ku zdumieniu wszystkich rozwikłuje je jedna po drugiej. Trzeba jednak podnieść, że prawdopodobieństwo takiego obrotu rzeczy musi budzić uzasadnione wątpliwości u czytelnika. Sprawia także wrażenie tworzenia z historii nieco chaotycznego kolażu. Język, jakiego używa Chmielarz ujmuje ekspansywną sugestywnością, przystającą do polskiego kryminału. Muszę jednak stwierdzić, że czasami razi zbytnią i niepotrzebną dosadnością - zwłaszcza w akcji rozgrywającej się pomiędzy studentką Anią a Piotrem Celtyckim. Nie zmienia to jednak faktu, iż fani suspensów będą usatysfakcjonowani, mogąc uczestniczyć w rozwiązywaniu wcale nieoczywistych zagadek toczącego się śledztwa. Najlepszą okazuje się finałowa scena, która rzuca zupełnie nowe światło na - wydawałoby się - całkowicie wyjaśnioną sprawę. Chmielarz doskonale wie, jak podsycić ciekawość czytelnika i zachęcić go do niecierpliwego oczekiwania na kolejną część cyklu. Poprzedni tom serii pod tytułem „Przejęcie” zrobił na mnie nieco bardziej korzystne wrażenie, ale to moja subiektywna ocena, nieodbierająca „Osiedlu marzeń” walorów dobrego, solidnego kryminału. 7/10   

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)