Rafał Cichowski - Ogień z każdej strony - recenzja
MUST READ. 🔥
Są powieści, których nie trzeba przedstawiać milionem złożeń zmyślnych, przekombinowanych słów, bo historie te stanowią dzieła sztuki same w sobie. Każdym postawionym wyrazem, zdaniem i nadającym miliona barw niedopowiedzeniem. Tak jak palący czytelnika “Ogień z każdej strony”, niekiedy są jednak okraszone tak dużą dozą enigmatyczności, że należy spróbować oddać ich majestat recenzjami, by nadać im popularność. Misja najtrudniejsza z niemalże niewykonalnych – bo to jeden z najbardziej godnych tego miana przedstawicieli literatury adekwatnie nazywanej piękną. Powinien dzierżyć koronę publicznie i obowiązkowo znaleźć się w biblioteczce KAŻDEGO miłośnika prawdziwie wielkiej oraz inteligentnej prozy. To książka dla wymagającego odbiorcy, którego nie zadowala bylejakość. Wyjątkowy klejnot, traktujący światło jak pryzmat i sprawiający, że właśnie dzięki niemu diadem jest niepowtarzalny, choć wygląda niepozornie. Jak i ten przebiegły przeciwnik – jaki nie potrzebuje złocistej okładki, by błyszczeć i szalonego opisu, aby przyzywać. Niech przemówi za niego treść.
“Bez żalu zanurzam się w ciszę i śnię najpiękniejszy ze snów. Ten, w którym fruwam ponad domem, ponad całym Rajem.”
Roześmieliby się, gdybyś im zdradził, że mieszkasz w Raju. Czymże bowiem jest ten Twój Raj? Skleconą z próchniejących desek chałupą, którą czasem prześwieca popołudniowe słońce, obnażając wszystkie ohydne zakamarki. Okopcone papierosowym dymem ściany, puste butelki po pędzonym alkoholu, czerstwy kawałek chleba. Pióra z oskubanego w sobotę kurczaka, rozpadający się materiał, będący niegdyś jedyną koszulą, splamiony krwią po bójce skrawek papieru z zapiskami brata. Schowane w uprawianej z trudem ziemi zapałki, jakie stały się zaczątkiem pewnej opowieści. Raj każdy ma swój własny; wiele jest rajów. Ty tylko mieszkasz w najbiedniejszej ze wsi o dokładnie tak brzmiącej, najpewniej przez szatana nadanej nazwie. Twój raj jest wszystkim. Twój raj jest niczym. Twój raj to ta chatka, w której mieszkacie zbici w jednej izbie jak tragiczna masa. Twój. Raj. Spłonie.
“Świat, który widzę, składa się ze światła i cienia; chmura może przypominać królika, palto wiszące na haku może wyglądać jak upiór, gdy się spojrzy tylko kątem oka. I trzeba pozwolić każdemu zgadnąć, co to jest – bo kto wie, może zobaczy coś innego i też będzie miał rację.”
Zapomina o ludziach Bóg - i wioski takie jak ta również są przez niego odpamiętywane. Był dla niego kiedyś Twój ojciec, twardoręki chłop o prostym umyśle, który przepracował całe życie, dbając o tabory kolejowe. Dzięki niecenionej przez większość pracy fizycznej, czuł się kimś potrzebnym. Przecie, gdyby nie on... A w tak biednej kropce na mapie to siła ciała jest wszystkim. Ci z zewnątrz, oni pewnie nawet teraz tego nie rozumieją. I że na polach, wśród lasów sprawy załatwia się między sobą inaczej. Nie pojmie tego także ten ważniak, co w każdą niedzielę wypucowany na błysk, czerwonością nęcący Polonez pod kościół podstawia. I opiera się o niego, pusząc jak paw dumny; jakby miał powód do tego. Materialne dobra, dorobkiewicze; pustka wartości. Nie o to chodzi, czego świadom jest też Twój starszy brat, towarzysz życia i wzór do naśladowania. I on kiedyś był dla Stwórcy i przestał dlań istnieć. Wtedy, kiedy wierząc w leśne zabobony, zagłębialiście się między drzewa i wraz z dziećmi mieszkającymi w podobnej bidzie po sąsiedzku rozbiegaliście w cztery strony świata, wróżąc z fusów przyszłość kolejnego roku? Może. Gusła, bo jaka miałaby być przyszłość? Tutaj nie zmienia się nic. Zima, gdy kończą się drwa, a Wy śpicie pod dziurawym pledem i tulicie się do siebie, szczękając zębami. Jesień w trakcie omijania szkolnych zajęć, bo do czego niby miałaby się taka geometria przydać. Lato i codzienne noszenie niezliczonych kilogramów porzeczek, by mieć po handlu chociażby trochę ziemniaków na obiad. Barwna wiosna i nadzieje, jakie wówczas znów strawi ogień... Strony świata są cztery i nie ma znaczenia, którą pójdziesz. Wrócisz dokładnie w to samo miejsce. Utraty. Stagnacji. Rzewnie wyjącego zła. Jezus pamiętał też pewnie kiedyś o Twoim Dziadku – co to mu się wciąż wydaje, że walczy z Niemcami, mimo iż całe dnie siedzi na ławce pod miedzą. Zostawić? Dbacie od niego lat, bo to przecież rodzina i tak trzeba. Choć Pan Bóg zapomniał o Raju.
“Z głowy sypie się śnieg, w środku myśli skute lodem, który nie stopnieje, dopóki nie wypuszczę zza drzwi potwora o imieniu bez znaczenia i nie zrobię czegokolwiek – na odwal, byleby było. Bo znów brakuje mi odwagi, bo przegrywam z niechęcią do chcenia, bo nie umiem się nauczyć (...).”
Nie wspomina też Waszej matki, co na każdą wyprawę zatłoczonym i terkoczącym autobusem do pobliskiego, proletariackiego miasta po podstawowe produkty zabiera o jedną torbę za dużo. Tę pełną swoich marzeń, z którą chciałaby już nie wrócić do zabitej deskami wioski. Ale dwaj synowie. Mąż. Ojciec. Ciągnie wilka do lasu, jakiego niepokój naznacza pokolenia. Rodzinna historia pełna ognia, który trawi sumienia, teraźniejszość oraz przyszłość, bo nie ma różnicy między wczoraj, dekadę temu i dziś.
“Trudno złapać oddech, patrząc na to szczęście, co mogło być, a się nie ziściło.”
Niepamiętany jest też opuszczony dwór, który straszy. Ten, co ponoć lata wstecz topiono w nim sierotki nie do wyżywienia. I kontrast do biedy każdego we wsi - przybywający zachodnią maszyną Frejlich, postanawiający odnowić zamczysko. Długimi, niespracowanymi palcami snuje opuszkami po fortepianie, wygrywając zwycięską pieśń. Wskazuje potem na Rajskiego cieślę poczciwotę, nad jakim się zlitował, zlecając mu stworzenie z zagranicznych, najlepszej jakości desek ozdobione balustradą schody; przeżyją jego samego. Chadzasz tam czasem, smutny ośmiolatek, widzący zawsze więcej niż trzeba, malujący obrazy trawą, ziemią i krwią. W remontowanym budynku jest ciepło, talerze parują pysznością potraw a córka nowego właściciela ma zabawki, których nawet nie potrafisz nazwać. I to pomimo czytania jedynej książki w domu, encyklopedii. Czy tak powinno wyglądać życie; cały ten blichtr? Ogień w kominku – ten, co i tak pochłonie wszystko; kwestia czasu? Przecież Bóg zapomniał o Raju...
“Wątpliwość to przecież przejaw inteligencji, a Ty tak bardzo lubisz wszystko kwestionować.”
A potem jest trzydzieści lat później. Tworzysz pisane przez życie gry i sam przegrywasz własną, wciąż rozpoczętą gdzie indziej. Gorzko patrzysz na młodych, dla jakich jedynym problemem są brak Internetu i niesojowe mleko. Gdyby wiedzieli, jak wyglądała prawdziwa rzeczywistość... Czy pamięta o tym choć jej Stwórca? Płomienie nie zapominają ani nie wybaczają...
“Oglądać świat i oddawać go z powrotem, przepuszczony przez filtry własnej percepcji. Odbiór sztuki to bycie kimś innym. Tworzenie to uważne bycie.”
Mogłabym napisać, że “Ogień z każdej strony” to powieść o naznaczonym niepokojącym, napływającym jak codzienne cienie tragizmem życiu biednej, wiejskiej rodziny. To jednak nie byłaby prawda. Dałoby się stwierdzić, iż to historia o konsekwencjach i nieodwracalności wyborów oraz tym, że zawsze wraca się w rodzinne strony, by domknąć pewne wątki - jakie by one nie były. To również nie dopełni obrazu. Dodanie informacji o kontrastowości snutej sennie i obezwładniająco, wręcz poetyckiej narracji wiejskiej i współczesnej wielkiego miasta także nie uczynią kompletu. Czy tej o nieoczywiście - bo po wskazówkach - podanym czasie akcji oraz wprowadzonych płynnie bohaterach. Jakich słów nie skreśliłabym o tej książce, będą względem niej niewystarczające. Charakteru dzieła nie oddają wyrazy; je się czuje oraz odbiera, owija się nimi i dusi. A potem milczy, kiedy okazuje się, że kolejnej strony nie ma i nie będzie, choć jutro słońce znowu rozświetli gdzieś podły zakamarek zapomnianej przez Boga chałupy, w której drzewiej mieszkała tragedia, a teraz tylko trwają dookoła lasy. Cichowski tytułuje tę kunsztowną prozę “Ogniem z każdej strony” profetycznie – bo ten trawi każdą z zapełnionych bezbłędnie tuszem kartek. Urzeka. Spopiela. I nasącza czymś niezwykłym. Wszak płomienie, jeśli na dłużej odbijesz w nich spojrzenie, zawsze będą PIĘKNE.
Tak jak ten mało, za mało (!) znany majstersztyk, dla jakiego musisz zrobić HAŁAS. Nie ma go nawet w słynnych sieciówkach, choć potrzebuje każdej sławy. Czeka na Ciebie tylko pod adresem internetowym: https://rcy.pl/ 🔥
10/10! Nie sądziłam, że tak jeszcze tworzy się sztukę i maluje słowami świat... Dzięki tej książce zobaczysz go i poczujesz. Przeczytaj i pokochaj, proszę. Nie pożałujesz. Przytulę Cię jeszcze garścią; zaledwie częścią najpiękniejszych cytatów z książki Cichowskiego:
“Dlatego nasz świat jest światem ostatnich szans, bo cokolwiek robimy, jest ostateczne i nigdy nie będzie dwóch takich samych zachodów słońca (...).”
“Być może wracałem tu zbyt często, deformując wspomnienia repetycją, nadpisując kolejne wersje, aż przeszłość przestała istnieć.”
“Jak sobie radzą z emocjami? Ile w nich cierpliwości? Ludzie zaprogramowani do bycia bezużytecznymi, zanim skończą pięć lat. Społeczeństwo to stado owiec. Pan nie wolałby być wilkiem?”
“Ale każdy ogień kiedyś zgaśnie. A gdy wokoło widać tylko ciemność, to dla kogo dalej palić światło?”
“Sznury świateł, rozciągnięte zygzakiem pomiędzy budynkami, huśtają się na wietrze.”
“Przeszłość istnieje tylko w głowach tych, którzy chcą ją pamiętać.”
“Pisać. Pracować. Malować. Przestać myśleć. (...) Prowadzę długie i wyczerpujące konwersacje ze zmarłymi. Gonię cienie z siatką na motyle.”
“Życie nie daje nam wielu okazji, by domknąć wątek. A bez tego nigdy nie ruszymy do przodu.”
“Włamałem się do przeszłości, żeby poczuć to jeszcze raz, i to uczucie jest żywe, pamiętam każdy jego kolor.”
Rafał Cichowski - na koniec zapamiętaj to nazwisko. Żywię nadzieję, że jeszcze wielokrotnie o nim usłyszysz. Oby w kontekście nagród otrzymanych słusznie za literaturę, która również dzięki niemu na powrót stała się LITERATURĄ.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)