Natalia Dembek - Pan architekt - recenzja

by - 16:36:00

Od dawna nie masz już własnego zdania. Słysząc kolejne przytyki, pokornie opuszczasz głowę i powtarzasz w myślach, żeby nawet nie próbować ich odpierać. To mogłoby jedynie stać się zaczątkiem bezsensownej kłótni, której wygrać nie sposób. Twój mąż wie swoje - przecież zawsze ma rację. Jeśli twierdzi, że zrobiłaś coś niewłaściwie, pozostaje Ci przytaknąć. Najwidoczniej dokładnie tak było, skoro o tym wspomina. Jeżeli zaplanował wzięcie udziału w następnym sąsiedzkim pikniku, pędzisz się szykować. To niepodobna, byś nie trwała przy jego boku, rozdając wszystkim uśmiechy, od jakich sztuczności niemalże pękają Ci kąciki ust. Nieważne - wszak odpowiednio się prezentując, musisz podtrzymywać znajomości z pięknymi w swojej plastikowości żonami innych bogaczy. Nigdy nie wiadomo, która z nich może się jeszcze Gary’emu przydać. Kurcząc się wewnętrznie, prostujesz plecy i żałujesz tylko, że nie wzięłaś z nowoczesnego domu okularów przeciwsłonecznych. Miałabyś szansę schować za szybkami spojrzenie – bo wyzierających z niego smutku i zniechęcenia życiem nie da się skryć. Stukasz obcasami o wypielęgnowany chodnik, z przekąsem stwierdzając, że zaślubiony wybrał Ci doprawdy genialny strój na upalne, letnie popołudnie. Dziesięciocentymetrowe szpilki i dopasowana garsonka Chanel – idealna businesswoman ze strzeżonej okolicy; sztuczna poza zaprojektowana przez Gary’ego i jego rodziców, dla których nigdy nie byłaś zadowalającą synową. Jakbyś się nie starała, mieli wyższe oczekiwania względem wybranki swojego złotego chłopca. Ba, wespół z nim zadbali nawet o to, byś rzuciła kiepsko płatną pracę i nabrała odpowiedniego wykształcenia. I to nic, że na studiach prawniczych czułaś się jak płotka wrzucona do szalejącego morza harpii. Najistotniejsze, że przed Twoim – a raczej męża - nazwiskiem stanął tytuł magistra. Jak to by wyglądało, gdyby go tam nie było? Na co jednak miałabyś narzekać? Przecież wszystko masz... Przynajmniej pozornie. 

“(...) nie ukryjesz smutku w spojrzeniu. Jej się wydawało, że jest świetną aktorką, ale ja znałem to zbyt dobrze. Czułem, że coś tam nie gra.” 

Wielka hacjenda, urządzona naturalnie w najlepszym, czyli pełnym aktualnie modnego przepychu (nie)smaku. O jej stan oraz posiłki rodem z restauracji wyróżnionych gwiazdką Michelin dba zaufana gospodyni - służka, która niebezstronnie i czasem niemilcząco obserwuje nieuchronną degrengoladę Waszego małżeństwa. Kiedy po raz pierwszy zauważyłaś, że coś jest nie tak? Po entej wizycie u ginekologa, w trakcie jakiej znowu okazało się, że upragnionego przez Gary’ego dziedzica nie będzie? Przyjmując setny zastrzyk, a może omawiając niebezpieczeństwa związane ze sztucznym zapłodnieniem? Wtedy, gdy wyśmiewał Twój intelekt oraz wiedzę i możliwości zawodowe, nawet nie dając Ci dojść do głosu; wszak przeświadczony o własnej racji jak zawsze? Kto otworzył Ci oczy na fakt, że w tym związku brakuje podstawowej rzeczy, czyli obustronnego szacunku? Przypadek... zmaterializowany przez Gary’ego w postaci przystojnego pana architekta. Gabriel zjawił się pewnego dnia i zastał Cię w nie najlepszym momencie; chwili, w której próbowałaś się pozbierać po jednej ze sprzeczek. Komiczny i flirciarski początek umówionego spotkania, jakie zupełnie wypadło Ci z głowy, przerodził się w... no właśnie, co? Dlaczego ten rozchwytywany w okolicy przez wszystkie zblazowane sąsiadki fachowiec tak uparł się, aby projektując ogród uwzględnić Twoje oczekiwania? Przecież one już od dawna nie mają najmniejszego znaczenia... A mimo tego Gabriel chce zachować równowagę między oziębłą nowoczesnością i przytłaczaniem wielkością, wybranymi przez Gary’ego oraz Twoim skromnym życzeniem, by w rysunkach znalazły się: hamak, drzewo kwitnącej wiśni oraz kamienna ścieżka okolona strumykiem. Ciężko połączyć dwie tak skrajne różności. Tak, doskonale widzisz analogię. Czy na przebudzenie nie jest jednak stanowczo za późno? A może to Twoja szansa na całkowity przewrót?  

“Zabrakło tylko wzajemnej miłości, szacunku i przestrzeni. Czy to tak dużo? To cholerne podstawy, na których buduje się związek. To coś, co jest fundamentem, a nie ewentualnym dodatkiem.” 

Dopiero co przeniosłeś się do Bostonu, a już zastanawiasz się, czy to na pewno była właściwa decyzja. Wcześniej miałeś odpowiednio wypracowaną renomę i mogłeś wybierać najciekawsze spośród zleceń zaprojektowania ogrodu idealnego. Opływałeś w pieniądze i pochwały - niekoniecznie te dotyczące Twojego wyglądu niegrzecznego chłopca z sąsiedztwa. Wcale nad nim zresztą nie pracujesz; ważniejszy od odpowiedniej prezencji jest dla Ciebie charakter i to, aby być dobrym ojcem dla pięcioletniej Emmy. Między innymi z jej powodu zdecydowałeś się na przeprowadzkę i zaczęcie wszystkiego od nowa. W poprzednim miejscu... Nie chcesz na razie tego roztrząsać. Wygląda zresztą na to, że już za moment będziesz miał ręce pełne roboty – niezupełnie tej w postaci czynionych artystycznie szkiców. Okazuje się bowiem, a przynajmniej odnosisz takie wrażenie, że oto... znalazłeś się na grzędzie, gdzie czujesz się jak jedyny kogut w promieniu wielu najbliższych mil. Chyba nie najmądrzej wybrałeś destynację. Dosłownie drzwiami i oknami uderzają do Ciebie skrajnie znudzone kury domowe. Idealne panie willowe w każdym wieku, które pokazują Cię sobie niczym muzealny eksponat i za chwilę pewnie zlecą Ci renowację ogródka sąsiada, byleby tylko mieć okazję zaprosić Cię na wieczorną kolację. I na nic tłumaczenia, że nie szukasz nikogo ani na chwilę, ani na dłużej. Nie docierają. A Ty... wciąż nie możesz wyrzucić z głowy żony jednego z klientów - smutnookiej Cassie, z jaką spotkanie zdecydowanie da się określić jako nietypowe. Z niewiadomych przyczyn marzy Ci się wywołać u niej uśmiech i choć na chwilę wykraść ją ze złotej klatki, w której wydaje się z własnej woli żyć. A może to tylko pozory, po raz kolejny zwodzące wprost na manowce? Zwyczajowa przekora nie pozwoli Ci zostawić tego pytania bez odpowiedzi... 

“Witaj w moim świecie, nie rozsiadaj się za bardzo, zaraz stąd uciekniesz. Tylko zabierz mnie ze sobą...” 

Mający zwracającą uwagę i oryginalną okładkę “Pan architekt” okazał się być wciągającą rozrywką, z jaką spędziłam bardzo miły wieczór. Natalia Dembek zestawiła w udanych proporcjach komedię romantyczną, dramat rodzinny i powieść obyczajową, składając je w poprawną pod każdym względem całość. Z jednej strony wynurza się z niej bohaterka, która dopiero co dostrzegła, że złota klatka również jest formą więzienia. W kontrze do niej staje oschły i zapatrzony w siebie narcyz, stawiający własne potrzeby na piedestale ponad wszystko inne. Duet przemienia w trio postać naznaczonego tragedią, tytułowego architekta, jakiego zestawienie z Cassie owocuje licznymi przekomarzankami, ale równocześnie chwilami niepozbawionymi refleksji. Można rzec, że sylwetka ta na swój sposób reaktywuje charakter kobiety, odsłaniając jego wielobarwne, tłumione przez lata oblicze. Przysłowiową wisienką na torcie okazuje się jednak dojrzała i nader inteligentna jak na swój wiek pięciolatka, będąca prowodyrem wielu komicznych sytuacji. Emocje, jakie Dembek usiłuje przetransferować na czytelnika, mają różnorodną wagę - bywa smutno, śmiesznie, poważnie i romantycznie – a przede wszystkim motywująco, bo fabuła udowadnia, że nie ma sytuacji niezmiennych. Można stwierdzić, iż to wszystko już było: bezduszny mąż, pełen wartości samotny ojciec i porzucająca szarości w chwili niespodziewanego rozkwitu kobieta; jej przyjaciółka z niewypatrzonym językiem i urocza kilkulatka... Ale to w dalszym ciągu kawałek dobrej rozrywki, skrojonej akurat na jeden lżejszy wieczór. Solidne 7/10 i genialny cytat na koniec: 

Kobiety... Tylko one potrafią być dla siebie tak okrutne. (...) przestań przepraszać, to nie Twoja wina, że one żyją życiem innych (...).” 🔥 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)