Jennifer Thorne - Diavola - recenzja

by - 12:48:00

11/10❗Może z którychś wakacji coś wróci razem z Tobą... a może nie wrócisz z nich Ty. 

Zapraszam Cię na wykwintną, bo nieserwowaną nigdy wcześniej ucztę. Daniem przewodnim będzie “Diavola” - nasączony włoską sztuką i architekturą horror psychologiczny, otoczony atmosferą grozy namalowaną pędzlem widzeń i urojeń. Dzięki lekturze skosztujesz martwej natury na onirycznym płótnie. Uważaj jednak... jeśli będziesz wpatrywać się w nie zbyt długo, istnieje duże prawdopodobieństwo, że postradasz zmysły.  

Oto propozycja literacka inna niż wszystkie podobne; redefiniująca na nowo pojęcie horroru. Straszna opowieść Jennifer Thorne jest bowiem tylko (i aż) artystycznie podanym punktem wyjścia dla dramatu rodzinnego - na wskroś przenikająco przedstawiającego brzemię niesienia miana czarnej owcy. Pozbawiona rozlewu krwi, nieinteligentnej bohaterki, która robi wszystko, by dać się zabić i efektów specjalnych z filmów klasy Y narracja rodem z najczarniejszych nocy stanowi zaledwie intro dla przejmujących szarpnięć smyczka snującego pieśń odrzucenia, w jakiej za dodatkowe akordy odpowiedzialne jest echo wampiryzmu energetycznego najbliższych. Zanim na słownym ekranie powieści pojawią się napisy końcowe, czytelnik – ze zjeżonymi włosami na głowie i gęsią skórką wędrującą po wiele - będzie zdjęty grozą. Zasmucony stopniem bezpowrotnie straconego poświęcenia, niepotrafiącego odczynić przypiętej wiele lat wstecz łatki tego najgorszego. Strwożony upartością zacietrzewienia, naginającego rzeczywistość do własnych przekonań. Przede wszystkim jednak: zaszachowany i zszokowany tym, że we współczesnym, wykrzywionym sztuczną otoczką świecie, można jeszcze napisać tak DOSKONALE iluzorycznie oddziałujący na psychikę horror. Bez fajerwerków, przesady i morza ohydy; czarujący słowem kreującym obraz – i właśnie z tego powodu wywierający tak OGROMNE WRAŻENIE. 

To. Trzeba. Przeczytać. Tegoroczne TOP10! 

Cały dom przywodził na myśl pentimenti – oryginalne pociągnięcia pędzla zamalowane czymś innym. Ten sam temat w innym stylu. Dawne błędy skryte pod świeżą farbą. Jakie błędy popełniono tutaj?” 

Villa Taccola. Jesteś trochę jak ten przerażający okolicznych mieszkańców budynek, przez większość roku zamknięty na cztery spusty. Nieprzystępny w swojej tajemniczości, majestatyczny wzniosłością, naznaczony przeszłością, ale przede wszystkim oddalony od wszystkich i wszystkiego. Nie z własnego wyboru – po prostu tak jak w każdej rodzinie musi się znaleźć czarna owca, której to roli nie wybrałaś sobie sama, tak zawsze, nawet na urokliwej wsi, da się wskazać ten jeden dom, jaki będzie napawał grozą już samą nazwą. Do Twoich pragnień bynajmniej nie zaliczały się wielkie, udawanie szczęśliwe, familijne wakacje – ale ulegając namowom, postanowiłaś się na nie wybrać, niejako dając najbliższym kolejną szansę. Na naprawienie relacji i odczynienie przeświadczenia, że jesteś odpowiedzialna za całe zło tego świata i właściwie to pozaziemskie też. To źle, że jako jedyna mówisz biegle językiem Italii. Jeszcze gorzej, iż nauczyłaś się tego z aplikacji. Szkoda marnowania takiej inteligencji na Ciebie - przecież nie ukończyłaś studiów. Czemu tu się dziwić, nawet kochanego przez wszystkich mężczyzny nie potrafiłaś przy sobie zatrzymać. Pani maruda, niszczyciel dobrej zabawy, psuj doskonałego nastroju, zasłaniający słońce. Jak i willa – masz swoją historię. Nikogo jednak ona nie obchodzi; wszak siostra, brat i rodzice każdokrotnie dopowiadają sobie własną. Do wynajętego miejsca docierasz jako ostatnia, na odchodne obdarzając dziwnym spojrzeniem kierowcę, którego opanował namacalny strach, gdy tylko powiedziałaś mu, dokąd musi Cię dostarczyć. Niestraszne Ci jednak podobne niesnaski - musiałby widzieć wieczną dezaprobatę we wzroku mamy oraz taty czy tę skażoną niewytłumaczalną zazdrością u siostry. Pewnym pocieszeniem wydaje się fakt, że nieuroczność kanikuły odczynić mogą jej dwie córki. Kiedy przekraczasz próg Taccoli, masz wrażenie, że słyszysz ich radosne nawoływania. Dom jednak okazuje się pusty i gotowy na Twoje przybycie... Czekał na Ciebie stanowczo zbyt długo.  

Jesteś moja, wydawało się mówić. Twoje sny są teraz moimi snami, Twój mózg moim mózgiem. Wszystko staje się moje. (...) Była w wilii, opróżnionej z mebli, ale wypełnionej ciemnością, nienaturalnym, namalowanym rodzajem ciemności, jak warstwa farby. Nie była sama.” 

Zajmujesz ostatnią wolną sypialnię i powoli przygotowujesz się psychicznie na to, co nieuniknione. Przytyki. Uśmiech kamuflujący naigrywanie się. Pozornie życzliwe pytania; kierowane nie ciekawością, a chęcią pokazania własnej lepszości. Propozycje wzniesienia toastu, stanowiące doskonały punkt wyjścia do stoczenia następnej ożywionej procentami debaty o tym, dlaczego coś jest z Tobą nie tak - choć trudno wskazać, czymże to COŚ miałoby być. Typowo sielski obrazek każdych wakacji rodziny Pace’ów; sąd nad Anną. Tylko obrońcy brak, chyba że w Twojej osobie mianuje się sam. Linia kontrofensywy jest prosta – jak najczęściej oddalać się od krewnych i oddawać dwóm odskoczniom: tworzeniu majestatycznych rysunków oraz podziwianiu włoskich pereł architektury, jakie nareszcie będziesz miała okazję odkryć na własną rękę. Na Twoje szczęście, dla reszty jest to wystarczająco nudne, by przesadnie nie chcieli Ci towarzyszyć, w istocie wyszukując kolejne preteksty do scysji. Zresztą siostra rozplanowała już co do minuty plan zajęć. Jeżeli nieco się nagimnastykujesz, być może uda Ci się zrealizować własny. Tak często, jak tylko się da, zostajesz w willi sama, ale... wcale nie jesteś samotna. Niepokojące nocne dźwięki szybko ubogacają dzienne przywidzenia. Przedmioty, na jakie spoglądasz kierowana ciekawością i w poszukiwaniu artystycznych inspiracji, wydają się odwzajemniać wzrok. I wieża... ta bezokienna wieża, w której widziałaś przecież szybę zaraz po przyjeździe, a jaka teraz woła Cię do siebie jazgoczącą kakofonią emocji. Czy wszystko to sugeruje, iż coś zdematerializowanego, acz namacalnego, zrozumiało przytłaczający ogrom tragedii i chce dotrzymać Ci towarzystwa? Strasząc, pyta: “Tylko ile razy Anna będzie mogła stać jak falochron i znosić uderzenia fal, jedno za drugim, i nie drgnąć?”. Może dzieli z Tobą pojedynczość i tak samo jak kolejna osoba, która Cię porzuciła, wie, iż masz w sobie ciemność? Na świecie istnieją złe miejsca, ale każde z nich jest komuś przeznaczone. Witaj w Wilii Taccola, gdzie otulający dusznością mrok na Ciebie czekał... 

“Kontrola jest przeciwieństwem życia. Żyć to znaczy zbierać cięgi. Przetrwać, dostosować się i gramolić dalej, mimo wszystko.” 

Dopóki nie sięgnęłam po “Diavolę”, mogłam stwierdzić, iż na wiele w życiu poznanych, nie przeczytałam ani jednego dobrego horroru. Oto swoiste novum na mojej literackiej drodze – pierwszy z pod każdym względem doskonałych. Podany wytwornym, zakrawającym wręcz o poetycki, językiem - z niesamowicie budowaną słowami atmosferą nieustającego napięcia, roztoczył przede mną plastyczny obraz trwożącej i emocjonującej historii, która straszy ciszą, miast przerażać krzykiem. I ta mnogość alegorii, spośród jakich najbardziej urzeka martwa natura, będąca przenośnią wewnętrznego zepsucia... Ów wykwintnie zaserwowany majstersztyk sprawi, że w trakcie lektury będziesz się oglądać za siebie, upewniając, iż niczego tam nie ma. Później uczynisz to ponownie, wciąż mając wrażenie niewytłumaczalnej obecności. Opowieść Thorne wcale Cię nie wciągnie - a chwyci w objęcia sklejone z eskalujących suspensów i nie wypuści jeszcze na długo po poznaniu zakończenia. Nigdy więcej nie spojrzysz tak samo na tajemniczy obraz. Trzykrotnie zastanowisz się przed wybraniem wakacyjnej destynacji. Stwierdzisz też, że możliwy jest pewien ewenement – kreacja horroru z klasą, bez wszechobecnych płynów ustrojowych i wyskakujących zza rogu jump scare’ów... bo za nęcącą mrokiem atmosferę odpowiadają przede wszystkim EMOCJE. W wywoływaniu tychże Autorka okazuje się niepodważalnym mistrzem. “Diavola” zaś to swoiste masterpiece; sztuka dla sztuki, kunsztowny okaz dla tych, którzy poszukują w literaturze tego niedoścignionego “więcej”. Porywająca gra na emocjach, amplituda doznań - nieodkładalny horror psychologiczny, windujący dramat rodzinny w wielu aktach na sam szczyt. A może wprost do Willi Taccola- bo każdy ma swoją. We wszystkich nich ktoś na kogoś czeka... 11/10 - tak oto druga lokata mojego tegorocznego TOP 10 zostaje zajęta. 

“Tylko widzisz, tutaj popełniłaś pierwszy błąd w swoim rozumowaniu: nie jestem zbłąkanym jagniątkiem. Jestem czarną owcą. A to dwie bardzo różne rzeczy.” 

You May Also Like

1 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)