Mateusz Leszczyński - Cavalieri - recenzja
Wykonanych z pietyzmem, niepowtarzalną starannością i ogromną determinacją dzieł Michała Anioła nie sposób nie podziwiać. Michelangelo di Lodovico Buonarroti Simoni, bo tak właściwie nazywał się ten natchniony pozaziemską mocą twórczą Artysta, był malarzem, rzeźbiarzem i architektem epoki odrodzenia, ale również - o czym nie każdy wie - poetą. W jego dorobku pisarskim znalazło się ponad trzysta liryków, sonetów oraz madrygałów, kreślonych pod odpowiedni akompaniament. Jeśliby zapytać kogokolwiek o wielką trójkę mistrzów epoki renesansu, z pewnością wskazałby Rafaela Santiego, Leonardo da Vinci oraz właśnie Michelangelo, w czym miałby całkowitą słuszność. Cierpiąca Pieta w różnych wariacjach, Bachus, Madonna z Brugii, budząca zachwyt rzeźba Dawida. Poza niesamowicie realistycznymi i oddającymi piękno posągami, freski na sklepieniu kaplicy Sykstyńskiej - malowane przez kilka lat w pozycjach wymagających niebywałej precyzji i przynoszących niewyobrażalne niewygody. Przejmująca wizja sądu ostatecznego... na jakiej Autor umieścił swój autoportret. Pomyliłbyś się, zgadując, że pewnie przedstawia dumnego ze swojej twórczości mężczyznę. Własną twarz Michał Anioł naniósł na... skórę, zwisającą z dłoni świętego. Wiele wieków później próbuje się roztrząsać słynny dylemat pod tytułem: co Autor miał na myśli. Swoją miałkość względem czynionej właśnie, freskowej nieprzemijalności? Ludzkie odbicie, jakie zawsze ukaże się gdzieś w prawdziwej krasie? Niegodzenie się z nieprzykazanymi przez Boga preferencjami – bo tkwienie w niespełnionej miłości do kogoś tej samej płci? Teorie zawsze da się pomnożyć, a jednak milkną one przed obliczem majestatu dzieł wielkiego Artysty. Ponoć młodzian Cavalieri przez wiele lat pozostawał najbardziej ważkim z jego westchnień. Okolony sztuką i słanymi listami, nieskonsumowany romans tej dwójki spróbował unikatowo, bo za pomocą komiksu, przedstawić Mateusz Leszczyński. Czy to miało prawo się udać?
Na początek ciekawostka: recenzowana powieść graficzna... powstała jako część praktyczna pracy magisterskiej. Przyznam, że z tak kreatywną formą jej realizacji nie miałam jeszcze do czynienia. Autor nie skupił się tylko na sztuce Michelangelo, ale przede wszystkim na uczuciu kierowanym do tytułowego Cavalieriego. Oprócz uwspółcześnionych fragmentów listów, w komiksie znajduje się wiele milczących scen – i sądzę, iż wbrew pozorom, to właśnie one, choć bez słów, przekazują całą kawalkadę intensywnych i sprzecznych emocji, które mogły być nieodłączną częścią życia niedoścignionego Twórcy. Są zresztą doskonale odzwierciedlone artystycznymi ilustracjami o rdzawej barwie, przywodzącej na myśl zaschniętą a przez to niemożliwą do usunięcia krew. Ekspresyjne i dorozumiane - kojarzą się z rzeźbami oraz sztuką, jaka nie ma dialogów... a pomimo tego przekazuje tak wiele. Unikatowa propozycja Macieja Leszczyńskiego może być odbierana jako swoista fikcja fanowska, z której każdej strony wyłania się miłość Autora do Artysty. “...jesteś sztuką sam w sobie, Michelangelo” - głosi jeden z dymków - i myślę, że ta właśnie dzięki takim pozycjom literacko-graficznym na zawsze pozostaje żywa. Choć przeminęło wiele wieków, pomniki trwalsze niż te spiżowe wciąż mają się doskonale, pozwalając postronnym przez chwilę podziwiać własne, zdumiewające niewzruszenie. I motywować - jak rapuje Avi: “będzie ogień jak na samej górze Synaj / jeśli nie chcesz być najlepszy, to nawet nie zaczynaj (...) dziś nie bądź zły, że w końcu tu dobiegłem / muszę skończyć to, co kiedyś się zaczęło / choć użeram się z kopułą tak jak Michelangelo”. Ja zaś niezmiennie poszukuję tak ciekawych wariacji słowno-obrazowych na temat podziwianych Twórców. “Cavalieri” to bez wątpienia coś, czego jeszcze nie było - warto się nad tym na dłuższą lub krótszą chwilę pochylić. Perełka, jaką polecam. 8/10
“Ostatnimi czasy Muza trzyma mnie w swoich szponach.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)